W końcu pozwoliłam mojemu synowi dorosnąć – historia matki, która musiała wybrać między własnym życiem a oczekiwaniami rodziny
– Mamo, nie rozumiesz! – krzyknął Kuba, trzaskając drzwiami swojego pokoju. Stałam w korytarzu naszego mieszkania na warszawskim Ursynowie, z dłonią zaciśniętą na kubku zimnej już herbaty. W powietrzu wisiała cisza, która bolała bardziej niż jakiekolwiek słowa. Mój syn miał siedemnaście lat i właśnie po raz pierwszy powiedział mi, żebym się od niego odczepiła.
Zawsze byłam tą „grzeczną” – córką, studentką, później matką. Kiedyś marzyłam o pracy w wydawnictwie, o podróżach, o własnym mieszkaniu z widokiem na Wisłę. Ale życie napisało inny scenariusz. Skończyłam polonistykę razem z Pawłem – moim chłopakiem jeszcze z liceum. Oboje mieliśmy wielkie plany: on chciał być dziennikarzem, ja redaktorką. Ale po obronie magisterki okazało się, że świat nie czeka na nas z otwartymi ramionami. Praca była tylko na umowę-zlecenie, za śmieszne pieniądze. Wtedy zaszłam w ciążę.
Moja mama, pani Halina – emerytowana nauczycielka – od razu wiedziała lepiej. „Zostań z nami, Emilko. Pomogę ci z dzieckiem, a Paweł niech szuka pracy.” Paweł wyjechał do Anglii na budowę. Ja zostałam w rodzinnym mieszkaniu na trzecim piętrze bloku z wielkiej płyty. Kuba rósł, a ja coraz bardziej czułam się jak cień samej siebie.
Przez lata żyłam według zasad mamy. „Nie wychodź za często, bo dziecko się przyzwyczai do twojej nieobecności.” „Nie wracaj późno, bo co ludzie powiedzą?” „Nie szukaj pracy na etat, bo kto zajmie się Kubą?”
Kuba był moim całym światem. Ale im był starszy, tym bardziej widziałam w jego oczach bunt i żal. Pewnego dnia wrócił do domu z podbitym okiem. „To nic takiego,” rzucił tylko i zamknął się w pokoju. Zaczęłam go śledzić po szkole, sprawdzać zeszyty, dzwonić do wychowawczyni. Mama mówiła: „Dobrze robisz. Dzieci trzeba pilnować.”
Ale Kuba coraz częściej milczał. Przestał opowiadać mi o swoich sprawach. Znikał na całe popołudnia. Pewnego wieczoru podsłuchałam rozmowę przez telefon:
– Nie mogę wyjść, bo matka znowu będzie robić sceny.
Poczułam się jak tyran. Czy naprawdę byłam taka? Czy naprawdę zamknęłam syna w złotej klatce?
Wtedy zadzwonił Paweł. Po latach milczenia chciał zobaczyć Kubę. Mieszkał teraz w Poznaniu, miał nową rodzinę. Zgodziłam się niechętnie.
– Kuba musi mieć ojca – powiedziała mama. – Ale pamiętaj, on już nie jest częścią naszej rodziny.
Kuba wrócił od Pawła odmieniony. Zaczął mówić o studiach w innym mieście, o pracy wakacyjnej nad morzem.
– Chcę spróbować sam – powiedział pewnego wieczoru.
– Przecież masz tu wszystko! – wybuchła mama.
– Mamo… – spojrzał na mnie błagalnie – pozwól mi dorosnąć.
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Przypomniałam sobie siebie sprzed lat: młodą dziewczynę z głową pełną marzeń, którą życie i oczekiwania innych powoli zamieniały w cień.
Rano podjęłam decyzję.
– Kuba – powiedziałam przy śniadaniu – jeśli chcesz wyjechać na studia do Gdańska, pomogę ci znaleźć stancję i pracę na wakacje.
Mama patrzyła na mnie jak na wariatkę.
– Emilka! Co ty robisz? On sobie nie poradzi!
– Mamo – spojrzałam jej prosto w oczy – muszę mu pozwolić dorosnąć. Inaczej nigdy nie będzie szczęśliwy.
Przez kolejne tygodnie atmosfera w domu była napięta jak struna. Mama przestała się do mnie odzywać. Kuba był podekscytowany i przerażony jednocześnie.
W dzień wyjazdu płakałyśmy obie: ja i mama. Kuba uśmiechał się przez łzy.
– Dziękuję ci, mamo – wyszeptał, ściskając mnie mocno.
Kiedy wróciłam do pustego mieszkania, poczułam ulgę i strach jednocześnie. Po raz pierwszy od lat mogłam pomyśleć o sobie: co dalej? Może czas poszukać pracy? Może czas nauczyć się żyć dla siebie?
Wieczorem usiadłam przy oknie z kubkiem herbaty i patrzyłam na światła miasta.
Czy dobrze zrobiłam? Czy pozwolenie dziecku odejść to akt miłości czy egoizmu? Ile jeszcze razy będę musiała wybierać między sobą a oczekiwaniami innych?
A wy… czy potrafilibyście pozwolić swoim dzieciom odejść i dorosnąć?