Moja teściowa dzwoni tylko wtedy, gdy mąż ma wypłatę – ile można być bankomatem dla własnej rodziny?

– Znowu dzwoni – powiedziałam, patrząc na wyświetlacz telefonu. „Mama” – wyświetlało się na ekranie, a ja już wiedziałam, czego się spodziewać. Był piątek, dzień wypłaty mojego męża, a to oznaczało jedno: kolejny telefon z prośbą o pieniądze.

Michał siedział przy stole, przeglądając faktury. Spojrzał na mnie z rezygnacją. – Odbierz, proszę. Ja nie mam już siły.

Wzięłam głęboki oddech i odebrałam. – Dzień dobry, mamo – powiedziałam, starając się brzmieć uprzejmie.

– O, Martusiu, kochanie! Michał już wrócił z pracy? – Jej głos był przesadnie czuły. – Bo wiesz, taka sprawa…

Znałam tę „sprawę” na pamięć. Zawsze chodziło o pieniądze. Raz na leki dla teścia, raz na naprawę samochodu, innym razem na „nieprzewidziane wydatki”. Odkąd wyszłam za Michała, jego rodzice traktowali nas jak własny bankomat. Nie liczyły się nasze potrzeby, plany czy marzenia. Liczyło się tylko to, ile mogą od nas wyciągnąć.

– Mamo, mamy teraz trochę trudniejszy miesiąc… – zaczęłam nieśmiało.

– Ależ Martusiu! Przecież Michał zarabia dobrze! – przerwała mi natychmiast. – My tylko na chwilkę pożyczymy, oddamy za dwa tygodnie!

Wiedziałam, że nie oddadzą. Nigdy nie oddawali.

Po skończonej rozmowie Michał spuścił głowę. – Znowu? Ile tym razem?

– Pięćset złotych. Mówiła, że to na leki dla taty.

Westchnął ciężko. – Nie wiem już, co robić. Przecież to moi rodzice…

Patrzyłam na niego i czułam narastającą frustrację. Od lat byliśmy w tym samym miejscu: każda nasza lepsza chwila finansowa kończyła się telefonem z prośbą o pieniądze lub przysługę. Kiedy raz odmówiliśmy, teściowa przez tydzień nie odbierała telefonu i rozpowiadała rodzinie, że jesteśmy niewdzięczni.

Pamiętam nasze pierwsze wspólne wakacje nad morzem. Odkładaliśmy na nie przez pół roku. Dwa dni przed wyjazdem zadzwoniła teściowa: „Michałku, musimy zapłacić za prąd, bo nam odetną!” Oddaliśmy im wtedy prawie wszystko, co mieliśmy. Pojechaliśmy nad morze na dwa dni zamiast tygodnia. Michał tłumaczył mi wtedy: „To tylko jednorazowa sytuacja”. Ale takich „jednorazowych sytuacji” było już kilkadziesiąt.

Z czasem zaczęłam czuć do nich coraz większy żal. Nie chodziło już nawet o pieniądze, ale o brak szacunku do naszej pracy i wysiłku. O to, że nigdy nie zapytali: „Jak wy sobie radzicie?”, „Czy czegoś wam potrzeba?”. Zawsze tylko brali.

Najgorsze były święta. Wszyscy przy stole udawali, że wszystko jest w porządku, a ja czułam się jak oszustka. Wiedziałam przecież, że prezenty pod choinką kupiliśmy za pieniądze, które mieliśmy przeznaczyć na remont łazienki. Michał milczał wtedy jeszcze bardziej niż zwykle.

Pewnego dnia nie wytrzymałam.

– Michał, musimy coś z tym zrobić – powiedziałam stanowczo. – Nie możemy wiecznie żyć dla nich.

Spojrzał na mnie z bólem w oczach.

– To są moi rodzice… Jak mam im odmówić?

– A ja? Ja się nie liczę? Nasze dziecko? Nasze życie?

Cisza była gęsta jak mgła nad Wisłą jesienią.

Wiedziałam, że stawiam go pod ścianą. Ale ile można być bankomatem dla własnej rodziny?

Następnego dnia zadzwoniła teściowa znowu. Tym razem odebrałam ja.

– Mamo, musimy porozmawiać – powiedziałam spokojnie, choć serce waliło mi jak młotem.

– O czym?

– O pieniądzach. Nie możemy już wam pomagać w taki sposób jak dotychczas. Sami mamy zobowiązania i plany.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Martusiu… Ale my zawsze mogliśmy na was liczyć…

– I nadal możecie liczyć na naszą pomoc – odpowiedziałam stanowczo – ale nie finansową. Możemy pomóc w zakupach albo zawieźć was do lekarza. Ale nie będziemy już dawać pieniędzy.

Rozłączyła się bez słowa.

Wieczorem zadzwoniła do Michała. Płakała i mówiła mu, że jestem niewdzięczna i że „rozbijam rodzinę”. Michał był rozdarty między lojalnością wobec rodziców a troską o naszą rodzinę.

Przez kilka tygodni atmosfera była napięta jak struna w skrzypcach. Teściowie przestali dzwonić i odwiedzać nas tak często jak wcześniej. Michał był przygaszony i zamknięty w sobie.

Ale po raz pierwszy od lat mieliśmy spokój finansowy. Mogliśmy kupić córce nowy rower i pojechać na weekend do Zakopanego bez wyrzutów sumienia.

Pewnego wieczoru Michał usiadł obok mnie na kanapie i powiedział cicho:

– Wiem, że miałaś rację. Ale boli mnie to wszystko…

Przytuliłam go mocno.

– Może kiedyś zrozumieją…

Czasem zastanawiam się: czy rodzina powinna być tak interesowna? Czy stawianie granic najbliższym to egoizm czy zdrowy rozsądek? Ile jeszcze osób w Polsce żyje w cieniu takich rodzinnych układów? Może warto o tym rozmawiać…