„Spakuj się i przyjedź natychmiast!” – Jak moja teściowa przejęła kontrolę nad naszym życiem
— Spakuj się i przyjedź natychmiast! — głos pani Jadwigi, mojej teściowej, rozbrzmiewał w słuchawce z taką siłą, że aż zadrżałam. Stałam w kuchni, trzymając w ramionach naszego miesięcznego synka, a w oczach miałam łzy. Mój mąż, Tomek, spojrzał na mnie bezradnie, jakby chciał powiedzieć: „Nie mamy wyjścia”.
To był początek końca mojego spokoju. Wszystko zaczęło się, gdy urodził się Staś. Przez dziewięć miesięcy ciąży wyobrażałam sobie, jak będziemy z Tomkiem uczyć się bycia rodzicami, jak będziemy popełniać błędy i śmiać się z nich razem. Ale już w szpitalu pani Jadwiga pojawiła się z walizką i miną generała. — Ja wiem, jak to się robi. Ty jesteś młoda, nie masz doświadczenia — powiedziała, odbierając mi dziecko z rąk.
Przez pierwsze tygodnie próbowałam się nie sprzeciwiać. W końcu to matka Tomka, a ja byłam wykończona porodem i nocnym karmieniem. Ale z każdym dniem czułam, jak tracę kontrolę nad własnym życiem. — Nie tak go przewijasz! — krzyczała, kiedy próbowałam zmienić pieluchę. — Zupa za słona, dziecko nie może tego jeść! — komentowała każdy mój ruch w kuchni. Nawet kiedy próbowałam nakarmić Stasia piersią, stała nade mną i poprawiała mi ręce.
Tomek początkowo próbował mnie bronić. — Mamo, daj spokój, Ania sobie poradzi — mówił, ale wystarczyło jedno spojrzenie pani Jadwigi i milkł. Czułam się coraz bardziej samotna. Moja własna mama mieszkała daleko, a przyjaciółki miały swoje życie. Każdego dnia budziłam się z lękiem, co tym razem zrobię źle.
Pewnego wieczoru, kiedy Staś w końcu zasnął, usiadłam na łóżku i rozpłakałam się. Tomek usiadł obok mnie, objął mnie ramieniem. — Kochanie, ona chce dobrze — próbował tłumaczyć. — Ale ja już nie mogę! — wybuchłam. — To nie jest nasze życie! Nie mamy żadnej prywatności, żadnej decyzji nie podejmujemy sami!
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z panią Jadwigą. — Proszę pani, bardzo doceniam pomoc, ale chciałabym spróbować sama zajmować się Stasiem — powiedziałam drżącym głosem. Spojrzała na mnie z pogardą. — Ty? Ty nic nie wiesz o dzieciach! Tomek był zdrowy, bo ja wiedziałam, co robić. A ty? Chcesz go narazić na choroby?
Od tego dnia atmosfera w domu zgęstniała jak śmietana. Pani Jadwiga obraziła się i przestała się do mnie odzywać. Zaczęła rozmawiać tylko z Tomkiem, a mnie traktowała jak powietrze. Czułam się jak intruz we własnym domu. Staś płakał coraz częściej, a ja miałam wrażenie, że to moja wina. Zaczęłam wątpić w siebie jako matkę.
Pewnej nocy usłyszałam rozmowę Tomka z matką. — Mamo, Ania naprawdę się stara. Daj jej szansę — mówił cicho. — Ty zawsze byłeś miękki! — syknęła pani Jadwiga. — Pozwolisz, żeby twoje dziecko cierpiało przez jej nieudolność?
Wtedy coś we mnie pękło. Zrozumiałam, że jeśli nie postawię granic teraz, już nigdy nie będę miała własnego życia. Następnego ranka spakowałam kilka rzeczy i pojechałam z Stasiem do mojej mamy do Lublina. Tomek został z matką. Przez dwa tygodnie płakałam codziennie, ale czułam ulgę. Moja mama nie krytykowała mnie, tylko wspierała. — Każda matka uczy się na błędach — powtarzała.
Tomek dzwonił codziennie. — Wróć, proszę. Porozmawiam z mamą. Nie chcę cię stracić — błagał. W końcu wróciłam, ale postawiłam warunek: pani Jadwiga nie może z nami mieszkać. Była awantura, krzyki, łzy. — Zniszczyłaś rodzinę! — krzyczała teściowa. — Nie chcę cię widzieć!
Minęły dwa lata. Staś rośnie zdrowo, a ja powoli odzyskuję pewność siebie. Z Tomkiem chodzimy na terapię dla par. Pani Jadwiga widuje wnuka raz w miesiącu, ale nasze relacje są chłodne. Czasem zastanawiam się, czy mogłam to rozegrać inaczej. Czy można być dobrą synową, żoną i matką jednocześnie? Czy zawsze musimy wybierać między sobą a rodziną męża?
Może wy też mieliście podobne doświadczenia? Jak postawić granice i nie stracić siebie?