Cień Samotności: Opowieść Matki z Warszawy, Która Została Sama
— Marta, czy ty mnie w ogóle jeszcze słyszysz? — mój głos odbija się od pustych ścian kuchni, kiedy po raz kolejny wybieram jej numer. Słuchawka milczy, a ja czuję, jak narasta we mnie gniew pomieszany z rozpaczą. W końcu, po kilku sygnałach, słyszę jej zmęczony głos.
— Mamo, jestem w pracy, nie mogę teraz rozmawiać. Oddzwonię później, dobrze?
Ale wiem, że nie oddzwoni. Zawsze tak mówi. Odkładam telefon i patrzę przez okno na szare podwórko, gdzie dzieci bawią się w berka. Kiedyś to ja wołałam Martę na obiad, kiedy biegała z koleżankami. Teraz nawet nie wiem, czy zjadła śniadanie.
Mój świat skurczył się do czterech ścian. Mąż zmarł pięć lat temu. Zostałam sama z pustką, którą próbowałam wypełnić telefonami do córki, gotowaniem jej ulubionych potraw, czekaniem na jej wizyty, które stawały się coraz rzadsze. Zawsze miała wymówkę: praca, dzieci, korki na mieście. Warszawa jest duża, ale przecież nie aż tak, żeby nie można było znaleźć godziny dla matki.
Pamiętam, jak kiedyś pokłóciłyśmy się o to, że za bardzo się wtrącam. „Mamo, ja mam swoje życie!” — krzyknęła wtedy Marta, trzaskając drzwiami. Bolało mnie to, ale czy nie miałam prawa martwić się o nią? Czy to źle, że chciałam dla niej wszystkiego, co najlepsze?
Czasem wracam myślami do tamtego dnia, kiedy przyszła do mnie zapłakana, bo jej mąż, Tomek, znowu wrócił późno i nie odbierał telefonu. Przytuliłam ją wtedy, jak za dawnych lat. Ale potem, kiedy próbowałam jej doradzić, odsunęła się ode mnie. „Nie wtrącaj się, mamo. To moje małżeństwo.”
Od tamtej pory coraz rzadziej dzieliła się ze mną swoimi problemami. Zaczęłam czuć się jak intruz w jej życiu. Próbowałam być pomocna — podrzucałam obiady, odbierałam wnuki z przedszkola, ale zawsze słyszałam: „Mamo, nie trzeba, damy sobie radę.”
Wczoraj minęły moje urodziny. Siedziałam sama przy stole, patrząc na tort, który sama sobie upiekłam. Marta zadzwoniła wieczorem, przepraszając, że nie mogła przyjechać, bo dzieci chore, Tomek w delegacji, a ona sama nie daje rady. „Wszystkiego najlepszego, mamo. Kocham cię” — powiedziała szybko i odłożyła słuchawkę. Zostałam z ciszą i łzami, które spływały mi po policzkach.
Czasem zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd. Czy byłam zbyt wymagająca? Czy za bardzo chciałam kontrolować jej życie? Może powinnam była pozwolić jej popełniać własne błędy, zamiast ciągle ją chronić?
W mojej głowie wciąż brzmią słowa mojej matki: „Dzieci wychowuje się dla świata, nie dla siebie.” Ale jak pogodzić się z tym, że świat zabrał mi córkę? Że jestem dla niej tylko obowiązkiem, który trzeba odhaczyć między spotkaniem a zakupami?
Ostatnio spotkałam na klatce sąsiadkę, panią Halinę. Opowiadała mi, jak jej syn zabrał ją na wakacje do Zakopanego. Słuchałam z zazdrością, ale i wstydem, bo nie chciałam przyznać się do własnej samotności. „A pani Marta co u niej?” — zapytała z uśmiechem. „Dobrze, bardzo zapracowana” — skłamałam.
Wieczorami włączam telewizor, żeby zagłuszyć ciszę. Czasem wyobrażam sobie, że Marta dzwoni i mówi: „Mamo, przyjedź do nas na obiad.” Ale to tylko marzenia. W rzeczywistości jestem sama.
Dziś rano postanowiłam napisać do niej list. Prawdziwy, na papierze, jak kiedyś. „Córeczko, tęsknię za tobą. Chciałabym cię zobaczyć, porozmawiać, po prostu pobyć razem. Wiem, że masz swoje życie, ale ja też jestem jeszcze tutaj. Twoja mama.” Nie wiem, czy go wyślę. Może to głupie, może tylko się ośmieszę.
Czasem myślę o tym, żeby wyjść do ludzi, zapisać się na zajęcia dla seniorów w domu kultury. Ale brakuje mi odwagi. Boję się, że nie znajdę tam nikogo, z kim mogłabym się zaprzyjaźnić. Boję się, że nawet tam będę czuła się obca.
Wczoraj wieczorem zadzwoniła do mnie moja siostra, Zofia. „Nie możesz tak siedzieć sama, Haniu. Przyjedź do mnie na wieś, odpoczniesz, pogadamy.” Może powinnam skorzystać z jej zaproszenia? Może to czas, żeby przestać czekać na Martę i zacząć żyć własnym życiem?
Ale jak przestać tęsknić za własnym dzieckiem? Jak pogodzić się z tym, że dla niej jestem już tylko cieniem przeszłości?
Czasem pytam siebie: czy naprawdę byłam złą matką? Czy to ja zawiniłam, czy po prostu tak wygląda starość w dzisiejszych czasach? Czy samotność to cena, którą płacimy za miłość do dzieci?