Miłość, która rodzi się w ciszy: Moje życie z Kubą

– Michał, czy ty naprawdę wiesz, na co się piszesz? – głos mojej mamy drżał, gdy patrzyła na mnie z niepokojem. Siedzieliśmy przy kuchennym stole w moim mieszkaniu na warszawskim Mokotowie, a ja czułem, jak serce wali mi jak młot.

– Mamo, wiem. Przemyślałem to. Kuba potrzebuje domu, a ja… ja chcę być jego ojcem.

Nie odpowiedziała od razu. W jej oczach widziałem lęk – nie tylko o mnie, ale i o chłopca, którego jeszcze nie znała. Wiedziałem, że dla niej samotny facet adoptujący dziecko to już wyzwanie, a co dopiero dziecko z autyzmem. Ale decyzja zapadła.

Pierwszy raz zobaczyłem Kubę w ośrodku adopcyjnym. Siedział na podłodze, układając klocki w idealnie równych rzędach. Nie patrzył na mnie, nie reagował na moje próby rozmowy. Pracowniczka szepnęła: – On tak ma. Potrzebuje czasu.

Czasu… Ile czasu potrzeba, by pokochać kogoś takiego jak Kuba? Ile czasu potrzeba, by on pokochał mnie?

Pierwsze tygodnie były jak życie na polu minowym. Kuba miał swoje rytuały – musiał jeść dokładnie o tej samej godzinie, pić tylko z niebieskiego kubka, spać z pluszowym kotem przy głowie. Każda zmiana wywoływała histerię. Pamiętam pierwszy wieczór:

– Kuba, kolacja! – zawołałem.

Chłopiec wszedł do kuchni, spojrzał na talerz i… zaczął krzyczeć. Bo zamiast makaronu były ziemniaki. Próbowałem go uspokoić, przytulić – odtrącił mnie z siłą, której się nie spodziewałem.

Po godzinie płaczu zasnął wyczerpany na podłodze. Usiadłem obok niego i płakałem razem z nim. Czułem się bezradny jak nigdy wcześniej.

Mama dzwoniła codziennie:
– Michał, może to za dużo? Może oddaj go jeszcze teraz, zanim się przywiążesz?

Ale ja już byłem przywiązany. Każdy jego uśmiech – rzadki, ale prawdziwy – był dla mnie jak promień słońca po burzy.

Najtrudniejsze były rozmowy z sąsiadami i rodziną. „Po co ci to? Samotny facet i dziecko? A jeszcze takie… inne?” – szeptali za moimi plecami. W pracy koledzy patrzyli na mnie z politowaniem:
– Ty naprawdę chcesz być ojcem? Przecież nawet nie masz żony!

Czułem się jak wyrzutek. Ale kiedy patrzyłem na Kubę, wiedziałem, że nie mogę się poddać.

Pewnego dnia wydarzyło się coś niezwykłego. Kuba podszedł do mnie z książką o dinozaurach i powiedział cicho:
– Przeczytasz?

To było pierwsze zdanie skierowane do mnie od tygodni. Usiedliśmy razem na kanapie i czytałem mu o tyranozaurach, triceratopsach i stegozaurach. Słuchał uważnie, a potem zasnął z głową na moim ramieniu.

Zacząłem szukać pomocy – terapeutów, grup wsparcia dla rodziców dzieci z autyzmem. Poznałem innych samotnych ojców i matki walczących o swoje dzieci w świecie pełnym niezrozumienia i uprzedzeń. Zrozumiałem, że nie jestem sam.

Z czasem Kuba zaczął się otwierać. Uczyliśmy się razem nowych rzeczy: jak radzić sobie ze zmianami, jak rozmawiać bez słów, jak kochać bezwarunkowo. Każdy dzień był walką – o akceptację w szkole, o miejsce w społeczeństwie, o prawo do bycia rodziną.

Największy kryzys przyszedł po roku. Kuba miał atak paniki w sklepie – światła, hałas, tłum ludzi. Wszyscy patrzyli na nas jak na dziwaków. Jedna kobieta powiedziała głośno:
– Takie dzieci powinny być w specjalnych ośrodkach!

Poczułem wstyd i gniew jednocześnie. Chciałem krzyczeć: „On jest moim synem! Ma prawo tu być!” Ale zamiast tego przytuliłem Kubę i wyszliśmy ze sklepu.

Wieczorem długo rozmawiałem z mamą.
– Mamo, czy ja robię dobrze? Czy dam radę?
Odpowiedziała cicho:
– Michał… widzę, jak bardzo go kochasz. I widzę też, jak on zaczyna ufać światu dzięki tobie.

To była najważniejsza rozmowa w moim życiu.

Dziś mija trzy lata od dnia, gdy Kuba pojawił się w moim życiu. Jestem innym człowiekiem – silniejszym, bardziej cierpliwym. Nauczyłem się kochać bez oczekiwań i walczyć o swoje miejsce w świecie.

Czasem patrzę na Kubę bawiącego się w parku i myślę: „Czy gdybym wtedy się poddał, on miałby szansę na szczęście? Czy ja miałbym odwagę żyć naprawdę?”

A Wy? Czy potrafilibyście pokochać kogoś tak bardzo mimo wszystkich przeciwności?