Kiedy mój syn zapytał, czy może nazywać babcię „mamą” — historia utraconej cierpliwości i rodzinnych ran

— Mamo, a mogę mówić do babci „mamo”? — zapytał Staś, patrząc na mnie wielkimi, niebieskimi oczami, które odziedziczył po moim mężu. Zatrzymałam się w pół ruchu, z łyżką pełną zupy zawieszoną nad talerzem. W kuchni pachniało koperkiem i świeżym chlebem, a mimo to poczułam, jakby ktoś nagle otworzył okno w środku zimy.

— Co powiedziałeś? — spytałam, starając się, by mój głos nie zadrżał. Staś spojrzał na mnie niepewnie, jakby nie był pewien, czy zrobił coś złego.

— Bo babcia mówi, że mnie kocha jak własnego syna. I że zawsze jest przy mnie… A ty… ty ciągle pracujesz — wyszeptał.

W tej chwili poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce. Przez lata byłam tą „idealną córką”, która skończyła prawo na Uniwersytecie Warszawskim z wyróżnieniem, dostała się do prestiżowej kancelarii i zapewniła rodzinie stabilność. Ale odkąd urodził się Staś, wszystko się zmieniło. Praca pochłaniała mnie coraz bardziej, a teściowa, pani Barbara, coraz częściej przejmowała opiekę nad synem. Z czasem Staś zaczął spędzać z nią więcej czasu niż ze mną.

— Nie mów tak więcej — powiedziałam ostrzej, niż zamierzałam. — Babcia jest babcią. Ja jestem twoją mamą.

Staś spuścił głowę i zaczął dłubać widelcem w ziemniakach. Widziałam łzę spływającą po jego policzku. W tej chwili poczułam się jak najgorsza matka na świecie.

Wieczorem, kiedy Staś już spał, usiadłam przy kuchennym stole z mężem, Piotrem. On zawsze był tym spokojniejszym z nas dwojga.

— Przesadzasz — powiedział cicho. — Mama tylko pomaga. Ty jesteś wiecznie w pracy.

— Ale to ja jestem jego matką! — wybuchłam. — To ja powinnam być najważniejsza!

Piotr wzruszył ramionami i wyszedł do salonu. Zostałam sama ze swoimi myślami i narastającym poczuciem winy.

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z teściową. Barbara siedziała w swoim ulubionym fotelu, dziergając szalik dla Stasia.

— Pani Barbaro… musimy porozmawiać — zaczęłam niepewnie.

— O Stasiu? — uśmiechnęła się łagodnie. — To cudowny chłopiec. Tak bardzo przypomina Piotrusia w jego wieku.

— On… on zapytał mnie dziś, czy może mówić do pani „mamo”.

Barbara spojrzała na mnie zaskoczona.

— Nie wiedziałam… Przepraszam, jeśli poczułaś się urażona. Ja tylko chcę mu dać ciepło, kiedy ciebie nie ma.

— Ale to ja jestem jego matką! — powtórzyłam drżącym głosem. — Proszę nie zabierać mi tego.

Barbara odłożyła druty i spojrzała mi prosto w oczy.

— Marto… Ja nigdy nie chciałam cię zastąpić. Ale Staś potrzebuje kogoś bliskiego. Ty jesteś zajęta… Ja po prostu jestem obok.

Wyszłam stamtąd z jeszcze większym ciężarem na sercu. Przez kolejne dni próbowałam spędzać więcej czasu ze Stasiem: zabierałam go na plac zabaw, czytałam mu bajki przed snem, piekliśmy razem ciasto. Ale on nadal szukał wzrokiem babci i pytał o nią przy każdej okazji.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Stasia z babcią przez uchylone drzwi:

— Babciu, dlaczego mama jest taka smutna?
— Bo bardzo cię kocha i boi się cię stracić.
— Ale ja jej nie zostawię… Tylko czasem chciałbym mieć mamę częściej przy sobie.

Zacisnęłam pięści i poczułam łzy napływające do oczu. Czy naprawdę byłam taką złą matką? Czy moje ambicje były ważniejsze niż szczęście mojego dziecka?

W pracy zaczęłam popełniać błędy. Szef wezwał mnie na rozmowę:

— Marto, co się dzieje? Zawsze byłaś perfekcyjna.

Nie potrafiłam odpowiedzieć. Wróciłam do domu wcześniej niż zwykle i zobaczyłam Stasia śpiącego wtulonego w babcię na kanapie. Poczułam zazdrość i żal do samej siebie.

Wieczorem usiadłam przy łóżku syna.

— Stasiu… Przepraszam, że tak rzadko jestem z tobą. Bardzo cię kocham.

Staś otworzył oczy i uśmiechnął się lekko.

— Wiem, mamo. Ale czasem chciałbym mieć cię tylko dla siebie.

Te słowa przebiły mnie na wskroś. Następnego dnia poprosiłam w pracy o skrócenie etatu. Bałam się reakcji szefa i kolegów, ale wiedziałam, że muszę coś zmienić.

Zaczęliśmy z Stasiem budować naszą relację od nowa: wspólne śniadania, spacery po Łazienkach Królewskich, rozmowy o wszystkim i o niczym. Barbara nadal była obecna w naszym życiu, ale już nie jako „druga mama”, tylko jako kochająca babcia.

Czasem jednak wracam myślami do tamtego dnia i pytam siebie: czy można być dobrą matką i jednocześnie realizować własne ambicje? Czy zawsze musimy wybierać między sobą a rodziną? Może każda z nas musi znaleźć własną odpowiedź na to pytanie.