Nie potrafię znaleźć właściwego faceta – czy to ze mną jest coś nie tak?

– Znowu wracasz sama? – głos mamy rozbrzmiał w przedpokoju, zanim jeszcze zdążyłam zamknąć drzwi.

Westchnęłam ciężko, opierając się o zimną ścianę. W ręku ściskałam klucze, jakby miały mi dać siłę. – Mamo, proszę cię, nie dzisiaj.

– No ale ile można, Martyna? – nie odpuszczała. – Masz już trzydzieści lat, a ja nawet nie wiem, czy kiedyś doczekam się wnuków.

Zacisnęłam zęby. W głowie dudniły mi słowa, które słyszałam od lat: „Zegar biologiczny tyka”, „Wszyscy twoi znajomi już dawno są po ślubie”, „Może za bardzo wybrzydzasz?”. Czy naprawdę jestem aż tak trudna do pokochania?

Weszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Usiadłam na łóżku, patrząc na telefon. Ostatnia randka z Piotrem skończyła się katastrofą – był miły, ale już po godzinie rozmowy wiedziałam, że nie mamy ze sobą nic wspólnego. On chciał osiedlić się na wsi, ja marzyłam o podróżach i życiu w mieście. Znowu to samo rozczarowanie.

Przewinęłam wiadomości na Messengerze. Asia napisała: „I jak randka?”. Odpisałam tylko: „Nie pytaj”. Po chwili zadzwoniła.

– Martyna, może za bardzo się spinasz? – usłyszałam jej głos w słuchawce. – Może powinnaś po prostu odpuścić i dać sobie czas?

– Ale ile tego czasu jeszcze mam? – wybuchłam. – Czuję się, jakbym była ostatnią singielką w Warszawie! Wszyscy mają już rodziny, dzieci, a ja ciągle zaczynam od nowa.

Asia westchnęła. – Może powinnaś spróbować czegoś innego? Wyjedź gdzieś, zmień otoczenie. Albo… przestań szukać na siłę.

Zamknęłam oczy. Łatwo jej mówić – ona od pięciu lat jest szczęśliwą żoną i matką bliźniaków.

Wieczorem zeszłam do kuchni zrobić sobie herbatę. Tata siedział przy stole z gazetą.

– Martynka, nie przejmuj się mamą – powiedział cicho. – Ona po prostu się martwi.

– Wiem, tato. Ale czasem mam wrażenie, że wszyscy wokół mnie oczekują, że będę kimś innym niż jestem.

Tata uśmiechnął się smutno. – Najważniejsze to być sobą. Nawet jeśli czasem boli.

Następnego dnia w pracy koleżanki rozmawiały o planach na weekendy z rodziną. Słuchałam ich ukradkiem i czułam narastającą gulę w gardle. Kiedy zapytały mnie o plany, wymyśliłam coś na poczekaniu: – Jadę do przyjaciółki do Krakowa.

W rzeczywistości zamierzałam spędzić weekend sama z książką i winem.

Wieczorem przeglądałam profile na Tinderze. Przesuwałam zdjęcia w lewo i prawo, coraz bardziej zniechęcona. Jeden facet napisał: „Szukam kobiety do gotowania i sprzątania”. Inny miał zdjęcie z karabinem na polowaniu. Kolejny wyglądał jakby miał piętnaście lat mniej ode mnie.

Zaczęłam się zastanawiać: może faktycznie jestem zbyt wymagająca? Może powinnam dać szansę komuś, kto nie spełnia wszystkich moich oczekiwań?

Wtedy przypomniała mi się rozmowa z mamą sprzed kilku miesięcy:

– Martyna, kiedyś ludzie nie mieli takich wygórowanych wymagań. Po prostu byli razem i tyle.

– Ale mamo, ja nie chcę być z kimś tylko dlatego, że boję się samotności!

Mama pokręciła głową. – Samotność też nie jest łatwa.

Tamtego wieczoru długo płakałam pod kołdrą. Czułam się rozdarta między tym, czego pragnę, a tym, czego oczekuje ode mnie świat.

Kilka dni później spotkałam się z bratem, Pawłem. On też długo był singlem, aż w końcu poznał Magdę przez wspólnych znajomych.

– Martyna, pamiętasz jak wszyscy mówili mi, że jestem dziwakiem? – zapytał przy kawie.

– No jasne.

– A jednak znalazłem kogoś, kto to akceptuje. Może ty też musisz po prostu poczekać na kogoś, kto pokocha cię taką, jaka jesteś?

Spojrzałam na niego z wdzięcznością. Ale czy naprawdę można czekać w nieskończoność?

W pracy dostałam propozycję wyjazdu służbowego do Gdańska. Postanowiłam pojechać i zrobić sobie kilka dni wolnego nad morzem. Spacerując po plaży wieczorem, czułam dziwny spokój. Może rzeczywiście powinnam przestać szukać na siłę?

W hotelowej restauracji usiadł obok mnie jakiś mężczyzna.

– Przepraszam, czy to miejsce wolne? – zapytał uprzejmie.

Skinęłam głową i uśmiechnęłam się lekko.

– Jest pani tu sama?

– Tak… I wie pan co? Chyba pierwszy raz od dawna czuję się z tym dobrze.

Uśmiechnął się ciepło. – To najważniejsze.

Rozmawialiśmy przez godzinę o wszystkim i o niczym. Nie wymieniliśmy nawet numerów telefonów. Ale kiedy wróciłam do pokoju, poczułam ulgę – może nie muszę mieć wszystkiego już teraz?

Dziś siedzę przy oknie i patrzę na deszcz spływający po szybie. Może jeszcze spotkam kogoś wyjątkowego, a może nauczę się być szczęśliwa sama ze sobą?

Czy naprawdę trzeba mieć kogoś obok siebie, żeby czuć się spełnionym? A może szczęście zaczyna się od zaakceptowania siebie takim, jakim się jest?