„Chcę rozwodu.” – Jeden wieczór, który zburzył moje życie. Historia kobiety, która musiała zacząć od nowa po szesnastu latach małżeństwa.

– Chcę rozwodu – powiedział Marek, nie patrząc mi w oczy. Stał w progu kuchni, a ja mieszałam zupę dla Igi, naszej trzynastoletniej córki. Łyżka wypadła mi z ręki i z brzękiem uderzyła o blat. Przez chwilę miałam wrażenie, że to żart. Że zaraz się uśmiechnie i powie: „No co ty, Anka, przecież wiesz, że cię kocham”. Ale on tylko stał i patrzył gdzieś za moje ramię.

– Co ty mówisz? – wyszeptałam. – Przecież… przecież wszystko jest dobrze. Przecież mamy dom, dziecko, kredyt na głowie… – głos mi się załamał.

Marek westchnął ciężko. – Już od dawna nie jest dobrze. Po prostu nie chcę tak żyć. Nie chcę cię ranić, ale muszę być szczery.

Wtedy poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Szesnaście lat razem. Szesnaście lat budowania wszystkiego od podstaw: mieszkania na kredyt w bloku na Ursynowie, wspólnych wakacji nad Bałtykiem, wieczorów przy Netflixie i kłótni o to, kto wyniesie śmieci. I nagle wszystko się kończy jednym zdaniem.

Nie pamiętam, jak dotarłam do sypialni. Leżałam na łóżku i patrzyłam w sufit. W głowie dudniły mi słowa mojej mamy: „Małżeństwo to nie bajka, Aniu. Trzeba być wiernym, trzeba walczyć”. Czy ja nie walczyłam? Czy byłam złą żoną?

Następnego dnia Marek spakował kilka rzeczy i wyszedł. Iga zamknęła się w swoim pokoju i nie chciała ze mną rozmawiać. W pracy ledwo powstrzymywałam łzy, a koleżanki pytały tylko: „Coś się stało?”. Nie miałam siły tłumaczyć.

Wieczorem zadzwoniła mama.
– Aniu, co się dzieje? Marek do mnie dzwonił… – zaczęła ostrożnie.
– Mamo, on chce rozwodu – powiedziałam cicho.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Może to tylko kryzys? Może powinniście porozmawiać? – próbowała mnie pocieszyć.
– On już podjął decyzję – odpowiedziałam i poczułam, jak łzy ciekną mi po policzkach.

Przez kolejne tygodnie żyłam jak w zawieszeniu. Każdy dzień był walką: o to, żeby wstać z łóżka, żeby zrobić śniadanie Idze, żeby nie płakać w autobusie do pracy. Najgorsze były wieczory. Wtedy wracały wspomnienia: pierwszy pocałunek pod blokiem na Mokotowie, narodziny Igi, wspólne święta u teściów.

Pewnego dnia znalazłam na Messengerze wiadomość od nieznanej kobiety: „Wiem, że Marek się wyprowadził. Jeśli chcesz wiedzieć prawdę, napisz”. Zamarłam. Przez godzinę patrzyłam na ekran telefonu. W końcu odpisałam tylko: „Kim jesteś?”.

Odpowiedź przyszła szybko: „Jestem Magda. Od roku spotykam się z twoim mężem”.

Zrobiło mi się niedobrze. Wszystko nagle nabrało sensu: późne powroty Marka z pracy, tajemnicze SMS-y, wyjazdy służbowe do Krakowa. Przez chwilę chciałam zadzwonić do niego i wykrzyczeć całą swoją złość, ale zabrakło mi siły.

Wieczorem usiadłam przy stole z Igą.
– Córeczko… Musimy porozmawiać – zaczęłam niepewnie.
Ona spojrzała na mnie czerwonymi oczami.
– To przez ciebie tata odszedł? – zapytała cicho.
To pytanie bolało bardziej niż wszystko inne.
– Nie wiem… Może oboje popełniliśmy błędy – odpowiedziałam szczerze. – Ale pamiętaj, że zawsze będziemy cię kochać.

Iga długo milczała.
– Nie chcę mieszkać z tatą i tą kobietą – powiedziała w końcu.
– Nikt cię do tego nie zmusi – zapewniłam ją.

Kolejne miesiące były jak walka o przetrwanie. Musiałam nauczyć się żyć sama: płacić rachunki, naprawiać cieknący kran, rozmawiać z nauczycielami Igi o jej ocenach i problemach w szkole. Czułam się jak rozbitek na tratwie po wielkim sztormie.

Mama dzwoniła codziennie.
– Aniu, musisz być silna dla Igi – powtarzała.
Ale ja miałam ochotę tylko krzyczeć: „Dlaczego ja? Dlaczego mnie to spotkało?”

Pewnego dnia spotkałam Marka pod blokiem. Stał przy samochodzie i czekał na Igę.
– Anka… Przepraszam – powiedział cicho.
Spojrzałam mu prosto w oczy.
– Za co? Za to, że mnie zdradziłeś? Za to, że rozbiłeś naszą rodzinę?
Marek spuścił wzrok.
– Nie chciałem cię skrzywdzić…
Zaśmiałam się gorzko.
– To trzeba było o tym pomyśleć wcześniej.

Po tej rozmowie poczułam ulgę. Jakby ktoś zdjął mi z pleców ciężki plecak. Wiedziałam już, że nie chcę być ofiarą. Że muszę zacząć żyć dla siebie i dla Igi.

Zaczęłam biegać po parku Kabackim. Zapisałam się na kurs angielskiego. Po pracy spotykałam się z koleżankami na kawie. Powoli odzyskiwałam siebie sprzed lat – tę Ankę, która miała marzenia i plany.

Iga też zaczęła się otwierać. Pewnego wieczoru przyszła do mnie do pokoju i przytuliła się mocno.
– Mamo… Damy radę?
Pocałowałam ją w czoło.
– Damy radę, córeczko. Zawsze damy radę.

Czasem jeszcze budzę się w nocy i pytam siebie: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy można uratować coś, co już dawno umarło? Ale wiem jedno – jestem silniejsza niż myślałam. I choć życie już nigdy nie będzie takie samo, to może właśnie teraz zaczyna się mój nowy rozdział?

A wy? Czy można naprawdę wybaczyć zdradę i zacząć od nowa? Czy lepiej zamknąć drzwi i nigdy nie oglądać się za siebie?