Czy powinnam poświęcić własne szczęście dla leniwej siostry i matki? Moja walka o normalność w rodzinie Kowalskich

— Znowu nie zapłaciłaś rachunku za prąd, Anka? — krzyknęłam, wchodząc do kuchni. W powietrzu wisiał zapach przypalonej kawy i stęchlizny. Moja starsza siostra siedziała przy stole, wpatrzona w ekran telefonu, jakby świat poza TikTokiem nie istniał.

— Przecież mówiłam, że nie mam kasy — odburknęła, nawet na mnie nie patrząc. — A ty przecież zarabiasz, to co ci szkodzi?

Zacisnęłam pięści. W głowie pulsowało mi od gniewu i bezsilności. Od lat to ja byłam tą odpowiedzialną. Po śmierci taty mama pogrążyła się w apatii, a Anka… Anka po prostu przestała próbować. Skończyła liceum i od tamtej pory jej życie kręciło się wokół seriali i narzekań na świat.

Mama leżała na kanapie w salonie, przykryta kocem, z pilotem w dłoni. — Emilka, kupiłabyś coś na obiad. Dziś nie mam siły wyjść do sklepu — rzuciła słabym głosem, jakby każda sylaba była dla niej wysiłkiem.

Miałam dwadzieścia osiem lat i czułam się jak matka dla własnej matki i siostry. Każda wypłata znikała szybciej niż się pojawiała. Odkładałam marzenia na później: studia podyplomowe, podróże, nawet zwykłe wyjście do kina z Michałem. On był moją ostoją, ale coraz częściej widziałam w jego oczach rozczarowanie.

— Emilka, ile jeszcze będziemy ich utrzymywać? — zapytał pewnego wieczoru Michał, kiedy wróciłam do naszego mieszkania z siatkami pełnymi zakupów dla mamy i Anki. — Przecież to nie jest normalne. My też mamy swoje życie.

Zamilkłam. Wiedziałam, że ma rację. Ale jak miałam zostawić mamę, która od lat nie podniosła się po śmierci taty? Jak miałam zmusić Ankę do pracy, skoro każda próba kończyła się awanturą?

Pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz powiedziałam „nie”. Mama zadzwoniła do mnie w pracy:

— Emilka, musisz przyjechać. Anka pokłóciła się z sąsiadką i teraz płacze w łazience.

— Mamo, jestem w pracy. Nie mogę wyjść — odpowiedziałam drżącym głosem.

— Ale przecież zawsze przyjeżdżałaś! — usłyszałam wyrzut w jej głosie.

Rozłączyłam się i przez chwilę siedziałam bez ruchu. Wtedy po raz pierwszy poczułam ulgę. Może byłam egoistką, ale miałam dość bycia jedyną dorosłą w tej rodzinie.

Wieczorem zadzwoniła Anka:

— Dzięki za wsparcie, siostrzyczko. Wiesz co? Jesteś taka sama jak tata — rzuciła z pogardą.

Zamarłam. Tata był dla nich bohaterem tylko wtedy, gdy można było go obarczyć winą za wszystko złe. Odszedł nagle, zostawiając nas z długami i żalem. Od tamtej pory ja byłam tą „silną”.

Michał próbował mnie wspierać:

— Emilka, musisz postawić granice. Inaczej nigdy się nie uwolnisz.

Ale jak postawić granice komuś, kto jest twoją matką? Kto całe życie powtarzał ci, że „rodzina jest najważniejsza”?

W pracy zaczęłam popełniać błędy. Szefowa wezwała mnie na rozmowę:

— Emilia, jesteś świetna w tym co robisz, ale ostatnio widzę, że coś cię przytłacza. Może powinnaś pomyśleć o sobie?

Wróciłam do domu i spojrzałam na Michała. — Chcę wyjechać na weekend tylko z tobą — powiedziałam cicho.

Uśmiechnął się smutno. — Myślisz, że one sobie poradzą?

Nie wiedziałam. Ale musiałam spróbować.

Wyjechaliśmy do Kazimierza Dolnego. Przez dwa dni nie odbierałam telefonów od mamy ani Anki. Czułam się winna i wolna jednocześnie. Kiedy wróciliśmy, w skrzynce czekał list od komornika — mama nie zapłaciła czynszu za mieszkanie.

Znowu musiałam ratować sytuację. Michał patrzył na mnie z rezygnacją:

— Emilka, jeśli tak dalej pójdzie, stracimy siebie.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie głosy mamy i Anki: „Jesteś naszą jedyną nadzieją”, „Bez ciebie sobie nie poradzimy”.

Ale czy naprawdę by sobie nie poradziły? Czy przez lata nie nauczyły się bezradności tylko dlatego, że zawsze je ratowałam?

Pewnego dnia wróciłam do rodzinnego mieszkania i zobaczyłam Ankę leżącą na kanapie z chipsami i pilotem w ręku.

— Może byś poszukała pracy? — zapytałam spokojnie.

Spojrzała na mnie z pogardą:

— Po co? Ty zarabiasz wystarczająco dla wszystkich.

Wtedy coś we mnie pękło.

— To ostatni raz płacę za wasze rachunki — powiedziałam stanowczo. — Od jutra radzicie sobie same.

Mama zaczęła płakać, Anka krzyczała o moim egoizmie. Wyszłam trzaskając drzwiami.

Przez kilka tygodni nie odbierałam telefonów od rodziny. Skupiłam się na pracy i na Michału. Zaczęliśmy planować wspólną przyszłość bez ciężaru mojej rodziny na plecach.

Po miesiącu mama zadzwoniła:

— Emilka… Anka znalazła pracę w sklepie spożywczym. Ja zaczęłam chodzić na terapię.

Poczułam ulgę i smutek jednocześnie. Może naprawdę trzeba pozwolić ludziom upaść, żeby nauczyli się chodzić?

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy jestem złą córką? Czy miałam prawo wybrać własne szczęście?

A wy… czy potrafilibyście postawić granice własnej rodzinie? Czy to egoizm czy zdrowy rozsądek?