Dziecięcy rywale: opowieść o pewnej nadziei
– No i co teraz? – usłyszałem głos Jakuba, zanim jeszcze zobaczyłem jego sylwetkę w półmroku. Siedziałem na starej ławce przed domem rodziców, tej samej, na której jako dzieci planowaliśmy z Jakubem wielkie wyprawy i budowaliśmy zamki z wyobraźni. Teraz ławka skrzypiała pod moim ciężarem, a powietrze pachniało sianem i kurzem, jakby czas się zatrzymał. Ale przecież wszystko się zmieniło.
Jakub stanął przede mną, ręce miał w kieszeniach, wzrok wbity w ziemię. Przez chwilę milczeliśmy, a ja czułem, jak serce wali mi w piersi. Przez te wszystkie lata próbowałem zapomnieć o tym, co się wydarzyło tamtego lata, kiedy nasze drogi się rozeszły. Ale nie da się zapomnieć o kimś, kto był twoim bratem z wyboru.
– Wiesz, Marcin – zaczął cicho Jakub – czasem myślę, że gdyby nie ten cholerny konkurs, wszystko byłoby inaczej.
Pamiętam ten dzień jak przez mgłę. Miałem wtedy trzynaście lat, Jakub był o rok starszy. W naszej szkole ogłoszono konkurs na najlepszy projekt ekologiczny. Obaj chcieliśmy wygrać – dla siebie, dla rodziców, dla nauczycieli, którzy zawsze nas porównywali. Pracowaliśmy osobno, choć kiedyś robiliśmy wszystko razem. Wtedy już coś zaczęło się psuć – drobne sprzeczki, zazdrość o oceny, o uwagę dorosłych.
– Ty wygrałeś – powiedziałem cicho. – I dobrze. Twój projekt był lepszy.
Jakub wzruszył ramionami.
– Ale to nie o to chodziło. Wiesz dobrze, że wtedy…
Przerwał i spojrzał mi w oczy. Widziałem w nich cień tamtego chłopca, który płakał za stodołą po ogłoszeniu wyników. Bo choć wygrał, stracił coś ważniejszego.
– Mój ojciec… – zaczął Jakub i zaciął się. – On zawsze chciał, żebym był najlepszy. A twój ojciec…
Zacisnąłem pięści. Mój ojciec nigdy nie ukrywał rozczarowania mną. Zawsze powtarzał: „Patrz na Jakuba, ucz się od niego!” Nawet po konkursie nie potrafił mnie przytulić ani powiedzieć dobrego słowa.
– Wiesz, Jakub – powiedziałem z goryczą – czasem myślę, że to nie my byliśmy rywalami, tylko nasi ojcowie.
Jakub usiadł obok mnie na ławce. Przez chwilę patrzyliśmy na ciemniejące pole za domem.
– Może masz rację – powiedział cicho. – Ale to my ponieśliśmy konsekwencje.
Przypomniałem sobie tamto lato – jak przestaliśmy ze sobą rozmawiać, jak każde z nas zamknęło się w swoim świecie. Potem Jakub wyjechał do technikum w mieście, ja zostałem na wsi. Nasze drogi rozeszły się na dobre.
– Dlaczego wróciłeś? – zapytałem nagle.
Jakub westchnął.
– Mama jest chora. Tata nie daje sobie rady. Musiałem wrócić pomóc. A ty?
Zawahałem się. Wróciłem po śmierci ojca, żeby uporządkować dom i… może coś jeszcze? Może znaleźć odpowiedzi na pytania, które dręczyły mnie od lat?
– Chyba szukam czegoś, co zgubiłem dawno temu – odpowiedziałem wymijająco.
Zapadła cisza. Słychać było tylko świerszcze i odległe szczekanie psa sąsiadów.
– Marcin – odezwał się nagle Jakub – czy ty mi kiedyś wybaczyłeś?
Zaskoczył mnie tym pytaniem. Przez lata pielęgnowałem w sobie żal i poczucie krzywdy. Ale czy naprawdę miałem mu coś wybaczać? Czy to nie ja powinienem prosić o przebaczenie?
– Nie wiem – odpowiedziałem szczerze. – Chyba nigdy nie próbowałem.
Jakub spojrzał na mnie z nadzieją.
– Może spróbujemy teraz? Jesteśmy dorośli. Może czas przestać być zakładnikami przeszłości?
Poczułem nagle ciężar lat spędzonych na rozpamiętywaniu dawnych krzywd. Ile razy chciałem napisać do Jakuba? Ile razy śniło mi się nasze dzieciństwo – beztroskie bieganie po łąkach, wspólne łowienie ryb w stawie za szkołą? A potem wszystko rozpadło się przez ambicje naszych rodziców i naszą własną dumę.
– Spróbujmy – powiedziałem cicho.
Jakub uśmiechnął się blado i poklepał mnie po ramieniu.
– Jutro przyjdź do mnie na herbatę. Mama będzie się cieszyć.
Patrzyłem za nim, gdy odchodził w stronę swojego domu po drugiej stronie drogi. Nagle poczułem ulgę – jakby ktoś zdjął mi z ramion ciężki plecak.
Wróciłem do domu i usiadłem przy stole w kuchni. Na ścianie wisiało stare zdjęcie: ja i Jakub na rowerach, uśmiechnięci od ucha do ucha. Przez chwilę patrzyłem na nie i zastanawiałem się, ile jeszcze takich historii jest wokół nas – ile przyjaźni rozpadło się przez cudze oczekiwania i własną dumę?
Czy naprawdę musieliśmy czekać tyle lat, żeby spróbować naprawić to, co zostało złamane? Czy można odzyskać utraconą przyjaźń? A może najważniejsze jest to, żeby mieć odwagę zrobić pierwszy krok?