Siostra, której nienawidziłam od zawsze – historia Zosi i Haliny

„Nie waż się dotykać mojej lalki!”, wrzasnęłam na Halinę, wyrywając jej porcelanową piękność o złocistych loczkach. Moje palce zacisnęły się na delikatnej sukience lalki, aż poczułam, że zaraz ją podrę. Halina spojrzała na mnie z pogardą i odwróciła się do mamy: „Mamo! Zosia znowu bierze moje zabawki!”

„Ach, przestań już, skąpico!”, odcięłam się, choć lalkę jednak puściłam. „Co za księżniczka się znalazła!”

Weronika, nasza mama, wyszła z kuchni, wycierając dłonie w ścierkę. „Dziewczynki, krzyki od samego rana! Zosiu, daj już Halinie spokój. Halinko, nie prowokuj siostry.”

To był zwykły poranek w naszym domu na przedmieściach Krakowa. Domu, który dla mnie był klatką, a dla Haliny – sceną. Od zawsze czułam, że ona zabiera mi powietrze. Była ode mnie młodsza o dwa lata, ale to ona zawsze wygrywała. Miała ten uroczy uśmiech i spojrzenie niewiniątka, którym potrafiła omotać wszystkich – nawet tatę, który wracał z pracy zmęczony i marzył tylko o ciszy.

Pamiętam, jak miałam dziesięć lat i dostałam od babci nowy zestaw kredek. Schowałam je w szufladzie biurka, ale Halina je znalazła i połamała połowę z nich. „To przez ciebie!” – krzyczała potem, kiedy mama ją przyłapała. „Zosia mnie popchnęła!”

Nigdy nie byłam tą dobrą córką. Zawsze miałam za dużo do powiedzenia, za głośno się śmiałam albo płakałam. Halina była cicha tylko wtedy, gdy coś knuła. Potrafiła godzinami siedzieć przy stole i rysować, a potem pokazywać swoje dzieła mamie, która głaskała ją po głowie i mówiła: „Jaka ty jesteś zdolna!”

A ja? Ja byłam tą starszą, która powinna dawać przykład. Która powinna ustępować. Która powinna rozumieć.

Najgorsze były święta. Wtedy cała rodzina zbierała się przy stole i zaczynały się porównania. „Halinka taka grzeczna”, „Zosia znowu coś przeskrobała”. Czułam się jak cień własnej siostry. Nawet kiedy dostałam piątkę z matematyki, nikt nie zauważył – bo Halina przyniosła laurkę dla mamy.

Z biegiem lat nasza relacja tylko się pogarszała. W liceum Halina zaczęła spotykać się z moimi znajomymi. Zawsze była tam, gdzie ja chciałam być. Kiedy zakochałam się w Pawle z klasy maturalnej, ona zaczęła z nim flirtować. Widziałam ich razem na przystanku autobusowym – śmiali się i patrzyli sobie w oczy tak, jakby świat poza nimi nie istniał.

Wróciłam wtedy do domu i zamknęłam się w łazience na godzinę. Płakałam tak cicho, żeby nikt nie usłyszał. Mama pukała do drzwi: „Zosiu, wszystko w porządku?”

„Tak”, odpowiedziałam przez łzy.

Po maturze wyjechałam do Warszawy na studia. Myślałam, że wreszcie ucieknę od Haliny i jej cienia. Ale nawet tam nie mogłam się od niej uwolnić – dzwoniła do mnie co tydzień mama i opowiadała o sukcesach młodszej córki: „Halinka wygrała konkurs recytatorski”, „Halinka dostała stypendium”, „Halinka pomaga sąsiadce”.

W końcu przestałam odbierać telefony.

Przez kilka lat żyłyśmy jak obce sobie osoby. Ja w Warszawie – ona w Krakowie. Spotykałyśmy się tylko na święta i rodzinne uroczystości. Każde takie spotkanie było dla mnie jak powrót do dzieciństwa: znów byłam tą gorszą, tą niewidzialną.

Aż do dnia, kiedy zadzwonił tata.

„Zosiu… Mama jest w szpitalu.”

Wróciłam do Krakowa natychmiast. W szpitalu zobaczyłam Halinę siedzącą przy łóżku mamy. Miała zapuchnięte oczy i trzymała mamę za rękę.

„Cześć”, powiedziałam cicho.

Halina spojrzała na mnie bez słowa.

Przez trzy dni siedziałyśmy razem przy mamie. Nie rozmawiałyśmy prawie wcale – tylko wymieniałyśmy krótkie zdania o lekach i badaniach. Ale kiedy mama zasypiała, widziałam łzy spływające po policzkach Haliny.

Wtedy po raz pierwszy poczułam coś innego niż złość czy zazdrość – poczułam współczucie.

Po śmierci mamy musiałyśmy razem posprzątać dom rodzinny. Przeglądałyśmy stare zdjęcia i pamiątki z dzieciństwa. W pewnym momencie znalazłam porcelanową lalkę – tę samą, o którą kłóciłyśmy się jako dzieci.

„Pamiętasz?” – zapytałam drżącym głosem.

Halina uśmiechnęła się smutno.

„Zawsze chciałam być taka jak ty”, powiedziała nagle.

Zamarłam.

„Jak to?”

„Ty zawsze byłaś odważna… Ja tylko udawałam pewność siebie.”

Patrzyłyśmy na siebie przez długą chwilę w milczeniu.

Może całe życie walczyłyśmy ze sobą tylko dlatego, że obie chciałyśmy być zauważone? Może każda z nas czuła się niewystarczająca?

Dziś patrzę na to wszystko inaczej. Czasem zastanawiam się: czy naprawdę można wybaczyć siostrze całe dzieciństwo pełne bólu? Czy można zacząć od nowa? A może są rany, które nigdy się nie goją?