Fryderyk zbliżył się do kamieniołomu i zamarł – to był ten sam kamieniołom pełen kamieni, który jego brat pokazał mu we śnie. Potem zaczął rzucać kamieniami i nagle…

Fryderyk zawsze był bardziej spokojny z bliźniaków. Podczas gdy Karol był dziki i nieokiełznany, Fryderyk był przemyślny i powściągliwy. Ich drogi po szkole średniej gwałtownie się rozeszły; Fryderyk poszedł na studia i poświęcił się karierze w inżynierii, podczas gdy Karol wędrował od jednej dorywczej pracy do drugiej, często znajdując się po złej stronie prawa.

Ich matka, Alena, często martwiła się o Karola, jej zmartwienie było stałym cieniem w jej inaczej jasnym wyrazie twarzy. Fryderyk starał się ją uspokoić, ale w głębi duszy podzielał jej obawy. Relacja między braćmi stała się napięta, rozmowy były niezręczne i rzadkie. Jednak, pomimo ich różnic, między nimi przetrwała więź, niewypowiedziana, ale głęboko odczuwana.

Pewnej nocy Fryderyk został obudzony przez żywy sen. Karol stał przed nim, blady i natarczywy, gestykulując w kierunku opuszczonego kamieniołomu pełnego kamieni. „Znajdź to,” szepnął, jego głos dziwnie odbijał się w przestrzeni snu. Fryderyk obudził się z przerażeniem, serce biło mu gwałtownie. Jana, jego żona, poruszyła się obok niego, jej czoło marszczyło się z obaw. „Odwiedził cię twój brat we śnie znowu?” zapytała, jej głos był ciężki od snu i zmartwień.

Fryderyk nie mógł się uwolnić od snu. Trzymał się go, jak stały szept na tyłach jego umysłu. Dwa dni później przyszedł telefon. Karol został znaleziony martwy, jego ciało odkryto w płytkim kamieniołomie na obrzeżach miasta. Wiadomość była jak cios w żołądek, pozostawiła Fryderyka wstrząśniętego i otępiałego. Sen, wydawało się, był przeczuciem.

Poganiany potrzebą zamknięcia i prześladowany przez sen, Fryderyk odwiedził kamieniołom. Był dokładnie taki, jak go widział we śnie – opuszczony, pełen kamieni, powietrze niosło smutek. Przepełniony żalem i gniewem zaczął rzucać kamieniami, każdy z nich symbolizował jego niewypowiedziane słowa, jego żale, jego nieodpowiedziane pytania.

Nagle pod nim zapadła się ziemia i upadł na kolana. Tam, częściowo pogrzebane pod kamieniami, były stare, zniszczone zegarki Karola – prezent od ich ojca. Serce Fryderyka się skurczyło. Zegarki zatrzymały się, ich wskazówki zamrożone w czasie, cichym świadectwem chwili, kiedy życie Karola się skończyło.

Odkrycie było małym, okrutnym zwrotem losu. Nie dostarczyło żadnych odpowiedzi, żadnej pociechy. Fryderyk opuścił kamieniołom z zegarkami mocno ściskanymi w dłoni, namacalnym kawałkiem swojego brata, którego mógł się trzymać. Ale nie przyniosło mu to spokoju. Pytania pozostały, żal był ciężki, duszący.

Jana starała się go pocieszyć, ale Fryderyk był zagubiony w swoim smutku, uwięziony w cyklu co-gdyby i gdyby-tylko. Sen, który kiedyś wydawał się możliwym mostem do zrozumienia, teraz wydawał się okrutnym żartem, wglądem w moment, którego nigdy nie mógł zmienić ani zrozumieć.

Kamieniołom stał się symbolem straty Fryderyka, fizyczną manifestacją pustki, którą śmierć Karola zostawiła w jego życiu. Zbliżył się do niego szukając odpowiedzi, zamknięcia, ale odszedł tylko z większą ilością pytań, sercem cięższym niż kiedy przyszedł. Więź między braćmi, kiedyś źródłem siły, teraz działała jak rana, która odmawiała zagojenia, stała przypomnienie tego, co zostało utracone.