Ostatnia szansa: Historia Władka i Janki

— Zabiję, cholera! — wrzasnąłem, waląc pięściami w drzwi naszego domu. Moje knykcie już krwawiły, ale nie czułem bólu. W głowie miałem tylko jedno: muszę wejść do środka, muszę jej wszystko powiedzieć, wykrzyczeć, co mnie boli. Za mną zebrała się już grupka sąsiadów — jak zawsze, kiedy coś się działo u Władka i Janki.

— Władek, co ty wyprawiasz? — usłyszałem głos Wojtka, mojego sąsiada. — Jutro znowu będziesz przepraszał! I nie wstyd? Dwójkę dzieci wychowaliście, twoja Janka nigdy ci nie dała powodu, a ty się ośmieszasz i ją też!

Odwróciłem się do furtki, czując na sobie spojrzenia ludzi. Złość mieszała się ze wstydem. — Co wy tu stoicie? To moja sprawa! — krzyknąłem, ale głos mi zadrżał. Wiedziałem, że mają rację. Wiedziałem to od dawna.

Janka zamknęła się w domu razem z naszymi dziećmi. Słyszałem ich ciche szlochy przez drzwi. Przez chwilę miałem ochotę rzucić się na ziemię i płakać razem z nimi, ale duma mi nie pozwalała. Zamiast tego wróciłem na podwórko i kopnąłem w stare wiadro. Metalowy dźwięk rozdarł ciszę nocy.

Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu, kiedy straciłem pracę w tartaku. Niby nic wielkiego — przecież wielu ludzi traci pracę. Ale dla mnie to był koniec świata. Przez całe życie byłem tym, który utrzymywał rodzinę. Tym, który zawsze dawał radę. A teraz? Teraz siedziałem całymi dniami w domu, patrzyłem w ścianę i piłem.

Janka próbowała mnie ratować. Przynosiła obiady do pokoju, mówiła cicho: „Władek, może pójdziesz do gminy? Może coś znajdziesz?”. Ale ja tylko warczałem: „Daj mi spokój!”. Dzieci zaczęły mnie unikać. Czułem ich strach, widziałem go w oczach syna, kiedy wracał ze szkoły i widział mnie z butelką w ręku.

Aż do tego wieczoru. Tego wieczoru, kiedy Janka powiedziała: „Nie chcę już tak żyć. Jeśli się nie zmienisz, odejdę”.

To mnie złamało. Wybuchłem jak nigdy wcześniej. Krzyczałem, rzucałem talerzami, wyzywałem ją od najgorszych. Dzieci schowały się w swoim pokoju. Janka zamknęła się na klucz w sypialni.

I wtedy wyszedłem na podwórko. Sąsiedzi już wiedzieli — na naszej ulicy nie da się niczego ukryć. Wojtek próbował mnie powstrzymać, ale ja byłem jak w amoku.

— Władek! — krzyknął jeszcze raz Wojtek. — Opanuj się! Zobacz, co robisz!

Zatrzymałem się na chwilę. Spojrzałem na swoje ręce — brudne, zakrwawione pięści. Poczułem mdłości.

— Idźcie do domu — powiedziałem cicho do sąsiadów. — Nic tu po was.

Zostawili mnie samego. Usiadłem na schodach i zacząłem płakać jak dziecko.

Nie wiem, ile czasu minęło. Może godzinę, może dwie. W końcu drzwi otworzyły się powoli i wyszła Janka. Miała czerwone oczy i trzęsły jej się ręce.

— Władek… — zaczęła cicho.

Nie mogłem na nią spojrzeć.

— Przepraszam — wyszeptałem. — Nie wiem, co się ze mną dzieje.

Usiadła obok mnie na schodach. Przez chwilę milczeliśmy.

— Ja też nie wiem — powiedziała w końcu. — Ale tak dalej być nie może.

Zacisnąłem pięści jeszcze mocniej.

— Boję się… że cię stracę — powiedziałem prawie bezgłośnie.

Janka spojrzała mi prosto w oczy.

— Stracisz mnie, jeśli nie przestaniesz pić i krzyczeć na nas — powiedziała spokojnie. — Stracisz dzieci. Stracisz wszystko.

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego.

Przez następne dni chodziłem jak cień po domu. Nie piłem — bałem się nawet patrzeć na butelkę. Dzieci patrzyły na mnie z nieufnością. Janka była cicha i zamknięta w sobie.

W końcu zebrałem się na odwagę i poszedłem do gminy zapytać o pracę. Nie było łatwo — wszyscy wiedzieli o moich wybrykach. Ale znalazła się robota przy remoncie drogi.

Każdego dnia walczyłem ze sobą. Każdego dnia musiałem udowadniać rodzinie i sobie, że potrafię być innym człowiekiem.

Wieczorami siadałem z Janką przy stole i rozmawialiśmy — pierwszy raz od lat naprawdę rozmawialiśmy o tym, co nas boli, czego się boimy.

Dzieci powoli zaczęły mi ufać na nowo. Syn przyniósł mi rysunek: „Tata już nie krzyczy”.

Ale wiem, że to wszystko jest kruche jak szkło. Wystarczy jeden błąd i wszystko runie.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę zasługuję na drugą szansę? Czy można naprawić to, co samemu się zniszczyło przez lata milczenia i złych wyborów?

Może ktoś z was zna odpowiedź…