Kiedy marzenie o własnym mieszkaniu zamienia się w rodzinny dramat

– Michał, czy ty naprawdę chcesz się tak spieszyć? – głos teściowej przebił się przez drzwi kuchni, gdzie stałam z kubkiem herbaty, udając, że nie podsłuchuję. Wiedziałam, że rozmawiają o nas, o naszym mieszkaniu, o naszych marzeniach. I nagle poczułam, jakby ktoś ścisnął mnie za gardło.

Oszczędzaliśmy z Michałem przez pięć lat. Każda premia, każda nadgodzina, każda rezygnacja z wakacji – wszystko po to, żeby w końcu mieć coś swojego. Pracowałam w dużej, międzynarodowej firmie, zarabiałam dwa razy więcej niż Michał, ale nigdy nie pozwoliłam, żeby to stało się problemem. Wszystko mieliśmy wspólne: konto, wydatki, cele. Nawet teściowa, choć czasem zbyt obecna, nie była dla mnie przeszkodą. Do czasu.

Tego dnia przyszliśmy do niej na obiad. Zwykła niedziela, rosół, schabowy, kompot. Michał był spięty, ja też. W końcu mieliśmy jej powiedzieć, że znaleźliśmy mieszkanie. Nie luksusowe, ale nasze. W dobrej dzielnicy, z balkonem, blisko parku. Marzenie. Gdy tylko padły te słowa, teściowa zbladła. – A po co wam własne mieszkanie? Przecież tu wam dobrze – rzuciła, zerkając na Michała. – Mamo, chcemy być na swoim – odpowiedział spokojnie. – Ale przecież tu masz wszystko! – podniosła głos. – A co, jak stracisz pracę? A co, jak się pokłócicie? – zaczęła wymieniać wszystkie możliwe katastrofy.

Po obiedzie poprosiła Michała na rozmowę. Zostawiła mnie samą w salonie, gdzie z nerwów zaczęłam układać poduszki na kanapie. Słyszałam tylko urywki: „Ona cię wykorzystuje”, „To nie jest dobry moment”, „Pomyśl o rodzinie”. Czułam, jak narasta we mnie złość i bezsilność. Przecież to nasze życie, nasza decyzja! Po godzinie Michał wrócił blady jak ściana. – Musimy pogadać – powiedział cicho.

W drodze do domu milczeliśmy. W końcu nie wytrzymałam: – Co się stało? – zapytałam. Michał spuścił głowę. – Mama uważa, że to zły pomysł. Że za dużo ryzykujemy. Że… że może powinniśmy jeszcze poczekać. – A ty co uważasz? – zapytałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. – Nie wiem – odpowiedział. – Nie wiem już nic.

Przez kolejne dni Michał był nieobecny. Unikał rozmów, wracał późno z pracy. Czułam, że coś się zmieniło. W końcu znalazłam w jego torbie wydrukowaną ofertę innego mieszkania – tańszego, w gorszej dzielnicy, bez balkonu. – Co to jest? – zapytałam. – Mama mówiła, że powinniśmy zacząć od czegoś mniejszego, bezpieczniejszego – odpowiedział bez przekonania. – Michał, czy ty słyszysz siebie? To nasze życie, nie twojej mamy! – krzyknęłam. – Ale ona chce dla nas dobrze – próbował się tłumaczyć. – Nie, Michał, ona chce dobrze dla siebie! – wybuchłam.

Zaczęliśmy się kłócić o wszystko: o pieniądze, o przyszłość, o to, kto ma rację. Michał coraz częściej znikał u matki, a ja czułam się coraz bardziej samotna. W pracy nie mogłam się skupić, znajomi pytali, co się dzieje. – Wszystko w porządku – kłamałam, choć miałam ochotę krzyczeć.

Pewnego wieczoru Michał wrócił późno. Był pijany. – Może mama ma rację – bełkotał. – Może to wszystko nie ma sensu. Może powinniśmy się rozstać. – Poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce. – Jeśli tego chcesz, powiedz to wprost – wyszeptałam. Michał spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem i wyszedł z mieszkania.

Następnego dnia nie wrócił na noc. Zadzwoniłam do teściowej. – Michał jest u mnie. Potrzebuje czasu do namysłu – powiedziała chłodno. – To nie jest tylko jego decyzja! – krzyknęłam do słuchawki. – Ale to mój syn – odpowiedziała i rozłączyła się.

Przez kolejne dni żyłam jak w zawieszeniu. Nie jadłam, nie spałam, nie potrafiłam pracować. W końcu Michał wrócił. – Przepraszam – powiedział cicho. – Ale nie mogę wybrać między tobą a mamą. – Michał, ja nie każę ci wybierać! Chcę tylko, żebyś był po naszej stronie, żebyśmy byli rodziną! – płakałam. – Nie wiem, czy potrafię – wyszeptał.

Wtedy zrozumiałam, że nie chodzi o mieszkanie. Chodzi o zaufanie, o lojalność, o to, czy jesteśmy drużyną. Michał nie potrafił postawić granicy między nami a swoją matką. A ja nie potrafiłam już dłużej walczyć.

Dziś mieszkam sama. Michał wrócił do matki. Nasze wspólne oszczędności podzieliliśmy na pół. Czasem mijam go na ulicy – wygląda na zagubionego, smutnego. Ja też nie jestem szczęśliwa, ale przynajmniej wiem, że próbowałam walczyć o nas.

Czy naprawdę można zbudować szczęśliwy dom, jeśli ktoś trzeci ciągle wtrąca się w twoje życie? Czy miłość wystarczy, jeśli nie ma w niej zaufania i wsparcia? Czasem zastanawiam się, czy gdyby Michał był silniejszy, wszystko potoczyłoby się inaczej…