Mój sześcioletni syn chce odejść do ojca – czy jestem złą matką?
– Mamo, ja już cię nie kocham. Chcę mieszkać z tatą.
Te słowa rozdarły mnie na pół. Stałam w kuchni, krojąc ogórka na kanapki, kiedy Staś wszedł do pomieszczenia z miną, której nie znałam. Sześć lat – tylko tyle miał mój synek, a już potrafił tak boleśnie zranić. Przez chwilę nie mogłam oddychać. Nóż wypadł mi z ręki i stuknął o blat. Staś patrzył na mnie wyczekująco, jakby czekał na wybuch albo łzy. Ale ja tylko stałam, sparaliżowana.
– Dlaczego tak mówisz? – wyszeptałam, próbując nie płakać.
– Bo tata pozwala mi grać na konsoli ile chcę. I nie krzyczy, jak się pobrudzę – odpowiedział z dziecięcą szczerością.
Przypomniałam sobie ostatnią kłótnię z Pawłem, moim byłym mężem. Odbierał Stasia w sobotę rano i rzucił przez zaciśnięte zęby: „Może w końcu przestaniesz go kontrolować na każdym kroku”. Wtedy myślałam, że przesadza. Teraz zaczęłam się zastanawiać, czy to ja nie przesadzam.
Staś odwrócił się na pięcie i pobiegł do swojego pokoju. Zostałam sama w kuchni, z sercem ściśniętym jak pięść. W głowie kłębiły mi się pytania: Czy jestem złą matką? Czy naprawdę go duszę? Czy Paweł podburza Stasia przeciwko mnie?
Wieczorem zadzwoniłam do mojej mamy. Zawsze była moją ostoją.
– Mamo, Staś powiedział, że mnie nie kocha i chce mieszkać z Pawłem – wyszeptałam przez łzy.
– Dziecko, on jest mały. Dzieci czasem mówią okrutne rzeczy, nie rozumiejąc ich wagi – próbowała mnie pocieszyć.
Ale ja wiedziałam, że to coś więcej. Od rozwodu minęły dwa lata. Paweł zabierał Stasia co drugi weekend i zawsze wracał rozbawiony, opowiadając o lodach na śniadanie i nocnych maratonach bajek. Ja byłam tą „nudną”, od obowiązków i zasad.
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać ze Stasiem spokojnie.
– Synku, dlaczego chcesz mieszkać z tatą?
– Bo u taty jest fajniej. Nie muszę sprzątać pokoju i mogę jeść chipsy na kolację – odpowiedział bez wahania.
Zrobiło mi się przykro. Przecież starałam się być dobrą mamą. Chciałam go chronić przed złymi nawykami, nauczyć odpowiedzialności. Ale czy przez to straciłam jego miłość?
Wieczorem napisałam do Pawła:
„Staś mówi, że chce z tobą mieszkać. Rozmawiałeś z nim o tym?”
Odpisał po godzinie:
„Nie podburzam go przeciwko tobie. Po prostu pozwalam mu być dzieckiem.”
Czyli jednak uważał mnie za zbyt surową. Poczułam się zdradzona i osamotniona.
Przez kolejne dni Staś był coraz bardziej zamknięty w sobie. Unikał mnie, nie chciał przytulać na dobranoc. W pracy nie mogłam się skupić, myśli krążyły wokół jednego: co zrobiłam źle?
W końcu zebrałam się na odwagę i poszłam do psychologa dziecięcego. Opowiedziałam wszystko: rozwód, konflikty z Pawłem, słowa Stasia.
– Dzieci często wybierają „łatwiejszego” rodzica – powiedziała pani psycholog. – To nie znaczy, że cię nie kocha. On po prostu tęskni za beztroską. Może warto spróbować znaleźć złoty środek?
Zaczęłam obserwować siebie. Rzeczywiście – byłam spięta, zmęczona, wiecznie zabiegana. Po pracy gotowałam obiad, sprawdzałam lekcje, pilnowałam porządku. Rzadko mieliśmy czas na wspólną zabawę.
Pewnego wieczoru zapytałam Stasia:
– Chciałbyś pograć ze mną w planszówki?
Spojrzał na mnie zaskoczony, ale po chwili uśmiechnął się szeroko.
– Tak! W „Chińczyka”!
Graliśmy do późna, śmiejąc się i wygłupiając. Po raz pierwszy od dawna zobaczyłam w jego oczach radość.
Ale następnego dnia znów usłyszałam:
– Mamo, kiedy pojadę do taty?
Zrozumiałam wtedy, że nie chodzi tylko o zasady czy zabawę. Staś tęsknił za ojcem – za rodziną, której już nie było.
Wieczorem usiadłam przy jego łóżku.
– Synku, wiem, że jest ci trudno. Mi też jest smutno bez taty w domu. Ale bardzo cię kocham i zawsze będę przy tobie.
Przytulił się do mnie mocno.
– Ja też cię kocham… ale czasem chciałbym mieć was oboje.
Łzy napłynęły mi do oczu.
Kilka dni później Paweł zadzwonił:
– Może spróbujemy spędzać razem czas ze Stasiem? Pójdziemy razem do kina albo na lody?
Zgodziłam się – dla dobra syna.
Pierwsze wspólne wyjście było niezręczne. Unikaliśmy siebie wzrokiem, rozmawialiśmy tylko o Stasiu. Ale on był szczęśliwy – widziałam to w jego oczach.
Z czasem nauczyliśmy się współpracować jako rodzice, choć już nie jako para. Staś przestał mówić o przeprowadzce do taty. Czasem pytał: „Dlaczego nie możecie być razem?”, ale coraz rzadziej.
Wciąż mam w sobie strach i poczucie winy. Czasem budzę się w nocy i pytam sama siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy jestem wystarczająco dobrą mamą?
Może nigdy nie znajdę jednoznacznej odpowiedzi… Ale wiem jedno: kocham mojego syna ponad wszystko i będę walczyć o naszą relację każdego dnia.
Czy wy też czasem czujecie się niewystarczający dla swoich dzieci? Jak radzicie sobie z poczuciem winy po rozwodzie?