Moja siostra zażądała zamiany domów, bo spodziewa się dziecka — rodzinny dramat, który podzielił nas na zawsze
– Anka, musimy porozmawiać. To ważne – głos mojej siostry brzmiał przez telefon tak poważnie, że od razu poczułam niepokój. Stałam wtedy w kuchni, krojąc cebulę na zupę, i nagle wszystko przestało mieć znaczenie. – Co się stało? – zapytałam, próbując ukryć drżenie w głosie. – Jestem w ciąży – powiedziała bez ogródek. – I… chciałabym się z tobą zamienić domami.
Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Mój dom? Ten mały segment na obrzeżach Krakowa, który kupiłam po latach wyrzeczeń i kredytów? Dom, który urządzałam sama, kawałek po kawałku, odkładając na każdą szafkę i zasłonę? A ona chciała go ode mnie ot tak, bo spodziewa się dziecka?
– Ale… dlaczego? – wykrztusiłam w końcu. – Przecież twój dom jest większy, macie ogród…
– Właśnie dlatego. Twój jest bliżej miasta, do szpitala mam pięć minut, a do pracy Tomka jeszcze mniej. Nasz dom jest za daleko od wszystkiego. Zresztą… ty nie masz dzieci, tobie nie jest potrzebny taki duży dom.
Słowa mojej siostry uderzyły mnie jak policzek. „Nie masz dzieci” – powtarzało mi się w głowie jak echo. Jakby to było coś gorszego, jakby mój dom był mniej wart tylko dlatego, że nie rozbrzmiewa w nim dziecięcy śmiech.
Zawsze byłam tą „drugą”. Młodszą siostrą, która nie wyszła za mąż, nie założyła rodziny. Ania była oczkiem w głowie rodziców – piękna, zaradna, zawsze z planem na życie. Ja byłam tą spokojniejszą, cichszą, która nigdy nie sprawiała problemów. Ale teraz czułam się jak intruz we własnym życiu.
– Aniu… To nie jest takie proste – zaczęłam ostrożnie. – Ten dom to wszystko, co mam. Nie mogę się tak po prostu zamienić.
– Ale przecież to tylko dom! – przerwała mi zirytowana. – Dla mnie to kwestia życia i zdrowia mojego dziecka! Myślałam, że możesz mi pomóc…
Rozłączyła się bez pożegnania. Stałam w kuchni z telefonem w ręku i łzami w oczach. Przez kolejne dni nie mogłam spać. Rodzice oczywiście stanęli po stronie Ani. Mama zadzwoniła do mnie już następnego dnia.
– Marto, przecież Ania ma rację. Ty i tak jesteś sama, a ona potrzebuje wsparcia. Zawsze byłaś rozsądna…
Rozsądna. To słowo słyszałam przez całe życie. Zawsze miałam być tą odpowiedzialną, tą, która ustępuje dla dobra innych. Ale czy moje potrzeby naprawdę nic nie znaczą?
Tydzień później Ania przyszła do mnie osobiście. Była już wyraźnie zaokrąglona, a jej twarz promieniała szczęściem.
– Marto, proszę cię… To dla mnie naprawdę ważne – powiedziała cicho. – Tomek już wszystko przemyślał. Możemy zrobić zamianę notarialnie, nawet dopłacimy ci różnicę w wartości domów.
Patrzyłam na nią i czułam narastającą złość. Czy naprawdę myśli, że można kupić moje życie? Że wystarczy kilka tysięcy złotych więcej i zapomnę o wszystkim?
– Nie chodzi o pieniądze – odpowiedziałam twardo. – Chodzi o to, że to mój dom. Moje miejsce na ziemi.
Ania spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Jesteś samolubna – rzuciła przez zaciśnięte zęby. – Myślałam, że rodzina jest dla ciebie ważniejsza niż jakieś ściany.
Po tej rozmowie przestałyśmy ze sobą rozmawiać. Rodzina podzieliła się na dwa obozy: ciocia Basia i kuzynka Ola stali po mojej stronie, ale reszta – rodzice, babcia i nawet mój brat – uznali, że powinnam ustąpić „dla dobra dziecka”.
Święta były koszmarem. Siedziałam przy stole jak obca wśród własnej rodziny. Każdy temat kończył się na Ani i jej ciąży. Mama patrzyła na mnie z wyrzutem, tata milczał ponuro.
Po Nowym Roku dostałam list od Ani. Pisała w nim, że nie rozumie mojego uporu i że przez moją decyzję jej dziecko będzie miało trudniejsze życie. Że zawiodłam ją jako siostra.
Przez wiele nocy płakałam do poduszki. Zastanawiałam się, czy naprawdę jestem taka zła i samolubna. Czy powinnam była poświęcić wszystko dla niej? Ale potem patrzyłam na swoje mieszkanie: na ściany pomalowane na mój ulubiony kolor, na zdjęcia z podróży i książki poukładane na półkach… To było moje życie.
Minęły miesiące. Ania urodziła zdrową córeczkę i zamieszkała dalej ode mnie niż kiedykolwiek wcześniej. Nasze kontakty ograniczyły się do krótkich wiadomości na święta i urodziny rodziców.
Czasem myślę o tym wszystkim i zastanawiam się: czy można być dobrą siostrą i jednocześnie dbać o siebie? Czy rodzina ma prawo żądać od nas takich poświęceń? A może czasem trzeba postawić granicę — nawet jeśli oznacza to samotność?