„Zaprosiłam byłą synową do siebie, a syn stał się dla mnie obcy” – historia matki, która musiała wybrać między rodziną a własnym sumieniem

– Mamo, nie rozumiesz! To nie jest już twoja sprawa! – Piotr krzyknął, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż zadrżały szyby w kuchennym oknie. Stałam tam, z rękami zanurzonymi w zimnej wodzie i gąbką ściskaną tak mocno, że aż bolały mnie palce. Woda kapała na podłogę, a ja nie mogłam się ruszyć. To był ten moment, kiedy zrozumiałam, że mój syn jest mi obcy.

Piotr dorastał bez ojca. Jego tata odszedł, kiedy Piotruś miał zaledwie cztery lata. Zostawił nas z jednym zdaniem: „Nie nadaję się do tej odpowiedzialności”. Jakby ja, mając dwadzieścia dwa lata i dziecko na rękach, wiedziała cokolwiek więcej o odpowiedzialności niż on. Ale nie miałam wyboru – musiałam być i matką, i ojcem. Pracowałam w sklepie spożywczym na dwie zmiany, a wieczorami szyłam ubrania dla sąsiadek. Piotr był moim oczkiem w głowie. Wszystko robiłam dla niego.

Kiedy miał osiemnaście lat, zakochał się w Magdzie. Była cicha, skromna i bardzo nieśmiała. Widziałam w niej siebie sprzed lat – zagubioną dziewczynę z wielkimi oczami. Piotr uparł się na ślub zaraz po maturze. Próbowałam go przekonać, żeby poczekali, żeby pomyśleli o studiach, o pracy… Ale on był głuchy na moje rady. „Mamo, ja wiem, co robię” – powtarzał z uporem.

Urodził im się syn – mój ukochany wnuk Michaś. Przez pierwsze lata wszystko wydawało się układać. Pomagałam Magdzie przy dziecku, gotowałam obiady, odbierałam Michała z przedszkola. Piotr coraz częściej wracał późno do domu. Tłumaczył się pracą, ale czułam przez skórę, że coś jest nie tak.

Pewnego wieczoru Magda przyszła do mnie zapłakana. – On… on mnie zdradza – wyszeptała drżącym głosem. Zamarłam. Chciałam ją przytulić, ale ona tylko siedziała skulona na kanapie i płakała. „To nie może być prawda”, myślałam. Przecież Piotr zawsze był taki odpowiedzialny…

Następnego dnia zadzwoniłam do niego. – Piotrze, musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.
– Mamo, nie mieszaj się! To moje życie! – usłyszałam w słuchawce.

Od tego dnia wszystko zaczęło się sypać. Piotr wyprowadził się do jakiejś kobiety z pracy. Magda została sama z Michałem w wynajmowanym mieszkaniu na drugim końcu miasta. Nie miała rodziny – jej rodzice zmarli kilka lat wcześniej w wypadku samochodowym. Była zupełnie sama.

Przez kilka tygodni próbowałam rozmawiać z Piotrem. Prosiłam go, żeby wrócił do żony i dziecka, żeby pomyślał o Michale… Ale on tylko powtarzał: „Mamo, to już koniec. Nie kocham jej”.

Pewnego dnia Magda zadzwoniła do mnie późnym wieczorem.
– Pani Aniu… ja już nie daję rady… straciłam pracę… Michaś jest chory… nie mam pieniędzy na leki…

Nie zastanawiałam się ani chwili. Pojechałam po nich i przywiozłam do siebie.

Od tamtej pory mieszkamy razem – ja, Magda i Michaś. Znowu gotuję obiady dla trzech osób, znowu odbieram wnuka z przedszkola i szyję ubrania wieczorami. Magda znalazła pracę w pobliskiej piekarni i powoli staje na nogi. Michaś śmieje się coraz częściej.

A Piotr? Od czasu do czasu dzwoni. Najczęściej po pieniądze albo żeby powiedzieć mi, że „zdradziłam własnego syna”.

– Mamo, jak możesz ją wspierać? To ona wszystko zepsuła! – krzyczał ostatnio przez telefon.
– Piotrze… ona jest matką twojego dziecka! A ty? Gdzie jesteś? – odpowiedziałam cicho.

Czasem nocami leżę i zastanawiam się: czy zrobiłam dobrze? Czy powinnam była postawić na syna za wszelką cenę? Ale kiedy widzę uśmiechniętego Michała i wdzięczność w oczach Magdy, wiem jedno – nie mogłam postąpić inaczej.

Ostatnio sąsiadka zapytała mnie na klatce:
– Pani Aniu, a nie boi się pani plotek? Że to nienormalne tak mieszkać z byłą synową?
Uśmiechnęłam się tylko smutno:
– Plotki mnie nie obchodzą. Najważniejsze jest dobro dziecka.

Czasem myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czy można być dobrą matką dla kogoś, kto sam przestał być synem? Czy rodzina to tylko więzy krwi… czy może coś więcej?

Może wy mi powiecie: co wy byście zrobili na moim miejscu?