Między matką a synową: Gorzka prawda o rodzinnych lojalnościach

— Tomek, czy ty naprawdę nie widzisz, jak ona się do mnie odnosi? — mój głos drżał, kiedy po raz kolejny próbowałam wyjaśnić synowi, co czuję. Siedzieliśmy w jego kuchni, a Magda, jego żona, krzątała się przy zlewie, udając, że mnie nie słyszy.

Tomek westchnął ciężko i spojrzał na mnie z tym swoim zmęczonym wzrokiem. — Mamo, proszę cię… Magda nic złego nie zrobiła. Po prostu ma swoje zdanie. Nie możesz oczekiwać, że zawsze będzie się z tobą zgadzać.

To był kolejny raz, kiedy poczułam się jak intruz we własnej rodzinie. Kiedyś byliśmy z Tomkiem nierozłączni. Po śmierci mojego męża to on był moim jedynym oparciem. Wychowywałam go sama, poświęciłam mu całe życie. A teraz? Teraz miałam wrażenie, że jestem tylko przeszkodą w jego szczęściu.

Wszystko zaczęło się zmieniać, odkąd pojawiła się Magda. Pochodziła z dużego miasta, była pewna siebie, głośna i zawsze miała ostatnie słowo. Na początku starałam się ją zaakceptować. Zapraszałam na obiady, kupowałam drobne prezenty, pytałam o jej rodzinę. Ale ona zawsze patrzyła na mnie z dystansem, jakby oceniałam każdy jej ruch.

Pamiętam pierwszy poważny konflikt. Były święta Bożego Narodzenia, a ja chciałam, żeby spędzili je u mnie, tak jak co roku. Magda jednak uparła się, że pojadą do jej rodziców do Warszawy. — Danusiu, musimy być sprawiedliwi — powiedziała wtedy z uśmiechem, który bardziej przypominał grymas. — W zeszłym roku byliśmy u pani, teraz czas na moją rodzinę.

Tomek nawet nie próbował mnie bronić. — Mamo, to tylko jeden rok. Przecież możemy się zobaczyć po świętach.

Czułam wtedy, jakby ktoś wyrwał mi serce. Całe życie marzyłam o dużej rodzinie przy jednym stole. Teraz miałam zostać sama w Wigilię.

Od tamtej pory wszystko zaczęło się psuć. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub niezręcznym milczeniem. Magda coraz częściej poprawiała mnie przy Tomku, wytykała błędy w gotowaniu albo sugerowała, że jestem „staromodna”. A Tomek? Zawsze stawał po jej stronie.

— Mamo, nie przesadzaj — powtarzał. — Magda ma rację, świat się zmienia.

Zaczęłam unikać wizyt u nich. Czułam się tam obco. Nawet kiedy urodził się ich synek, Staś, nie czułam radości. Magda nie pozwalała mi zostać z nim sam na sam. — Danusiu, Staś ma swoje rytuały — mówiła chłodno. — Nie chcemy go rozregulować.

Wtedy pierwszy raz pomyślałam: może naprawdę jestem problemem? Może rzeczywiście nie potrafię się dostosować?

Ale przecież wszystko robiłam dla nich! Dla Tomka! Przynosiłam obiady, pomagałam finansowo przy remoncie mieszkania…

Pewnego dnia zebrałam się na odwagę i zaprosiłam Tomka na spacer do parku. Chciałam mu powiedzieć wszystko: jak bardzo mi go brakuje, jak boli mnie jego dystans.

— Tomek… — zaczęłam niepewnie. — Czy ty w ogóle jeszcze mnie potrzebujesz?

Spojrzał na mnie zaskoczony.

— Mamo… Oczywiście, że cię potrzebuję! Ale musisz zrozumieć… Mam teraz swoją rodzinę. Magda jest moją żoną. Muszę ją wspierać.

— A ja? — zapytałam cicho. — Ja już się nie liczę?

Tomek milczał dłuższą chwilę.

— Liczysz się… Ale musisz pozwolić nam żyć po swojemu.

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Przez całą drogę do domu płakałam jak dziecko.

Od tamtej pory widujemy się rzadko. Czasem dzwonią z obowiązku, czasem wpadają na chwilę z ciastem z cukierni. Staś rośnie szybko, a ja coraz mniej go znam.

Często zastanawiam się nocami: gdzie popełniłam błąd? Czy za bardzo kochałam Tomka? Czy powinnam była wcześniej odpuścić i pozwolić mu odejść?

Czasem mam ochotę zadzwonić do Magdy i powiedzieć jej wszystko prosto w twarz: jak bardzo mnie zraniła, jak odebrała mi syna. Ale wiem, że to niczego nie zmieni.

Może tak właśnie wygląda starość? Może każda matka musi kiedyś pogodzić się z tym, że jej dziecko wybiera inną kobietę?

A może to ja powinnam nauczyć się żyć inaczej? Przestać walczyć i po prostu być… obok?

Nie wiem już sama… Czy naprawdę można kochać za bardzo? Czy miłość matki zawsze musi kończyć się samotnością?