Moja córka nie chce grać na pianinie, ale ja nie umiem tego zaakceptować. Czy jestem złą matką?
– Zosia, jeszcze raz! – mój głos odbija się echem od ścian salonu. Palce mojej córki drżą na klawiszach, a jej wzrok błądzi gdzieś za oknem. – Skup się, proszę. To tylko etiuda C-dur, przecież ćwiczyłyśmy ją już tyle razy.
Zosia milczy. Widzę, jak zaciska usta i spuszcza głowę. Wiem, że zaraz popłyną łzy, ale nie mogę się powstrzymać. Przecież muzyka to coś więcej niż hobby – to była moja pasja, moje marzenie, którego nie udało mi się zrealizować. Może dlatego tak bardzo chcę, żeby ona była lepsza ode mnie.
– Kayla, zostaw ją w spokoju – wtrąca się moja mama, która siedzi na fotelu z kubkiem herbaty. – Ona tego nie chce. Widzisz przecież, jak cierpi.
– Mamo, nie rozumiesz – odpowiadam z irytacją. – Dzieci czasem trzeba zmusić do wysiłku. Gdyby nie to, nikt by niczego nie osiągnął.
Ale czy naprawdę tego chcę? Czy nie widzę, jak Zosia coraz bardziej zamyka się w sobie? Każda lekcja kończy się płaczem albo kłótnią. Ostatnio nawet nauczycielka, pani Iwona, powiedziała mi na osobności:
– Pani Kaylo, Zosia nie robi postępów. Jest rozkojarzona, nie ćwiczy w domu. Może warto dać jej trochę oddechu?
Wróciłam wtedy do domu wściekła. Jak to możliwe? Przecież ja wszystko robię dla jej dobra! Sama byłam dzieckiem bez wsparcia – moi rodzice ciężko pracowali w fabryce i nie mieli czasu na moje pasje. Teraz mogę dać Zosi wszystko: lekcje, instrumenty, konkursy. Dlaczego ona tego nie docenia?
Wieczorem słyszę cichy szloch zza drzwi jej pokoju. Otwieram je powoli i widzę Zosię skuloną na łóżku z zeszytem nutowym pod poduszką.
– Córeczko…
Nie odpowiada. Siadam obok i głaszczę ją po włosach.
– Nie chcę już grać na pianinie – mówi cicho. – Proszę, mamo.
Czuję ukłucie w sercu. Przez chwilę mam ochotę ją przytulić i powiedzieć: „Dobrze, już nigdy więcej”. Ale zamiast tego słyszę własny głos:
– Zosiu, jeszcze trochę wytrzymaj. Może za rok ci się spodoba.
Odsuwa się ode mnie i zakrywa twarz poduszką. Wychodzę z pokoju i zamykam drzwi. W kuchni czeka na mnie mama.
– Kayla, co ty robisz tej dziewczynce? – pyta cicho.
– Chcę dla niej dobrze! – wybucham. – Chcę, żeby miała lepsze życie niż ja!
Mama patrzy na mnie z bólem.
– Ale czyje życie ona ma mieć? Swoje czy twoje?
Nie śpię tej nocy. Przewracam się z boku na bok i myślę o własnym dzieciństwie: o tym, jak marzyłam o fortepianie, jak podglądałam sąsiadkę ćwiczącą gamy przez uchylone okno. Moi rodzice nigdy nie mieli pieniędzy ani czasu na takie rzeczy. Teraz mogę dać Zosi wszystko… tylko czy ona tego chce?
Następnego dnia odbieram ją ze szkoły. Jest cicho, patrzy przez okno samochodu.
– Zosiu…
– Mamo, mogę zapisać się na zajęcia plastyczne? – pyta nagle.
Zaskakuje mnie tym pytaniem. Nigdy nie mówiła o rysowaniu.
– A pianino?
– Nie chcę już grać.
Zatrzymuję samochód na poboczu i patrzę jej w oczy. Widzę w nich strach i nadzieję jednocześnie.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś wcześniej?
– Bałam się… że będziesz zła.
Czuję łzy napływające do oczu. Przytulam ją mocno.
Wieczorem rozmawiam z mamą przy kuchennym stole.
– Może rzeczywiście przesadziłam…
Mama ściska moją dłoń.
– Każdy rodzic chce dobrze dla swojego dziecka. Ale czasem trzeba pozwolić mu być sobą.
Zosia zaczyna chodzić na zajęcia plastyczne. Po kilku tygodniach przynosi do domu pierwsze rysunki: kolorowe portrety naszej rodziny, pejzaże z wakacji nad Bałtykiem. Widzę w jej oczach radość i dumę – taką, jakiej nigdy nie widziałam po lekcjach pianina.
Czasem jeszcze łapię się na tym, że chciałabym usłyszeć dźwięki fortepianu w naszym domu. Ale kiedy patrzę na szczęśliwą Zosię przy sztaludze, wiem już, że wybrałam dobrze.
Czy naprawdę mamy prawo narzucać dzieciom własne niespełnione marzenia? A może powinniśmy po prostu pozwolić im być sobą?