Dzień, w którym zobaczyłam prawdziwe oblicze mojej teściowej po wypadku

– Nie wierzę, że znowu to zrobiłaś! – głos mojej teściowej, Barbary, przeszył ciszę szpitalnej sali jak nóż. Leżałam na łóżku, z nogą w gipsie i bandażem na czole, a ona stała nade mną z zaciśniętymi pięściami.

– Mamo, proszę cię… – próbował ją uspokoić mój mąż, Michał, ale Barbara nie zamierzała przestać.

– To przez twoją nieodpowiedzialność! Przez ciebie mój syn prawie został wdowcem! – syknęła, patrząc na mnie z pogardą.

W środku czułam się jak dziecko przyłapane na czymś strasznym. Ale przecież to nie była moja wina. Jechałam zgodnie z przepisami, ktoś wymusił pierwszeństwo. Wypadek mógł się przydarzyć każdemu. Ale dla Barbary to był kolejny dowód na to, że nie nadaję się na żonę jej syna.

Zawsze czułam się w tej rodzinie jak intruz. Michał był jej oczkiem w głowie – jedynym synem po dwóch poronieniach. Barbara nigdy nie ukrywała, że żadna kobieta nie jest dla niego wystarczająco dobra. Ale po ślubie próbowałam. Naprawdę się starałam. Przynosiłam jej domowe ciasta, zapraszałam na obiady, nawet znosiłam jej krytykę mojego barszczu i pierogów.

Ale tego dnia, leżąc w szpitalu, usłyszałam coś, co zmieniło wszystko.

– Michał, musisz w końcu zrozumieć – powiedziała Barbara cicho, ale stanowczo. – Ona cię tylko ciągnie w dół. Zobacz, ile już przez nią przeszedłeś. Najpierw ta strata pracy przez jej humory, potem ta cała sprawa z kredytem… A teraz jeszcze to!

Michał spojrzał na mnie bezradnie. Widziałam w jego oczach zmęczenie i żal. Przez chwilę miałam ochotę się rozpłakać, ale powstrzymałam łzy.

– Mamo, to nie jest jej wina – powiedział cicho. – Wypadki się zdarzają.

– Oczywiście, że jej wina! – Barbara podniosła głos. – Gdybyś był z kimś innym…

Wtedy nie wytrzymałam.

– Z kim? – zapytałam drżącym głosem. – Z kim miałby być Michał?

Barbara spojrzała na mnie z wyższością.

– Z kimś, kto nie przynosi pecha tej rodzinie. Z kimś jak… Paulina.

Paulina. Imię, które przez lata było dla mnie jak zadra pod paznokciem. Była pierwszą miłością Michała, córką sąsiadów Barbary. Idealna kandydatka według teściowej: piękna, wykształcona, z bogatej rodziny.

– Paulina jest szczęśliwa w Londynie – powiedział Michał chłodno. – To zamknięty rozdział.

Barbara prychnęła.

– Zamknięty? Ona zawsze będzie lepsza od tej… – rzuciła wzrokiem na mnie.

Wtedy poczułam coś dziwnego. Jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Przez chwilę miałam ochotę krzyczeć, ale tylko zacisnęłam pięści na szpitalnej pościeli.

Po wyjściu Barbary Michał usiadł przy moim łóżku i złapał mnie za rękę.

– Przepraszam cię za nią – powiedział cicho. – Ona po prostu taka jest…

– Ale ty też taki jesteś? – zapytałam nagle. – Też uważasz, że wszystko to moja wina?

Michał spuścił wzrok.

– Nie wiem już… Jestem zmęczony tym wszystkim.

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Przez kolejne dni leżałam w szpitalu i rozmyślałam nad naszym życiem. Przypominały mi się wszystkie sytuacje: jak Barbara krytykowała mój wygląd na ślubie („Suknia powinna być bardziej klasyczna”), jak komentowała nasze mieszkanie („Za małe dla dziecka”), jak podważała każdą moją decyzję.

Ale najgorsze było to, że Michał nigdy nie stanął po mojej stronie naprawdę. Zawsze tłumaczył matkę: „Ona już taka jest”, „Nie przejmuj się”, „To minie”.

Po powrocie do domu próbowałam wrócić do normalności. Michał był coraz bardziej nieobecny – wracał późno z pracy, unikał rozmów. Barbara przychodziła codziennie „pomóc”, ale tak naprawdę tylko patrzyła mi na ręce i szukała powodów do krytyki.

Pewnego dnia usłyszałam ich rozmowę przez uchylone drzwi kuchni.

– Michał, musisz coś zrobić – mówiła Barbara szeptem. – Ona cię niszczy. Nie możesz tak żyć.

– Mamo, proszę cię…

– Paulina wraca do Polski za miesiąc. Spotkaj się z nią chociaż raz. Zobaczysz różnicę.

Serce mi stanęło. Poczułam się zdradzona przez własną rodzinę.

Wieczorem postanowiłam porozmawiać z Michałem.

– Słyszałam waszą rozmowę – powiedziałam spokojnie. – Chcesz się spotkać z Pauliną?

Michał spojrzał na mnie zaskoczony.

– Nie wiem… Może powinienem…

Wtedy poczułam, że coś we mnie pęka.

– Jeśli chcesz odejść, powiedz mi to wprost – powiedziałam drżącym głosem.

Michał milczał długo.

– Nie wiem już, czego chcę – wyszeptał w końcu.

Tej nocy nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok i myślałam o tym wszystkim: o moim małżeństwie, o Barbarze, o Paulinie… O tym, ile razy poświęcałam siebie dla tej rodziny.

Rano podjęłam decyzję.

Spakowałam kilka rzeczy i zadzwoniłam do mojej mamy w Lublinie.

– Mamo… Czy mogę przyjechać na jakiś czas?

Moja mama nie pytała o szczegóły. Po prostu powiedziała: „Przyjedź”.

Kiedy wychodziłam z mieszkania, Barbara stała na korytarzu.

– Uciekasz? – zapytała z satysfakcją w głosie.

Spojrzałam jej prosto w oczy.

– Nie uciekam. Ratuję siebie – odpowiedziałam spokojnie.

W Lublinie powoli odzyskiwałam spokój. Moja mama otoczyła mnie troską i ciepłem, którego tak bardzo mi brakowało przez ostatnie lata. Zaczęłam terapię i uczyłam się na nowo ufać sobie.

Michał dzwonił kilka razy, ale nie odbierałam. Potrzebowałam czasu dla siebie.

Po kilku tygodniach dostałam od niego list:

„Przepraszam za wszystko. Nie potrafiłem cię obronić przed matką ani przed samym sobą. Paulina wróciła do Polski, ale spotkałem się z nią tylko raz – żeby powiedzieć jej, że moje życie bez ciebie nie ma sensu. Jeśli kiedyś będziesz mogła mi wybaczyć… Czekam.”

Nie wiem jeszcze, co zrobię dalej. Wiem tylko jedno: już nigdy nie pozwolę nikomu decydować o moim szczęściu.

Czy naprawdę musimy poświęcać siebie dla innych? Ile jesteśmy w stanie znieść dla miłości i rodziny? Ciekawa jestem waszych historii.