„Mam dość! Chcę żyć po swojemu” – Moja opowieść po 35 latach małżeństwa

– Jadwiga, znowu nie ma obiadu? – głos Stanisława rozbrzmiał w kuchni jak wyrok. Stałam przy zlewie, w dłoniach ściskałam mokrą szmatkę, a łzy cisnęły mi się do oczu. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystkim i wybiec z domu, ale zamiast tego wzięłam głęboki oddech i odpowiedziałam cicho:

– Nie miałam dziś siły gotować. Przepraszam.

Stanisław spojrzał na mnie z dezaprobatą, jakby nie rozumiał, że mogę być zmęczona. Jakby przez te 35 lat nie zauważył, że jestem człowiekiem, a nie tylko dodatkiem do jego życia. Nasze dzieci – Marta i Tomek – już dawno wyfrunęły z domu. Zostałam sama z mężem, który coraz częściej traktował mnie jak powietrze lub – co gorsza – jak służącą.

Pamiętam dzień naszego ślubu. Byłam wtedy pełna marzeń, przekonana, że razem stworzymy coś pięknego. Stanisław był ambitny, pracowity, miał poczucie humoru. Ale z biegiem lat coś się zmieniło. Najpierw przestał ze mną rozmawiać o ważnych sprawach, potem przestał mnie słuchać w ogóle. Zamiast wspólnych wieczorów były wiadomości w telewizji i jego wieczne narzekanie na politykę. Zamiast czułości – chłód i obojętność.

Przez lata tłumaczyłam sobie, że tak wygląda życie. Że kobieta powinna być cierpliwa, wyrozumiała, dbać o dom i rodzinę. Moja mama powtarzała: „Wytrzymaj, Jadwigo, dla dzieci”. Więc wytrzymywałam. Dla Marty i Tomka byłam zawsze – na wywiadówkach, na przedstawieniach, przy gorączce i złamanym sercu. Ale kiedy dorosły i poszły swoją drogą, zostałam z pustką.

Najgorsze były wieczory. Siadałam przy stole z kubkiem herbaty i patrzyłam na Stanisława, który nawet nie podnosił wzroku znad gazety. Czułam się przezroczysta. Czasem próbowałam zagaić rozmowę:

– Może pójdziemy jutro na spacer?

– Nie mam czasu – odpowiadał krótko.

Z czasem przestałam pytać.

Któregoś dnia zadzwoniła Marta:

– Mamo, co słychać?

– Wszystko po staremu – odpowiedziałam automatycznie.

– Mamo… Ty w ogóle jeszcze żyjesz? Masz jakieś marzenia?

To pytanie uderzyło mnie jak obuchem w głowę. Czy ja mam jeszcze marzenia? Przecież kiedyś chciałam malować obrazy, podróżować po Polsce, nauczyć się tańczyć tango… Ale wszystko to odłożyłam na później. Na „kiedyś”.

Tamtego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit i czułam narastający bunt. Dlaczego przez tyle lat pozwalałam sobie być niewidzialna? Dlaczego zawsze wszyscy byli ważniejsi ode mnie?

Następnego dnia spojrzałam w lustro i zobaczyłam zmęczoną kobietę z siwymi włosami i smutnymi oczami. Ale gdzieś głęboko tliła się iskierka nadziei.

Zaczęłam wychodzić na spacery sama. Zapisałam się na zajęcia plastyczne w domu kultury. Kupiłam farby i płótna – pierwszy raz od trzydziestu lat! Stanisław patrzył na mnie z niedowierzaniem:

– Po co ci to?

– Dla siebie – odpowiedziałam spokojnie.

Z czasem zaczęłam coraz częściej wychodzić z domu. Poznałam inne kobiety w podobnej sytuacji. Rozmawiałyśmy godzinami o życiu, o tym, jak bardzo czujemy się samotne mimo obecności mężów.

Pewnego dnia wróciłam do domu późno wieczorem. Stanisław czekał w kuchni.

– Gdzie byłaś?

– Na warsztatach malarskich.

– Zaczynasz się zachowywać jak nastolatka! – krzyknął.

Wtedy coś we mnie pękło.

– A ty zachowujesz się jak tyran! Przez 35 lat byłam dla ciebie niewidzialna! Mam dość! Chcę żyć po swojemu!

Wyszedł trzaskając drzwiami. Ja zostałam sama w kuchni i poczułam… ulgę.

Decyzja o rozwodzie dojrzewała we mnie miesiącami. Bałam się reakcji dzieci, rodziny, sąsiadów. W końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam Marcie i Tomkowi:

– Rozwodzę się z tatą.

Marta objęła mnie bez słowa. Tomek długo milczał, potem zapytał:

– Mamo… jesteś pewna?

– Tak. Po raz pierwszy w życiu jestem pewna tego, czego chcę.

Nie było łatwo. Rodzina podzieliła się na dwa obozy – jedni mnie wspierali, inni potępiali. Mama płakała:

– Jadwigo, co ludzie powiedzą?

Ale ja już nie chciałam żyć dla ludzi.

Dziś mam prawie 60 lat i uczę się być wolna. Maluję obrazy, chodzę na spacery, spotykam się z przyjaciółkami. Czasem czuję strach przed samotnością, ale jeszcze częściej czuję radość z każdego dnia.

Czy nie jest za późno na szczęście? Czy kobieta po pięćdziesiątce ma prawo zacząć wszystko od nowa? Może to właśnie teraz jest mój czas…