„Popatrz, do kogo się upodobniłaś!” – Historia Jagody o miłości, rozczarowaniu i walce o siebie

— Zobacz, do kogo się upodobniłaś! — głos Wojtka odbił się echem w ciasnej kuchni, gdzie jeszcze unosił się zapach porannej kawy. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w pianie, a w oczach piekły łzy. Przez chwilę miałam nadzieję, że się przesłyszałam, że to tylko zły sen, z którego zaraz się obudzę. Ale on stał tam naprawdę, oparty o framugę drzwi, z tym swoim znudzonym wyrazem twarzy, jakby wszystko, co działo się w naszym domu, było dla niego ciężarem nie do zniesienia.

— Popatrz tylko, w co się zamieniłaś! Kłębek tłuszczu, a nie kobieta! — dodał ciszej, z wyraźną pogardą.

Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Jeszcze kilka miesięcy temu byłam jego „najpiękniejszą dziewczyną na świecie”. Teraz, po porodzie, moje ciało było inne — miękkie, zmęczone, z rozstępami na brzuchu i cieniami pod oczami. Ale przecież urodziłam nasze dziecko! Naszego synka, którego tak bardzo pragnęliśmy.

— Kochanie, dopiero co urodziłam naszego synka. Daj mi trochę czasu, schudnę… — wyszeptałam, ledwo powstrzymując łzy.

Wojtek przewrócił oczami i wyszedł z kuchni, trzaskając drzwiami. Zostałam sama, z głową pełną myśli i sercem ściśniętym ze strachu. Czy naprawdę stałam się kimś, kogo nie da się już kochać?

Wieczorem, gdy usypiałam małego Antosia, próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz czułam się szczęśliwa. Może wtedy, gdy Wojtek przyniósł mi śniadanie do łóżka w dniu naszych zaręczyn? Albo kiedy śmialiśmy się razem na spacerze po Plantach? Teraz nasze rozmowy ograniczały się do wymiany informacji o pieluchach i zakupach. Czułam się przezroczysta.

Następnego dnia zadzwoniła mama. — Jagódko, jak się czujesz? — zapytała ciepło.

Chciałam jej powiedzieć prawdę. Chciałam wykrzyczeć, że nie daję rady, że Wojtek mnie rani, że boję się spojrzeć w lustro. Ale tylko westchnęłam i powiedziałam: — Wszystko dobrze, mamo. Antoś rośnie jak na drożdżach.

Mama chyba wyczuła mój smutek, bo zaproponowała, że przyjedzie na kilka dni pomóc. Odmówiłam. Bałam się, że zobaczy, jak bardzo jestem rozbita.

Wieczorami Wojtek coraz częściej wychodził z domu. Tłumaczył się pracą albo spotkaniami z kolegami. Zostawałam sama z Antosiem i swoimi myślami. Czasem łapałam się na tym, że godzinami gapię się w okno i wyobrażam sobie inne życie — takie, w którym jestem szczęśliwa i kochana.

Pewnej nocy usłyszałam jego szept przez telefon. — Nie mogę już tu wytrzymać… Ona się zmieniła… Nie poznaję jej…

Serce mi zamarło. Czy on ma kogoś? Czy to ja jestem winna temu wszystkiemu?

Następnego dnia zebrałam się na odwagę i zapytałam wprost:

— Wojtek, czy ty mnie jeszcze kochasz?

Spojrzał na mnie zaskoczony, jakby nie spodziewał się takiego pytania.

— Nie wiem… — odpowiedział po chwili ciszy. — Wszystko się zmieniło. Ty się zmieniłaś.

Nie spałam całą noc. W głowie kłębiły mi się jego słowa i to okrutne porównanie: „kłębek tłuszczu”. Próbowałam sobie wmówić, że to tylko chwilowy kryzys, że wszystko wróci do normy. Ale rano zobaczyłam w jego oczach obojętność.

Zaczęłam pisać dziennik. Każdego dnia zapisywałam swoje myśli i uczucia. To była moja jedyna ucieczka przed samotnością. Pisałam o strachu przed utratą miłości, o wstydzie związanym z własnym ciałem, o tęsknocie za dawną sobą.

Któregoś dnia zadzwoniła do mnie Anka — moja przyjaciółka ze studiów. Usłyszała w moim głosie coś niepokojącego.

— Jagoda, co się dzieje? — zapytała bez ogródek.

Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się i opowiedziałam jej wszystko: o słowach Wojtka, o samotności, o tym, jak bardzo się boję.

— Musisz zawalczyć o siebie — powiedziała stanowczo. — Nie możesz pozwolić, żeby ktoś cię tak traktował. Nawet jeśli to ojciec twojego dziecka.

Te słowa długo dźwięczały mi w uszach. Zaczęłam zastanawiać się nad swoim życiem. Czy naprawdę chcę być z kimś, kto mnie nie szanuje? Czy dla Antosia lepsza jest matka nieszczęśliwa i upokorzona czy silna i niezależna?

Zaczęłam wychodzić na spacery z synkiem. Na początku czułam się niezręcznie — wydawało mi się, że wszyscy patrzą na mnie z politowaniem. Ale z każdym dniem było łatwiej. Poznałam inne mamy w parku. Okazało się, że nie jestem sama ze swoimi problemami.

Wojtek coraz częściej znikał z domu na całe noce. Przestał nawet udawać zainteresowanie mną czy Antosiem. Pewnego dnia znalazłam w jego kurtce paragon z restauracji dla dwojga.

— Wojtek, musimy porozmawiać — powiedziałam spokojnie, choć w środku cała drżałam.

— O czym? — rzucił obojętnie.

— O nas. O tym, co dalej.

Wzruszył ramionami.

— Może powinniśmy zrobić sobie przerwę…

To był koniec. Poczułam ulgę i przerażenie jednocześnie. Bałam się przyszłości, ale jeszcze bardziej bałam się życia w kłamstwie.

Minęły dwa miesiące od tamtej rozmowy. Mieszkam teraz z Antosiem u mamy. Powoli odzyskuję siebie. Zaczęłam biegać, wróciłam do malowania obrazów — czego nie robiłam od lat. Czasem jeszcze budzę się w nocy z płaczem, ale coraz częściej czuję spokój.

Często wracam myślami do tamtego poranka w kuchni i słów Wojtka: „Zobacz, do kogo się upodobniłaś!” Dziś wiem, że nie jestem kłębkiem tłuszczu ani porażką jako kobieta czy matka. Jestem Jagoda — silna, choć czasem zagubiona kobieta, która potrafi zawalczyć o siebie i swoje dziecko.

Czy naprawdę musimy pozwalać innym definiować naszą wartość? Czy miłość powinna ranić bardziej niż samotność? Może czasem trzeba stracić wszystko, by odnaleźć siebie na nowo…