Miłość, która dzieli: Opowieść matki, która nie potrafi odpuścić
– Nie rozumiesz, Michał! Ona cię niszczy! – krzyknęłam, czując jak głos mi się łamie. Stałam w kuchni, oparta o blat, a mój syn patrzył na mnie z tym swoim upartym wyrazem twarzy, który znałam od dziecka.
– Mamo, proszę cię… – westchnął ciężko. – To moja żona. Kocham ją. Musisz to w końcu zaakceptować.
Ale jak miałam zaakceptować? Jak miałam pogodzić się z tym, że mój jedyny syn wybrał kobietę, która od początku wydawała mi się fałszywa? Od kiedy tylko pojawiła się w naszym życiu, wszystko zaczęło się psuć. Michał coraz rzadziej dzwonił, coraz rzadziej przyjeżdżał do domu. A kiedy już przyjeżdżał, był nieobecny myślami, jakby zostawił część siebie gdzieś indziej – przy niej.
Pamiętam pierwszy raz, gdy przyprowadził ją na rodzinny obiad. Marta – drobna blondynka z szerokim uśmiechem i oczami, które nigdy nie patrzyły mi prosto w twarz. Udawała miłą, ale ja widziałam przez nią na wylot. Wiedziałam, że chce go sobie podporządkować. Że chce go ode mnie odebrać.
Od tamtej pory zaczęła się moja walka. Najpierw subtelna – drobne uwagi, niewinne pytania:
– Michałku, a czy Marta na pewno dobrze gotuje? Wygląda na taką, co to raczej zamawia jedzenie niż gotuje sama…
Albo:
– Synku, czy ona nie jest trochę za bardzo skupiona na sobie? Widziałam jej zdjęcia na Facebooku…
Michał tylko się uśmiechał albo przewracał oczami. Ale ja widziałam, że zaczyna się zastanawiać. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Z czasem przestałam być subtelna. Kiedy dowiedziałam się, że Marta jest w ciąży, poczułam panikę. Bałam się, że dziecko jeszcze bardziej zwiąże ich ze sobą. Że już nigdy nie odzyskam syna. Zaczęłam rozmawiać z nim coraz częściej o rozwodach znajomych:
– Wiesz, Anka z pracy mówiła, że jej syn też się ożenił z niewłaściwą kobietą i teraz cierpi…
– Mamo, przestań! – wybuchł wtedy Michał. – To nie jest twoja sprawa!
Ale ja nie mogłam przestać. Czułam się jak tonąca osoba chwytająca się każdej deski ratunku. Zaczęłam podpytywać Martę o jej rodzinę, szukać w niej wad. Kiedyś usłyszałam przez przypadek jej rozmowę telefoniczną z matką – była zdenerwowana, płakała. Pomyślałam wtedy: „Może coś jest na rzeczy? Może ona naprawdę ma problemy psychiczne?” Zaczęłam podsuwać Michałowi artykuły o depresji poporodowej.
– Synku, musisz uważać… Kobiety po porodzie czasem robią straszne rzeczy…
On tylko milczał i patrzył na mnie z bólem w oczach.
Kiedy urodziła się Zosia, moja wnuczka, poczułam przez chwilę szczęście. Może teraz Marta będzie miała mniej czasu dla Michała? Może on będzie częściej do mnie przyjeżdżał z małą? Ale Marta była sprytna – nie pozwalała mi zostać z Zosią sam na sam. Zawsze była obok, zawsze kontrolowała sytuację.
Zaczęłam więc rozmawiać z sąsiadkami:
– Wiecie, Marta to taka dziwna dziewczyna… Nie pozwala mi nawet przewinąć wnuczki! Coś tu jest nie tak…
Plotki zaczęły krążyć po klatce schodowej. Myślałam: „Może Michał usłyszy coś od znajomych i zacznie się zastanawiać?” Ale on tylko coraz bardziej zamykał się w sobie.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie moja siostra:
– Ela, co ty wyprawiasz? Słyszałam od ludzi różne rzeczy… Przestań mieszać w życiu Michała!
Poczułam się zdradzona. Nawet własna rodzina mnie nie rozumiała! Przecież robiłam to wszystko dla dobra syna!
Zaczęłam śledzić Martę w internecie. Znalazłam jej stare zdjęcia z imprez studenckich – pomyślałam: „O! Teraz mam dowód!” Wydrukowałam je i pokazałam Michałowi.
– Widzisz? To jest twoja żona! Tak wyglądała zanim cię poznała!
Michał spojrzał na mnie z pogardą.
– Mamo… Każdy ma przeszłość. Ty też.
To był cios. Poczułam się upokorzona.
Z czasem zaczęłam tracić kontakt z synem. Przestał odbierać telefony, rzadziej przyjeżdżał do domu. Kiedy już przychodził – był chłodny i zdystansowany.
W Wigilię zeszłego roku zadzwonił do mnie wieczorem:
– Mamo… Nie przyjedziemy w tym roku. Marta źle się czuje.
Wiedziałam, że to kłamstwo. Siedziałam sama przy stole, patrząc na puste miejsce po nim i płakałam.
Zaczęłam mieć koszmary. Śniło mi się, że Michał odchodzi na zawsze, a ja zostaję sama w pustym mieszkaniu. Budziłam się zlana potem i płakałam do poduszki.
Pewnego dnia postanowiłam pojechać do nich bez zapowiedzi. Zadzwoniłam domofonem – otworzyła mi Marta.
– Dzień dobry pani Elżbieto…
– Chciałam zobaczyć Zosię – powiedziałam chłodno.
Wpuściła mnie do środka. Michał siedział w salonie z córką na kolanach. Kiedy mnie zobaczył, jego twarz stężała.
– Mamo… Prosiłem cię, żebyś dzwoniła przed wizytą.
– Jestem twoją matką! Mam prawo widywać wnuczkę!
Marta spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Pani Elżbieto… Proszę nas zostawić w spokoju…
Wybiegłam z mieszkania trzaskając drzwiami. Czułam się upokorzona i zdradzona przez własnego syna.
Od tamtej pory minęło kilka miesięcy. Michał prawie się do mnie nie odzywa. Czasem wysyła zdjęcie Zosi przez WhatsAppa – krótkie wiadomości bez emocji.
Czuję pustkę. Czasem myślę: „Może przesadziłam? Może powinnam była pozwolić mu żyć po swojemu?” Ale potem znów wraca gniew: „To ona go ode mnie zabrała! To przez nią jestem sama!”
Czasem siedzę wieczorami przy oknie i patrzę na światła miasta. Myślę o tym wszystkim, co zrobiłam – o plotkach, insynuacjach, kłamstwach… Czy naprawdę chciałam szczęścia syna? Czy może po prostu bałam się zostać sama?
Czy można kochać za bardzo? Czy można tak bardzo chcieć dobra dla kogoś, że niszczy się wszystko wokół?
A może to ja powinnam nauczyć się odpuszczać?
Co wy byście zrobili na moim miejscu?