Czy ty też czasem o mnie śnisz? – Historia o powrotach, których się nie spodziewamy
Zadzwonił telefon z nieznanego numeru. Głos w słuchawce zapytał tylko jedno: „Czy ty też czasem o mnie śnisz?”
Zamarłam. Stałam w kuchni, z reklamówką pełną warzyw w jednej ręce i kluczami w drugiej. Woda na herbatę zaczęła już cicho bulgotać, a ja przez chwilę nie wiedziałam, czy to dźwięk czajnika, czy może własnego serca. Dzień był zupełnie zwyczajny – wróciłam z zakupów, rozpakowałam torby, miałam w planach spokojny wieczór z książką. Nic nie zapowiadało burzy.
– Halo? – powiedziałam cicho, jakby bojąc się, że głośniejszy ton mógłby coś zepsuć.
– Czy ty też czasem o mnie śnisz? – powtórzył głos. Męski, niski, spokojny, z nutą czegoś znajomego. Przez sekundę miałam wrażenie, że to jakiś żart, głupi dowcip. Ale coś we mnie drgnęło. Ten głos…
– Kto mówi? – zapytałam, choć już przeczuwałam odpowiedź.
– Michał. – Usłyszałam i poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.
Michał. Imię, którego nie słyszałam od lat. Imię, które kiedyś znaczyło dla mnie wszystko, a potem stało się zakazanym słowem w naszym domu. Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu. Przed oczami stanęły mi obrazy: nasza ławka w parku przy ulicy Słowackiego, jego ręka na mojej dłoni, śmiech i łzy. I ten dzień, kiedy wszystko się skończyło.
– To nie jest dobry moment – powiedziałam sztywno, próbując ukryć drżenie głosu.
– Nigdy nie ma dobrego momentu na takie rozmowy – odpowiedział spokojnie. – Ale musiałem zadzwonić. Musiałem usłyszeć twój głos.
Cisza między nami była gęsta jak mgła nad Wisłą w listopadzie. Słyszałam tylko własny oddech i szum czajnika.
– Po co dzwonisz po tylu latach? – zapytałam w końcu.
– Bo nie potrafię już udawać, że cię nie ma. Że tamten wieczór nic nie znaczył. Że twoje milczenie jest dla mnie obojętne.
Poczułam łzy pod powiekami. Przecież to ja wybrałam milczenie. Ja zamknęłam drzwi przed nim i przed tą częścią siebie, która była szczęśliwa tylko przy nim. Ale wtedy… wtedy nie miałam wyboru.
– Michał… – zaczęłam, ale przerwał mi:
– Wiem, że masz swoje życie. Wiem, że pewnie już o mnie zapomniałaś. Ale ja… ja nie potrafię przestać myśleć o tym wszystkim. O tobie. O tym, co mogło być.
Usiadłam na krześle przy kuchennym stole. Woda w czajniku dawno już się zagotowała i teraz tylko syczała cicho. Spojrzałam na swoje dłonie – drżały.
– Nie dzwoń więcej – wyszeptałam. – Proszę.
– Dobrze – odpowiedział po chwili ciszy. – Ale odpowiedz mi na jedno pytanie: czy ty też czasem o mnie śnisz?
Nie odpowiedziałam. Rozłączyłam się i przez długą chwilę siedziałam nieruchomo, jakby czas stanął w miejscu.
Tego wieczoru nie przeczytałam ani jednej strony książki. Zamiast tego wróciły wspomnienia: pierwszy pocałunek pod starym kasztanem, ukradkowe spotkania po lekcjach, jego listy pisane na kartkach wyrwanych z zeszytu. I ten dzień, kiedy ojciec dowiedział się o nas.
Pamiętam jego twarz – czerwoną ze złości, oczy pełne rozczarowania i słowa, które bolały bardziej niż policzek:
– Nie będziesz się zadawać z kimś takim jak on! Michał to syn pijaka i złodzieja! Chcesz skończyć jak jego matka?
Wtedy byłam młoda i posłuszna. Bałam się sprzeciwić ojcu, bałam się plotek sąsiadek i tego, co powie mama. Michał próbował walczyć o nas jeszcze przez kilka miesięcy – pisał, czekał pod moim blokiem, ale ja już wtedy byłam zamknięta na wszystko poza szkołą i domem.
Minęły lata. Skończyłam studia ekonomiczne w Krakowie, wróciłam do rodzinnego Tarnowa tylko na święta i pogrzeby. Ojciec zmarł dwa lata temu – zawał serca podczas pracy w warsztacie samochodowym. Mama została sama w naszym starym mieszkaniu na osiedlu Westerplatte. Ja wynajmuję kawalerkę na Ruczaju i pracuję jako księgowa w małej firmie transportowej.
Moje życie jest poukładane jak segregatory na półkach w biurze: rachunki do zapłacenia, zakupy do zrobienia, spotkania z koleżankami raz w miesiącu na kawie. Czasem wydaje mi się, że jestem tylko trybikiem w wielkiej maszynie codzienności.
Po telefonie Michała wszystko zaczęło się sypać. Nie mogłam spać – przewracałam się z boku na bok, analizując każde słowo naszej rozmowy. Zaczęłam unikać spotkań z mamą; bałam się jej pytań o to, czy kogoś mam, czy planuję założyć rodzinę.
Kilka dni później spotkałam przypadkiem Kasię – moją dawną przyjaciółkę ze szkoły średniej. Usiadłyśmy na ławce przy Plantach i rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym.
– Słyszałaś coś o Michale? – zapytała nagle Kasia.
Zamarłam.
– Nie… dlaczego pytasz?
– Bo wrócił do Tarnowa. Podobno opiekuje się chorą matką i szuka pracy. Mówią też… że nigdy się nie ożenił.
Poczułam ukłucie żalu gdzieś głęboko pod żebrami.
Wieczorem zadzwoniła mama:
– Aniu, czemu tak rzadko dzwonisz? Wszystko u ciebie dobrze?
– Tak, mamo… Po prostu dużo pracy.
– Może przyjedziesz na niedzielny obiad? Upiekę twoje ulubione ciasto z jabłkami.
Obiecałam jej, że przyjadę.
W niedzielę siedzieliśmy we dwie przy kuchennym stole. Mama kroiła ciasto i patrzyła na mnie uważnie.
– Aniu… Ty jesteś szczęśliwa?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czy jestem szczęśliwa? Czy to życie, które sobie ułożyłam – bez miłości, bez ryzyka – naprawdę jest tym, czego chciałam?
W nocy znów śnił mi się Michał. Stał pod moim blokiem z bukietem polnych kwiatów i patrzył na mnie tymi swoimi ciemnymi oczami pełnymi nadziei i smutku jednocześnie.
Następnego dnia po pracy poszłam nad Wisłę. Usiadłam na ławce i patrzyłam na przepływające barki. Wzięłam telefon do ręki i długo patrzyłam na ekran. W końcu wpisałam numer Michała…
Nie zadzwoniłam.
Może kiedyś znajdę w sobie odwagę, żeby odpowiedzieć na jego pytanie: czy ja też czasem o nim śnię? A może są pytania, które lepiej zostawić bez odpowiedzi?
Czy można naprawdę zacząć wszystko od nowa? Czy przeszłość zawsze będzie nas doganiać?