Mama podzieliła majątek tylko między wybranych wnuków. Czy naprawdę rodzina musi się przez to rozpaść?

– Nie licz na nic, Aniu. Dom zostaje w rodzinie, ale nie dla ciebie i twoich dzieci – usłyszałam głos mamy, zanim jeszcze zdążyłam zdjąć płaszcz. Stałam w korytarzu, zmarznięta po powrocie z pracy, a ona już zaczynała rozmowę, która miała zmienić wszystko.

Bratowa, Ania, siedziała przy stole z dłońmi zaciśniętymi na kubku herbaty. Jej oczy były czerwone od płaczu. Moje siostrzenice bawiły się w kącie, nieświadome tego, że ich przyszłość właśnie jest rozgrywana za zamkniętymi drzwiami.

– Mamo, przecież to dzieci Tomka – powiedziałam cicho, próbując nie podnosić głosu. – Twój syn nie żyje od trzech miesięcy. One nie mają nikogo poza nami.

Mama spojrzała na mnie twardo. – To nie moja wina, że Tomek odszedł. Ale dom jest mój i ja zdecyduję, kto go dostanie. Ty i twoje dzieci macie swoje mieszkanie. A Ania… – zawiesiła głos, jakby szukała słów, które nie zranią jeszcze bardziej. – Ania nie jest rodziną.

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Przez całe życie słyszałam o rodzinnej solidarności, o tym, że musimy się wspierać. Ale teraz, kiedy przyszło co do czego, mama wykluczała własne wnuki tylko dlatego, że ich matka nie była jej córką.

Ania zerwała się z krzesła. – Dziękuję za wszystko – powiedziała drżącym głosem. – Ale nie zostanę tu dłużej. Znajdę coś dla siebie i dziewczynek.

Wybiegła z kuchni, a ja zostałam sama z mamą. Przez chwilę panowała cisza, którą przerywało tylko ciche szlochanie dzieci.

– Mamo, nie możesz tak postąpić – powiedziałam w końcu. – To niesprawiedliwe.

– Życie nie jest sprawiedliwe – odpowiedziała chłodno. – Ty masz swoje dzieci i swój dom. Ja chcę, żeby mój majątek został przy mojej krwi.

Wiedziałam, że dla niej „krew” znaczy tylko tyle, co więzy biologiczne. Ania była dla niej zawsze kimś z zewnątrz, mimo że przez lata dbała o Tomka i dom. Teraz została sama z dwójką małych dzieci i bez dachu nad głową.

Wieczorem zadzwoniła do mnie Ania. – Przepraszam, że tak wyszłam – powiedziała cicho. – Po prostu… nie mogłam tam dłużej być.

– Nie przepraszaj – odpowiedziałam od razu. – To mama powinna przeprosić.

– Wiem, że to dla ciebie trudne. Nie chcę cię stawiać między mną a nią.

Zacisnęłam powieki, czując narastającą frustrację. – Ale ja już jestem między wami. I nie wiem, jak mam to wszystko pogodzić.

Następnego dnia poszłam do mamy jeszcze raz porozmawiać. Siedziała w salonie i oglądała telewizję, jakby nic się nie stało.

– Mamo, Ania naprawdę nie ma gdzie pójść. Dziewczynki są małe. Przecież mogłaby tu zostać chociaż do końca zimy.

– Nie chcę jej tu – przerwała mi ostro. – Już dość się nacierpiałam przez śmierć Tomka. Nie będę patrzeć na nią codziennie.

– Ale to twoje wnuczki! – wybuchłam w końcu.

Mama spojrzała na mnie z wyrzutem. – Ty zawsze stajesz po stronie obcych.

Obcych? Czy naprawdę własne wnuki stały się dla niej obce tylko dlatego, że ich matka nie była jej córką?

Przez kolejne tygodnie próbowałam przekonać mamę do zmiany decyzji. Rozmawiałam z ciotkami, kuzynami, nawet z księdzem z naszej parafii. Wszyscy mówili to samo: „To jej dom, jej decyzja”. Ale nikt nie widział łez Ani ani strachu w oczach dziewczynek.

Ania znalazła małe mieszkanie na obrzeżach miasta. Pomogłam jej się przeprowadzić i przez kilka miesięcy wspierałam ją finansowo. Mama przestała ze mną rozmawiać na dłużej niż kilka minut. Każda nasza rozmowa kończyła się kłótnią albo milczeniem.

W święta spróbowałam zaprosić wszystkich do siebie. Mama odmówiła.

– Nie będę siedzieć przy jednym stole z tą kobietą – powiedziała przez telefon.

Moje dzieci pytały: „Dlaczego babcia nie przyjdzie?” Nie umiałam im odpowiedzieć.

Czułam się rozdarta między lojalnością wobec matki a poczuciem sprawiedliwości wobec bratowej i jej córek. Zaczęłam mieć wyrzuty sumienia nawet wtedy, gdy odwiedzałam mamę sama.

Któregoś dnia spotkałam sąsiadkę na klatce schodowej.

– Słyszałam o waszym sporze – powiedziała cicho. – To straszne, co pieniądze robią z ludźmi.

Zastanawiałam się wtedy: czy naprawdę chodzi tylko o pieniądze? A może o coś więcej? O żal po stracie syna? O lęk przed samotnością?

Minął rok od śmierci Tomka. Ania zaczęła układać sobie życie na nowo, ale dziewczynki coraz rzadziej widywały babcię. Mama zamknęła się w sobie jeszcze bardziej.

Czasem myślę: może powinnam była zrobić więcej? Może powinnam była postawić się mamie ostrzej? Ale czy wtedy nie straciłabym jej zupełnie?

Dziś patrzę na moją rodzinę i widzę pęknięcia, których być może nigdy już nie da się naprawić. Czy naprawdę majątek jest ważniejszy niż miłość? Czy można jeszcze odbudować to, co zostało zniszczone przez żal i niesprawiedliwość?

Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między bliskimi? Jak poradzić sobie z takim bólem i poczuciem bezsilności?