Między łzami mamy a własnym wyborem – historia o odwadze i stracie
– Znowu wracasz tak późno, Zosiu? – głos mamy rozbrzmiał w kuchni ostrym tonem, jakby każde słowo było ciosem. Stałam w progu, z plecakiem na ramieniu, a w powietrzu unosił się zapach zupy pomidorowej i napięcie, które można było kroić nożem.
– Mamo, miałam próbę z zespołem. Przecież mówiłam ci, że dziś wrócę później – odpowiedziałam cicho, próbując nie patrzeć jej w oczy. Wiedziałam, co zaraz usłyszę.
– Próbę? Znowu ta muzyka! Zosia, ile razy mam ci powtarzać? To nie jest prawdziwe życie! Ty powinnaś myśleć o studiach medycznych, a nie o jakimś śpiewaniu po piwnicach! – jej głos drżał od emocji.
Zacisnęłam dłonie na pasku plecaka. W głowie kłębiły mi się słowa, których nigdy nie miałam odwagi wypowiedzieć. Ale tym razem coś we mnie pękło.
– Mamo, ja nie chcę być lekarką. Nie chcę żyć twoim życiem. Chcę śpiewać. Chcę pisać muzykę. To jest moje marzenie! – wykrzyczałam, zanim zdążyłam się powstrzymać.
W kuchni zapadła cisza. Mama patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, a potem jej twarz wykrzywił grymas bólu. Łzy zaczęły spływać po jej policzkach.
– Jak możesz mi to robić? Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłam? – wyszeptała, a jej głos był ledwie słyszalny.
Poczułam się winna. Przypomniałam sobie wszystkie noce, kiedy mama siedziała przy moim łóżku z termometrem i herbatą z malinami. Wszystkie te chwile, gdy rezygnowała z własnych potrzeb dla mnie. Ale czy to znaczyło, że muszę oddać jej swoje życie?
Tego wieczoru nie rozmawiałyśmy już więcej. Mama zamknęła się w swoim pokoju i płakała. Ja siedziałam na schodach i słuchałam cichego szlochu zza drzwi. W głowie miałam mętlik: czy naprawdę jestem taka samolubna?
Następne dni były jak chodzenie po polu minowym. Każde nasze spotkanie kończyło się kłótnią lub milczeniem. Tata próbował łagodzić sytuację, ale był bezradny wobec naszej wojny.
Pewnego popołudnia mama przyszła do mojego pokoju. Usiadła na brzegu łóżka i długo milczała.
– Zosiu… Ja tylko chcę dla ciebie najlepiej – powiedziała cicho. – Wiesz, jak ciężko było mi samej wychować cię po śmierci taty. Chciałam, żebyś miała stabilność. Bezpieczeństwo.
Spojrzałam na nią i zobaczyłam w jej oczach strach – nie przed moją przyszłością, ale przed tym, że mnie straci.
– Mamo, ja cię kocham. Ale nie mogę żyć twoimi marzeniami. Jeśli mam być szczęśliwa… muszę spróbować po swojemu – odpowiedziałam drżącym głosem.
Wtedy mama rozpłakała się na dobre. Przytuliła mnie mocno i przez chwilę obie płakałyśmy razem.
Myślałam, że to koniec konfliktu, ale to był dopiero początek. Mama zaczęła mnie unikać. Przestała pytać o moje sprawy, nie przychodziła na koncerty zespołu. W domu panowała chłodna atmosfera.
W szkole też nie było łatwo. Nauczyciele patrzyli na mnie z politowaniem – przecież byłam „tą zdolną dziewczyną”, która mogłaby zostać kimś ważnym. Koleżanki szeptały za moimi plecami: „Zosia zwariowała, rzuca wszystko dla muzyki”.
Czułam się samotna jak nigdy wcześniej. Czasem budziłam się w nocy z myślą: może mama ma rację? Może powinnam zrezygnować?
Ale kiedy stawałam na scenie i śpiewałam swoje piosenki, czułam się wolna. Tylko wtedy byłam naprawdę sobą.
Minęły miesiące. Zespół zaczął odnosić pierwsze sukcesy – wygraliśmy lokalny konkurs muzyczny, dostaliśmy zaproszenie do radia. Mama dowiadywała się o tym od sąsiadek albo z internetu. Nigdy nie przyszła na żaden występ.
Pewnego wieczoru wróciłam do domu później niż zwykle. W kuchni siedziała mama z kubkiem herbaty w ręku i patrzyła przez okno na ciemne podwórko.
– Zosiu… – zaczęła niepewnie – Dzwoniła do mnie pani Kowalska i mówiła, że byłaś dziś w radiu. Podobno bardzo ładnie śpiewałaś.
Usiadłam naprzeciwko niej i przez chwilę milczałyśmy.
– Mamo… Chciałabym, żebyś kiedyś przyszła mnie posłuchać – powiedziałam cicho.
Mama spuściła wzrok.
– Może kiedyś… Jeszcze nie teraz – odpowiedziała drżącym głosem.
Zrozumiałam wtedy, że nie wszystko da się naprawić od razu. Że czasem trzeba pozwolić bliskim przeżyć własny żal i strach.
Dziś minęły już dwa lata od tamtej rozmowy w kuchni. Moje życie wygląda zupełnie inaczej niż planowała mama – studiuję muzykę w Warszawie, gram koncerty, piszę piosenki dla innych artystów. Mama powoli zaczyna akceptować mój wybór; czasem dzwoni po występach i pyta: „Jak poszło?” Jeszcze nie była na żadnym koncercie, ale wiem, że słucha mnie w radiu.
Często wracam myślami do tamtej nocy, gdy pierwszy raz powiedziałam mamie prawdę o sobie. Czy zrobiłabym to jeszcze raz? Czy warto było zapłacić tak wysoką cenę za własną wolność?
Może każdy z nas musi kiedyś złamać serce ukochanej osoby, żeby odnaleźć siebie? A może są inne drogi? Co wy byście zrobili na moim miejscu?