Moja siostra wyszła za mąż i nie miała gdzie mieszkać: babcia zamieszkała z nami i poczuła się ciężarem – czy rodzina naprawdę potrafi być wsparciem?

– Nie mogę już tak dłużej, Aniu! – wykrzyknął Bartek, trzaskając drzwiami od sypialni. Siedziałam na kanapie, ściskając w dłoniach kubek zimnej już herbaty. W kuchni babcia Jadwiga cicho płakała, starając się, bym nie słyszała. Ale słyszałam wszystko. Każde westchnienie, każdy szloch. Każdego dnia czułam, jak napięcie w naszym mieszkaniu rośnie, jakby ktoś powoli dokręcał śrubę.

Wszystko zaczęło się od mojej siostry, Kasi. Wyszła za mąż w zeszłym roku. Nie mieli z Piotrkiem gdzie mieszkać – rodzice mają tylko dwupokojowe mieszkanie w bloku na Pradze, a Piotrek pochodzi z małej wsi pod Radomiem. Tam nie chcieli się przeprowadzać. Kasia płakała przez telefon: „Aniu, nie wiem co robić, nie chcę wracać do rodziców Piotrka. Oni mnie nie akceptują.”

Wtedy pojawił się pomysł: skoro babcia Jadwiga mieszka sama w dużym mieszkaniu na Ochocie, może Kasia z Piotrkiem mogliby tam zamieszkać? Babcia była już po udarze, coraz trudniej było jej samej funkcjonować. Rodzice sugerowali, żeby ktoś z nas się nią zajął. Bartek od razu powiedział: „Nie chcę mieszkać z twoją babcią. Ledwo dogaduję się z własną matką.”

Ale ja nie umiałam odmówić. Babcia wychowała mnie, gdy mama pracowała na dwie zmiany. To ona nauczyła mnie czytać, piekła dla mnie szarlotkę i tuliła, gdy miałam gorączkę. Czułam się jej coś winna.

Zaproponowałam więc: „Babciu, może zamieszkasz z nami? Kasia z Piotrkiem będą mieli twoje mieszkanie, a my się tobą zaopiekujemy.”

Babcia długo milczała przez telefon. W końcu powiedziała tylko: „Dobrze, Aniu. Jeśli tak trzeba.”

Przeprowadzka była chaosem. Kartony, stare zdjęcia, meble – wszystko musieliśmy upchnąć w naszym trzypokojowym mieszkaniu na Ursynowie. Bartek coraz częściej wychodził na długie spacery z psem. Ja próbowałam pogodzić pracę zdalną z opieką nad babcią i domem.

Pierwsze tygodnie były trudne. Babcia czuła się nieswojo. „Nie chcę być ciężarem” – powtarzała codziennie. Próbowała pomagać w kuchni, ale często coś rozlewała albo przypalała obiad. Bartek zaciskał zęby i milczał.

Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę:
– Pani Jadwigo, proszę już nie sprzątać łazienki! – Bartek podniósł głos.
– Chciałam tylko pomóc… – babcia szeptała.
– Ale to nie pomaga! – wybuchł Bartek i wyszedł trzaskając drzwiami.

Babcia usiadła przy stole i zaczęła płakać. Usiadłam obok niej.
– Babciu, nie przejmuj się Bartkiem. On jest po prostu zmęczony.
– Ja też jestem zmęczona… życiem – odpowiedziała cicho.

Czułam narastającą frustrację. Z jednej strony chciałam pomóc siostrze i babci, z drugiej – widziałam jak mój mąż coraz bardziej się ode mnie oddala. Przestaliśmy rozmawiać o naszych sprawach. Każdy dzień był walką o przetrwanie.

Kasia dzwoniła rzadko. Gdy pytałam jak im się mieszka u babci, odpowiadała zdawkowo: „Dobrze, Piotrek znalazł pracę w Warszawie.” Ani razu nie zapytała jak radzimy sobie z babcią.

Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej i zobaczyłam Bartka siedzącego przy stole z głową w dłoniach.
– Nie dam rady tak dłużej – powiedział bez podnoszenia wzroku. – Czuję się tu obco. Ty masz swoją rodzinę, a ja…
– Przecież jesteśmy rodziną! – przerwałam mu.
– Nie czuję tego. Twoja babcia jest wszędzie. Nawet w nocy boję się wyjść do łazienki, żeby jej nie obudzić.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Czy naprawdę zrobiłam źle? Czy powinnam była postawić granice?

Kilka dni później babcia upadła w łazience. Złamała biodro. Spędziłyśmy razem dwie noce na SOR-ze. Bartek nawet nie zadzwonił zapytać jak się czujemy.

Po powrocie do domu babcia była jeszcze bardziej przygnębiona.
– Aniu… ja już nie chcę nikomu przeszkadzać. Może lepiej będzie jak wrócę do siebie?
– Babciu, przecież tam nikogo nie ma! Kasia i Piotrek są cały dzień w pracy!
– Ale przynajmniej nikomu nie będę zawadzać…

Zadzwoniłam do Kasi:
– Może moglibyście bardziej pomóc babci? Chociaż ją odwiedzić?
– Aniu, my mamy swoje życie! Poza tym to ty chciałaś ją zabrać do siebie!

Poczułam się zdradzona przez własną siostrę. Zawsze byłam tą odpowiedzialną, tą „starszą”, która wszystko załatwi i wszystkich pogodzi.

Bartek coraz częściej nocował u kolegi. Zaczęliśmy rozmawiać tylko o rzeczach praktycznych: rachunki, zakupy, leki dla babci.

Któregoś wieczoru usiadłam sama w kuchni i zaczęłam płakać. Babcia podeszła do mnie i pogłaskała po głowie.
– Dziecko… ja już długo nie pożyję. Nie warto dla mnie niszczyć sobie życia.
– Babciu! Nie mów tak!
– Każdy musi kiedyś odejść…

Zrozumiałam wtedy, że próbując wszystkich uszczęśliwić – straciłam siebie i swoją rodzinę.

Dziś babcia jest w domu opieki pod Warszawą. Odwiedzam ją co tydzień, ale już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Bartek wrócił do domu, ale coś między nami pękło na zawsze.

Czasem patrzę na zdjęcie naszej rodziny sprzed lat i pytam siebie: czy naprawdę rodzina powinna być zawsze na pierwszym miejscu? Czy pomagając innym można zapomnieć o sobie?

A wy? Czy kiedykolwiek musieliście wybierać między bliskimi a własnym szczęściem?