Cienie przeszłości: opowieść o miłości i przebaczeniu

No dawaj, jeszcze się rozbecz! – pomyślałem z irytacją, kiedy Krystyna siedziała obok mnie w samochodzie, wpatrzona w swoje dłonie, które drżały jak liście na wietrze. Podjechaliśmy pod dom, a ona ciężko opierała się o drzwi, jakby każdy ruch sprawiał jej ból. Przewróciłem oczami. O, teraz znowu muszę jej otwierać – mruknąłem pod nosem, ale zanim zdążyłem sięgnąć po klamkę, Krystyna już próbowała sama wysiąść. Z trudem wyszła na chodnik, a ja poczułem znajome ukłucie winy, które natychmiast stłumiłem złością.

– Wojtek, możemy porozmawiać? – zapytała cicho, nie patrząc mi w oczy.

– Teraz? – odburknąłem. – Po tym wszystkim?

Wiedziałem, że nie powinienem być taki oschły, ale coś we mnie pękało za każdym razem, gdy próbowała się do mnie zbliżyć. Ostatnie miesiące były dla nas piekłem. Od śmierci jej matki Krystyna była cieniem samej siebie. Ja z kolei coraz częściej uciekałem do pracy, do warsztatu samochodowego na obrzeżach Kazimierza, gdzie przynajmniej wiedziałem, co robić i nikt nie oczekiwał ode mnie czułości.

Weszliśmy do domu. W powietrzu unosił się zapach starego drewna i niedopitej herbaty. Krystyna usiadła przy stole w kuchni, a ja stałem w progu, nie mogąc się zdecydować, czy usiąść naprzeciwko niej, czy po prostu wyjść.

– Wojtek… – zaczęła znowu. – Ja już nie mogę tak żyć. Ty mnie unikasz, ja ciebie…

– To może po prostu się rozstańmy? – rzuciłem z goryczą.

Zamilkła. W jej oczach pojawiły się łzy, ale nie płakała. Patrzyła na mnie długo, jakby próbowała odnaleźć w mojej twarzy ślady tego człowieka, którego kiedyś pokochała.

– Wiesz… – powiedziała w końcu – czasem myślę, że nigdy mi nie wybaczyłeś.

Zacisnąłem pięści. Wiedziałem, o czym mówi. O tej jednej nocy sprzed lat, kiedy wróciła późno do domu i przez kilka tygodni była inna. Potem wyznała mi prawdę – zdradziła mnie z kimś z pracy. Próbowałem zapomnieć, ale cień tej zdrady ciągnął się za nami przez całe małżeństwo.

– A ty mi? – zapytałem ostro. – Ty mi wybaczyłaś to wszystko? Te moje wybuchy? To, że czasem wracam pijany?

Krystyna spuściła głowę.

– Próbowałam… Ale chyba oboje nie umiemy przebaczyć.

Usiadłem naprzeciwko niej. Przez chwilę panowała cisza tak gęsta, że słyszałem tykanie starego zegara po babci. Przypomniałem sobie dzieciństwo – ojca pijaka, matkę płaczącą nocami w kuchni. Przysiągłem sobie wtedy, że nigdy nie będę taki jak on. A jednak…

– Krystyna… – powiedziałem cicho. – Ja już nie wiem, jak to wszystko naprawić.

Spojrzała na mnie ze smutkiem.

– Może trzeba zacząć od rozmowy? Od szczerości? – zaproponowała.

Pokręciłem głową.

– Boję się. Boję się tego wszystkiego, co mogłoby wyjść na jaw.

– Czego się boisz? Że powiem ci prawdę? Że powiem ci, że czasem żałuję tego wszystkiego?

Zabolało mnie to bardziej niż chciałem przyznać. Przez chwilę miałem ochotę wyjść i trzasnąć drzwiami. Ale zostałem.

– A ty myślisz, że ja nie żałuję? Że nie chciałbym cofnąć czasu?

Krystyna otarła łzę.

– Może powinniśmy spróbować jeszcze raz… dla siebie? Nie dla dzieci, nie dla rodziny… tylko dla nas?

Zamilkłem. W głowie miałem mętlik. Z jednej strony chciałem uciec od tego wszystkiego – od bólu, od wspomnień, od niej. Z drugiej strony wiedziałem, że jeśli teraz odejdę, już nigdy nie będę potrafił spojrzeć sobie w oczy.

Nagle zadzwonił telefon. To była nasza córka, Marta. Mieszkała w Warszawie od dwóch lat i rzadko dzwoniła bez powodu.

– Cześć tato… – usłyszałem jej głos pełen niepokoju. – Mama jest u ciebie?

– Tak, jesteśmy razem w domu.

– Dobrze… Bo miałam dziwne przeczucie…

Po rozmowie Krystyna spojrzała na mnie z nową determinacją.

– Wojtek… Ja naprawdę chcę spróbować jeszcze raz. Ale musisz mi pomóc. Musisz chcieć tego tak samo jak ja.

Patrzyłem na nią długo. Widziałem zmarszczki wokół jej oczu, siwe pasma we włosach. Byliśmy razem ponad dwadzieścia lat. Przeszliśmy przez piekło i wróciliśmy. Ale czy potrafię jej wybaczyć? Czy potrafię wybaczyć sobie?

Wstałem i podszedłem do okna. Za szybą stare lipy rzucały długie cienie na brukowaną uliczkę. Pamiętałem ten widok z dzieciństwa – wtedy wydawało mi się, że świat jest prosty i sprawiedliwy.

– Krystyna… – powiedziałem cicho. – Może spróbujmy jeszcze raz. Ale tym razem bez kłamstw.

Uśmiechnęła się przez łzy.

Wieczorem siedzieliśmy razem na werandzie, milcząc i patrząc na zachodzące słońce nad Kazimierzem. Czułem ciężar przeszłości na ramionach, ale po raz pierwszy od dawna miałem nadzieję.

Czy można naprawdę wybaczyć wszystko? Czy miłość wystarczy, by pokonać cienie przeszłości? Może właśnie teraz zaczynam rozumieć, że przebaczenie to nie dar dla drugiego człowieka – to dar dla samego siebie.