Gdy oddałam serce rodzinie, a zostałam sama – historia matki, która uwierzyła w miłość syna

– Mamo, musisz przyjechać. Nie damy sobie rady bez ciebie – głos Pawła drżał w słuchawce, a ja poczułam, jak serce ściska mi się z niepokoju. To był środek listopada, ciemno, zimno, a ja właśnie zaczęłam układać sobie życie na nowo po śmierci męża. Miałam 58 lat, pierwszy raz od lat pozwoliłam sobie na myśl, że mogę żyć dla siebie. Ale przecież matka nie odmawia, kiedy dziecko prosi o pomoc.

Spakowałam walizkę, zostawiłam niedokończoną książkę na stoliku i ruszyłam do Warszawy. Paweł i jego żona, Magda, spodziewali się drugiego dziecka. Mieli już trzyletnią Zosię, a teraz Magda była w ósmym miesiącu ciąży. Oboje pracowali – on jako informatyk w korporacji, ona nauczycielka w podstawówce. „Mamo, tylko na chwilę – dwa miesiące, aż Magda wróci do formy” – zapewniał mnie Paweł.

Pierwsze dni były pełne czułości. Zosia tuliła się do mnie, Magda dziękowała za każdą ugotowaną zupę. Czułam się potrzebna. Ale szybko okazało się, że „chwila” to pojęcie względne. Po narodzinach Antosia wszystko się zmieniło. Magda była wyczerpana i rozdrażniona, Paweł coraz częściej znikał w pracy. Zosia zaczęła sprawiać problemy – płakała, krzyczała, domagała się uwagi. Ja byłam od wszystkiego: gotowania, sprzątania, opieki nad dziećmi.

Pewnego wieczoru usłyszałam przez drzwi sypialni rozmowę:
– Paweł, twoja mama chyba myśli, że to jej dom.
– Daj spokój, przecież pomaga.
– Ale ja nie chcę jej tu na stałe! – głos Magdy był ostry jak nóż.

Zamarłam. Poczułam się jak intruz we własnej rodzinie. Przez kolejne dni Magda była dla mnie chłodna. Zosia zaczęła powtarzać: „Babcia niech idzie do siebie”. Paweł unikał rozmów.

Zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Ewy:
– Ewa, ja chyba przeszkadzam…
– Nie przeszkadzasz! Oni są niewdzięczni! – krzyczała przez telefon.

Ale ja nie chciałam wierzyć, że własny syn może być niewdzięczny. Przecież tyle dla niego zrobiłam! Poświęciłam karierę zawodową, żeby wychować go najlepiej jak potrafiłam. Zawsze był moim oczkiem w głowie.

Któregoś dnia Magda wróciła wcześniej ze szkoły. Zastała mnie przy kuchence:
– Pani Aniu, proszę już nie gotować obiadu. Zamówiliśmy catering.

Poczułam się upokorzona. Przez następne dni coraz częściej słyszałam: „Nie trzeba”, „Poradzimy sobie”. Paweł był milczący i spięty. Zosia przestała przychodzić do mnie na kolana.

W końcu zebrałam się na odwagę:
– Pawle, czy ja wam przeszkadzam?
– Mamo… – spuścił wzrok – Magda jest zmęczona. Chciałaby trochę prywatności.
– A ty?
– Ja… też chciałbym mieć dom tylko dla siebie.

Łzy napłynęły mi do oczu. Spakowałam walizkę tej samej nocy. Rano tylko zostawiłam kartkę: „Dziękuję za wszystko. Kocham was”.

Wracając pociągiem do Łodzi czułam się pusta jak wydmuszka. W domu panowała cisza. Nikt nie czekał z herbatą, nikt nie pytał: „Babciu, pobawisz się ze mną?” Przez kilka dni chodziłam po mieszkaniu bez celu. Dzwoniłam do Pawła – nie odbierał. Magda napisała jednego SMS-a: „Dziękujemy za pomoc”.

Minęły tygodnie. Święta spędziłam sama. Ewa zaprosiła mnie do siebie, ale odmówiłam – nie chciałam być ciężarem dla nikogo więcej.

Któregoś dnia zadzwoniła Zosia:
– Babciu, kiedy przyjedziesz?
– Nie wiem, kochanie…
– Mama mówi, że już nie chcesz nas widzieć.

Serce mi pękło. Zadzwoniłam do Pawła:
– Synku, dlaczego pozwalasz Magdzie mówić takie rzeczy?
– Mamo… to skomplikowane…

Nie rozumiałam już niczego. Czy naprawdę można kochać za bardzo? Czy moje poświęcenie było błędem? Przez całe życie byłam dla innych – dla męża, dla syna, dla wnuków. Teraz zostałam sama.

Czasem patrzę przez okno na plac zabaw i widzę matki z dziećmi. Zastanawiam się: czy one też kiedyś poczują się niepotrzebne? Czy każda matka musi przeżyć taki moment zdrady?

Może powinnam była wcześniej pomyśleć o sobie? Może powinnam była nauczyć Pawła wdzięczności? A może po prostu taka jest kolej rzeczy?

Czy naprawdę można kochać za bardzo? Czy rodzina zawsze odwzajemnia nasze poświęcenie? Co wy o tym myślicie?