Teściowa, która rozbiła moje małżeństwo. Czy naprawdę byłam ślepa przez 15 lat?
– Znowu nie posprzątałaś kuchni, Marto? – głos teściowej przeszył ciszę jak nóż. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w pianie, a ona patrzyła na mnie z tym swoim chłodnym uśmiechem. – Przecież mówiłam, że lubię porządek.
Nie odpowiedziałam. W głowie dudniło mi od jej uwag, które przez ostatnie miesiące stały się codziennością. Odkąd Basia – moja teściowa – przeprowadziła się do nas „na chwilę”, wszystko się zmieniło. Mój mąż, Tomek, tłumaczył: „Mama jest po operacji biodra, nie może być sama”. Rozumiałam to. Ale nie rozumiałam, dlaczego z dnia na dzień przestałam być panią własnego domu.
– Tomek, możesz mi pomóc z zakupami? – zapytałam wieczorem, kiedy wrócił z pracy.
– Zaraz, tylko pogadam z mamą – odpowiedział, nawet na mnie nie patrząc.
Siedzieli godzinami w kuchni, śmiejąc się z żartów, których nie rozumiałam. Basia opowiadała historie z dzieciństwa Tomka, a ja czułam się jak intruz we własnym domu. Kiedy próbowałam dołączyć do rozmowy, teściowa rzucała mi krótkie spojrzenia i zmieniała temat.
Początkowo myślałam, że przesadzam. Może jestem przewrażliwiona? Ale potem zaczęły się drobne złośliwości: „Marta, twoja zupa jest za słona”, „Tomek zawsze lubił inne ciasto”, „Może powinnaś częściej prasować jego koszule?”. Każdego dnia czułam się coraz mniej pewna siebie.
Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę przez uchylone drzwi:
– Tomek, ona cię nie docenia. Zawsze byłaś taki zaradny, a teraz musisz wszystko robić sam.
– Mamo, daj spokój…
– Nie, synku. Zasługujesz na kogoś lepszego.
Zamarłam. Czy naprawdę tak o mnie myśli? Czy Tomek też tak uważa?
Zaczęliśmy się kłócić o drobiazgi. O to, kto wynosi śmieci, kto odbiera dzieci ze szkoły. Tomek coraz częściej nocował u kolegi „bo musiał popracować w spokoju”. Basia patrzyła na mnie z satysfakcją.
Pewnego dnia wróciłam wcześniej do domu. W salonie siedziała Basia z moją córką Zosią.
– Wiesz, Zośka, mama czasem nie wie, co dla was najlepsze – mówiła cicho teściowa. – Ale babcia zawsze ci pomoże.
Zosia spojrzała na mnie niepewnie. Poczułam, jak coś we mnie pęka.
Wieczorem wybuchłam:
– Tomek! Twoja matka nastawia dzieci przeciwko mnie! Nie widzisz tego?
– Przesadzasz! Mama chce dobrze. Może gdybyś była bardziej otwarta…
– Otwarta?! Ona mnie nienawidzi!
Krzyczałam, płakałam. On wyszedł trzaskając drzwiami.
Następnego dnia znalazłam na stole list od Tomka: „Muszę odpocząć. Zostanę u mamy.”
Przez kolejne tygodnie żyłam jak w zawieszeniu. Dzieci były zagubione, ja – wykończona psychicznie. Basia chodziła po domu jak królowa. Kiedy próbowałam porozmawiać z Tomkiem przez telefon, odbierał rzadko i mówił chłodno.
W końcu przyszedł dzień, kiedy wrócił do domu tylko po to, by powiedzieć:
– Marta… Chcę rozwodu.
Nie płakałam już wtedy. Byłam pusta w środku.
Rozwód przebiegł szybko. Basia była przy nim na każdej rozprawie. Szeptała mu coś do ucha, patrząc na mnie z triumfem.
Dziś mieszkam sama z dziećmi w małym mieszkaniu na Pradze. Tomek i Basia są nierozłączni. Dzieci widują ojca co drugi weekend – zawsze razem z babcią.
Czasem pytam siebie: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy powinnam była walczyć o Tomka bardziej? A może to ja byłam ślepa przez te wszystkie lata?
Czy naprawdę można przegrać własne małżeństwo przez jedną osobę? Jak myślicie – czy to ja zawiniłam, czy może nigdy nie miałam szans w tej nierównej walce?