Nieproszony gość: Cień teściowej w naszym domu

— Nie chcę jej już tutaj widzieć! — krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam na środku naszego małego salonu w Warszawie, a mój mąż, Michał, patrzył na mnie z niedowierzaniem. Właśnie zamknęłam drzwi za jego matką, panią Haliną, i pierwszy raz w życiu poczułam się jak ktoś, kto naprawdę walczy o siebie.

To nie była jedna kłótnia. To był finał lat narastającego napięcia. Kiedy wprowadziłam się do Michała, byłam pełna nadziei. Mieliśmy niewielkie mieszkanie na Pradze, z widokiem na stare drzewa i tramwaje. Wydawało mi się, że zaczynamy coś własnego. Ale Halina była wszędzie. Miała klucze do naszego mieszkania — „na wszelki wypadek”, jak mówiła Michałowi. Wpadała bez zapowiedzi, przynosząc słoiki z ogórkami i własne zasady.

— Kochanie, nie powinnaś tyle solić zupy — mówiła mi przy stole, kiedy próbowałam gotować po swojemu. — Michał zawsze lubił tak, jak ja robię.

Za każdym razem czułam się jak intruz we własnym domu. Próbowałam rozmawiać z Michałem:

— Może poprosimy twoją mamę, żeby dzwoniła przed wizytą? — pytałam nieśmiało.

— Daj spokój, ona chce dobrze — odpowiadał. — Poza tym to moja mama.

Z czasem zaczęłam unikać własnej kuchni. Halina poprawiała firanki, przestawiała kubki, komentowała moje ubrania. Kiedy zaszłam w ciążę, jej obecność stała się jeszcze bardziej przytłaczająca.

— Musisz jeść więcej mięsa — mówiła. — I nie noś tych spodni, to niezdrowe dla dziecka.

Czułam się coraz bardziej osaczona. Michał nie widział problemu. Dla niego to była normalność — matka zawsze była blisko, zawsze wiedziała lepiej.

Pewnego dnia wróciłam z pracy wcześniej i zastałam Halinę w naszej sypialni. Przeszukiwała szafki.

— Co ty robisz? — zapytałam zszokowana.

— Szukam prześcieradła na zmianę. Twoje są takie cienkie, przyniosłam lepsze — odpowiedziała spokojnie.

Wtedy coś we mnie pękło. Zaczęłam krzyczeć, że to mój dom, moje rzeczy i że nie chcę jej tu bez zaproszenia. Michał wrócił akurat w środku awantury. Halina płakała, on był wściekły na mnie.

— Przesadzasz! — krzyczał. — Ona chce tylko pomóc!

— Pomóc? Ona mnie kontroluje! — odpowiedziałam. — Nie mogę już tego znieść!

Tamtego wieczoru pierwszy raz powiedziałam głośno to, co czułam od dawna: że nie chcę już widzieć jego matki w naszym domu.

Następne dni były koszmarem. Michał spał na kanapie. Halina dzwoniła do niego codziennie, płacząc do słuchawki. Ja chodziłam po mieszkaniu jak cień, bojąc się każdego dźwięku telefonu czy dzwonka do drzwi.

Zaczęły się rodzinne narady. Teść przyszedł raz i próbował mnie przekonać:

— Wiesz, Halina jest trochę nadopiekuńcza, ale to dobra kobieta. Może spróbujcie jeszcze raz?

Ale ja już nie miałam siły próbować. Czułam się zdradzona przez męża, który nie potrafił postawić granic swojej matce.

W pracy zaczęłam popełniać błędy. Koleżanka z biura zapytała mnie kiedyś:

— Wszystko w porządku? Wyglądasz na wykończoną.

Chciałam jej powiedzieć prawdę, ale wstydziłam się przyznać, że nie radzę sobie z własnym życiem.

W końcu Michał postawił sprawę jasno:

— Jeśli nie chcesz mojej matki w domu, to chyba musimy się rozstać.

Patrzyłam na niego i nie poznawałam człowieka, którego kiedyś kochałam za jego czułość i poczucie humoru. Teraz widziałam tylko syna swojej matki.

Wyprowadził się na kilka tygodni do rodziców. Zostałam sama w mieszkaniu pełnym wspomnień i zapachu jej perfum unoszącego się jeszcze w powietrzu.

Zaczęłam chodzić na długie spacery po mieście. Warszawa wydawała mi się wtedy obca i zimna. Myślałam o tym, jak łatwo można stracić siebie próbując zadowolić innych.

Po miesiącu Michał wrócił. Był cichy i zmęczony.

— Przepraszam — powiedział tylko. — Nie umiem wybrać między tobą a mamą.

Nie odpowiedziałam mu wtedy nic. Wiedziałam już, że muszę wybrać siebie.

Dziś mieszkam sama z córką. Halina czasem dzwoni, pyta o wnuczkę. Michał odwiedza nas rzadko i zawsze jest spięty. Czasem zastanawiam się, czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy można było uratować nasze małżeństwo bez poświęcania własnej godności?

Może każda rodzina ma swojego „nieproszonego gościa”? Może czasem trzeba zamknąć drzwi komuś bliskiemu, żeby ocalić siebie? Co wy byście zrobili na moim miejscu?