Pozwoliłam siostrze tymczasowo zamieszkać w moim domu. Teraz ona zachowuje się, jakby to ja była tu gościem
– To chyba jakiś żart, Halina! – wykrzyknęłam, patrząc na nią z niedowierzaniem. – Przecież to jest mój dom!
Halina nawet nie podniosła wzroku znad laptopa. Siedziała w moim ulubionym fotelu, tym przy oknie, gdzie zawsze czytałam książki po pracy. Teraz jej rzeczy były wszędzie – na stole, na kanapie, nawet w łazience. Moje miejsce powoli znikało pod jej obecnością.
Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że najtrudniej będzie powiedzieć „dość” własnej siostrze, pewnie bym się roześmiała. Z Haliną byłyśmy blisko przez całe dzieciństwo. Razem dzieliłyśmy pokój, sekrety, marzenia. Nawet gdy dorosłość rozrzuciła nas po różnych miastach i przez lata widywałyśmy się głównie na rodzinnych uroczystościach, wystarczyło jedno słowo, żeby wrócić do dawnej bliskości. Zawsze myślałam, że rodzina to bezpieczna przystań.
Kiedy zadzwoniła do mnie w środku nocy, płacząc, że jej mąż ją zostawił i nie ma dokąd pójść, nie wahałam się ani chwili. – Przyjedź do mnie – powiedziałam. – Zawsze znajdziesz tu miejsce.
Przyjechała następnego dnia z jedną walizką i oczami pełnymi łez. Przez pierwsze dni chodziła po domu jak cień, prawie nie jadła, nie spała. Siedziałyśmy razem do późna, rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Byłam dumna z siebie, że potrafię być dla niej oparciem.
Ale potem coś się zmieniło. Halina zaczęła przejmować inicjatywę. Najpierw przestawiła naczynia w kuchni, bo „tak jest wygodniej”. Potem zaczęła robić zakupy bez pytania mnie o zdanie. W końcu zaprosiła swoją koleżankę na nocleg – bez żadnej konsultacji.
– Halina, mogłabyś mnie chociaż zapytać? – próbowałam spokojnie zwrócić jej uwagę.
– Przecież to tylko na jedną noc! – odparła z irytacją. – Poza tym, chyba nie masz nic przeciwko?
Zaciskałam zęby i milczałam. Przecież to tylko chwilowe, powtarzałam sobie w myślach. Ona się pozbiera i wróci do siebie.
Tymczasem mijały tygodnie. Halina coraz bardziej rozgaszczała się w moim domu. Zaczęła urządzać salon po swojemu, przestawiała meble, zmieniała zasłony. Nawet mój kot zaczął ją bardziej lubić niż mnie.
Pewnego dnia wróciłam z pracy i zobaczyłam ją w mojej sypialni.
– Co ty tu robisz? – zapytałam zaskoczona.
– Twoje łóżko jest wygodniejsze – odpowiedziała bez cienia skruchy. – A poza tym w twoim pokoju jest ciszej.
Poczułam się jak intruz we własnym domu. Próbowałam z nią rozmawiać, tłumaczyć, prosić o więcej szacunku dla mojej przestrzeni. Ale ona tylko wzruszała ramionami.
– Przesadzasz – mówiła. – Przecież jesteśmy rodziną.
Zaczęłam unikać własnego mieszkania. Po pracy szłam na długie spacery albo zaszywałam się w kawiarni z książką. Czułam się coraz bardziej zmęczona i sfrustrowana.
W końcu zadzwoniła do mnie mama.
– Co się dzieje między tobą a Haliną? – zapytała z troską.
– Nic takiego… – zaczęłam niepewnie.
– Nie kłam mi, Aniu – przerwała stanowczo. – Halina mówiła mi, że jesteś ostatnio bardzo opryskliwa.
Poczułam gulę w gardle. Czy to ja byłam tą złą?
W weekend postanowiłam porozmawiać z Haliną poważnie.
– Musimy ustalić jakieś zasady – powiedziałam stanowczo. – To jest mój dom i chcę czuć się tu swobodnie.
– O co ci chodzi? – oburzyła się Halina. – Myślałam, że mogę tu być sobą!
– Możesz, ale ja też chcę być sobą we własnym domu!
Wybuchła kłótnia. Krzyczałyśmy na siebie jak dzieci. W końcu Halina wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami.
Przez kolejne dni panowała cisza. Nie odzywałyśmy się do siebie prawie wcale. Atmosfera była gęsta jak śmietana przed świętami.
W pracy byłam rozkojarzona, popełniałam błędy. Szefowa wezwała mnie na rozmowę.
– Aniu, co się dzieje? – zapytała z troską.
Zacisnęłam usta i pokręciłam głową.
– Problemy rodzinne – wymamrotałam.
Wieczorami płakałam w łazience, żeby Halina nie słyszała.
Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle i zobaczyłam Halinę rozmawiającą przez telefon w moim salonie.
– Tak, Anka jest ostatnio nie do zniesienia… Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam… – mówiła cicho do słuchawki.
Serce mi pękło.
Po tej rozmowie wiedziałam już, że muszę coś zmienić. Zebrałam się na odwagę i postawiłam sprawę jasno:
– Halina, musisz znaleźć sobie inne miejsce do mieszkania. To już za dużo dla mnie.
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem i łzami w oczach.
– Naprawdę mnie wyrzucasz?
– Nie wyrzucam cię… Ale nie mogę już tak żyć.
Spakowała się tego samego dnia. Nie rozmawiałyśmy ze sobą przez kilka tygodni.
Mama dzwoniła codziennie, próbując nas pogodzić. Tata milczał, jak zwykle w trudnych sytuacjach rodzinnych.
W końcu Halina napisała mi SMS-a: „Przepraszam. Nie chciałam cię zranić”.
Odpisałam: „Ja też przepraszam”.
Minęło kilka miesięcy zanim znów usiadłyśmy razem przy kawie i zaczęłyśmy rozmawiać jak dawniej. Ale coś się zmieniło na zawsze.
Czasem patrzę na pusty fotel przy oknie i zastanawiam się: czy można kochać kogoś i jednocześnie chcieć go jak najdalej od siebie? Czy rodzina naprawdę jest najważniejsza za wszelką cenę?