Teściowa, która rozbiła naszą rodzinę. Czy można wybaczyć faworyzowanie własnego dziecka?

– Nie przesadzaj, Anka. Michał zawsze był silny, poradzi sobie – usłyszałam od teściowej, kiedy zadzwoniłam do niej z drżącym głosem, informując o wynikach badań. Stałam przy kuchennym stole, ściskając telefon tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Michał leżał w sypialni, blady jak ściana, a ja czułam się kompletnie bezradna.

To był początek końca mojego złudzenia, że rodzina mojego męża kiedykolwiek mnie zaakceptuje. Zawsze wiedziałam, że teściowa faworyzuje swojego młodszego syna – Pawła. Ale nigdy nie sądziłam, że jej wybory mogą tak bardzo zranić nie tylko mnie, ale i Michała.

Michał nigdy nie był typem faceta, który użala się nad sobą. Nawet z grypą potrafił zrobić zakupy i ugotować obiad. Ale kiedy lekarz powiedział nam, że to coś poważniejszego – podejrzenie nowotworu – świat mi się zawalił. Potrzebowałam wsparcia, a dostałam… obojętność.

– Może przesadzasz? – zapytała mnie kiedyś koleżanka z pracy. – Może ona po prostu nie umie okazywać uczuć?

Ale ja widziałam, jak traktuje Pawła. Kiedy tylko miał katar, teściowa rzucała wszystko i jechała do niego do Warszawy z rosołem i domowymi ciastkami. Kiedy Michał trafił do szpitala na oddział onkologiczny w naszym mieście – nie przyjechała ani razu.

Pamiętam ten dzień, kiedy wróciłam do domu po kolejnej nieprzespanej nocy przy szpitalnym łóżku Michała. W kuchni siedziała moja córka Zosia i płakała.

– Babcia powiedziała, że tata jest silny i nie potrzebuje pomocy – szlochała. – A wujek Paweł to jej oczko w głowie…

Zrobiło mi się niedobrze. Jak można tak ranić własną rodzinę?

W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do teściowej. Siedziała w salonie, oglądając seriale.

– Mamo – zaczęłam ostrożnie – Michał naprawdę cię potrzebuje. Ja też już nie daję rady sama…

Spojrzała na mnie z chłodnym uśmiechem.

– Aniu, przecież ty zawsze sobie radziłaś. Poza tym Paweł ma teraz trudny czas w pracy…

– Ale Michał walczy o życie! – wybuchłam. – Czy naprawdę nie widzisz różnicy?

Wzruszyła ramionami.

– Każdy ma swoje problemy.

Wyszłam stamtąd z poczuciem klęski i upokorzenia. Przez kolejne tygodnie dźwigałam wszystko sama: opiekę nad Michałem, domem, dziećmi i własną pracą. Paweł przyjechał raz – na pogrzeb sąsiada. Nawet wtedy teściowa była cała dla niego: „Pawełku, zmęczony jesteś? Zrobić ci herbaty?”

Michał widział to wszystko. Widział moje łzy i zmęczenie. Pewnej nocy, kiedy wróciłam ze szpitala i usiadłam obok niego na łóżku, złapał mnie za rękę.

– Przepraszam cię za moją matkę – wyszeptał. – Zawsze byłem tym gorszym synem…

Poczułam wściekłość i bezsilność jednocześnie.

– Nie jesteś gorszy! To ona jest ślepa!

Ale on tylko uśmiechnął się smutno.

Choroba postępowała szybko. Michał słabł z dnia na dzień. W końcu przyszedł moment, kiedy lekarze powiedzieli mi wprost: „Proszę przygotować rodzinę na najgorsze”.

Zadzwoniłam do Pawła i teściowej. Przyjechali dopiero po trzech dniach.

Weszli do sali szpitalnej jak goście na przyjęcie. Paweł rzucił się matce na szyję, a ona niemal go nie wypuściła z objęć.

– Michałku, trzymaj się – powiedziała chłodno do mojego męża.

Wyszłam na korytarz i rozpłakałam się jak dziecko.

Po śmierci Michała zostałam sama z dwójką dzieci i pustką w sercu. Teściowa pojawiła się na pogrzebie tylko dlatego, że Paweł ją przywiózł. Ani razu nie zapytała mnie o nic. Po wszystkim wróciła do siebie i już nigdy więcej się nie odezwała.

Często zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była walczyć o tę rodzinę bardziej? A może są rzeczy, których nigdy nie da się naprawić?

Czasem patrzę na Zosię i pytam siebie: czy uda mi się wychować ją tak, żeby nigdy nie poczuła się gorsza od kogokolwiek? Czy wy też znacie takie historie? Jak radzić sobie z niesprawiedliwością w rodzinie?