Ciężar winy: Moja matka, mój brat i ucieczka z domu – historia, która boli do dziś
– Nie masz serca, Anka! – wrzasnęła mama, trzaskając drzwiami od mojego pokoju. – Twój brat leży tam sam, a ty siedzisz tu i udajesz, że cię to nie obchodzi!
Siedziałam na łóżku, z kolanami pod brodą, dławiąc się łzami. W powietrzu czuć było zapach leków i stęchlizny – od miesięcy nasz dom przypominał szpital. Bartek, mój młodszy brat, od roku walczył z ciężką chorobą nerek. Każdy dzień był walką o przetrwanie – dla niego, ale też dla nas wszystkich. Mama nie spała po nocach, tata coraz częściej znikał w pracy, a ja… Ja próbowałam nie zwariować.
– Anka, proszę cię, pomóż mi z Bartkiem – powtarzała mama niemal codziennie. – Musisz być silniejsza. On cię potrzebuje.
Ale ja już nie miałam siły. Każde wejście do jego pokoju było jak zanurzenie się w lodowatej wodzie. Widziałam w jego oczach strach i ból, a w moich własnych odbijała się bezradność. Próbowałam rozmawiać z mamą, tłumaczyć jej, że też cierpię, że nie jestem robotem. Ale ona widziała tylko Bartka i jego cierpienie.
Pewnego wieczoru usłyszałam przez cienką ścianę rozmowę rodziców.
– Anka jest taka zimna – szeptała mama. – Nie wiem, co z nią będzie. Może powinniśmy ją wysłać do psychologa?
– Daj jej spokój – odpowiedział tata zmęczonym głosem. – Każdy radzi sobie inaczej.
Ale mama nie dawała mi spokoju. Każdego dnia czułam na sobie jej spojrzenie pełne rozczarowania i pretensji. Zaczęłam unikać domu – zostawałam dłużej w szkole, włóczyłam się po mieście z Magdą i Pawłem, byle tylko nie wracać do tej dusznej atmosfery.
Pewnego dnia Bartek trafił do szpitala na dłużej. Mama niemal zamieszkała przy jego łóżku. Zostałam sama w domu z tatą, który coraz częściej milczał i patrzył przez okno jakby szukał tam odpowiedzi na wszystkie nasze problemy.
Wtedy zaczęłam pisać pamiętnik. Wylewałam w nim całą swoją złość i żal:
„Dlaczego nikt nie widzi mnie? Dlaczego tylko Bartek się liczy? Czy jestem taka zła, że nie potrafię być dobrą siostrą?”
W szkole nauczycielka polskiego zauważyła, że coś jest nie tak.
– Aniu, czy wszystko w porządku? – zapytała cicho po lekcji.
– Tak… po prostu jestem zmęczona – skłamałam.
Ale zmęczenie przeradzało się w rozpacz. Czułam się niewidzialna i niepotrzebna. Pewnego dnia mama zadzwoniła do mnie ze szpitala:
– Mogłabyś przyjechać do Bartka? Pytał o ciebie.
– Nie mogę… mam sprawdzian – wymamrotałam.
– Zawsze masz wymówkę! – krzyknęła. – Jesteś egoistką!
Po tej rozmowie coś we mnie pękło. Przestałam odbierać telefony od mamy. Zablokowałam ją na Messengerze i WhatsAppie. Przez kilka dni miałam spokój, ale potem zaczęły się telefony od ciotki, babci… Wszyscy pytali: „Dlaczego nie pomagasz mamie? Dlaczego nie odwiedzasz Bartka?”
Czułam się jak potwór. Ale jednocześnie po raz pierwszy od miesięcy mogłam oddychać. Zaczęłam spotykać się częściej z Magdą. Opowiedziałam jej wszystko podczas jednej z naszych nocnych rozmów na ławce pod blokiem.
– Anka, ty też masz prawo do życia – powiedziała cicho. – Nie możesz brać na siebie całego ciężaru rodziny.
Ale czy naprawdę miałam do tego prawo? Czy mogłam zostawić mamę samą z chorym bratem?
Pewnej nocy spakowałam plecak i uciekłam z domu. Pojechałam do Magdy i poprosiłam jej rodziców o pomoc. Przyjęli mnie bez pytań. Przez kilka tygodni mieszkałam u nich, próbując poskładać się na nowo.
Mama dzwoniła setki razy. Pisała wiadomości pełne wyrzutów:
„Zawiodłaś mnie. Bartek pyta o ciebie każdego dnia. Jak możesz być taka zimna?”
Nie odpowiadałam. Nie miałam już siły walczyć z jej gniewem i rozczarowaniem.
Po kilku miesiącach Bartek poczuł się lepiej. Mama przestała pisać tak często, ale jej słowa zostały we mnie na zawsze.
Dziś mieszkam sama w wynajmowanym mieszkaniu w Warszawie. Studiuję psychologię i próbuję zrozumieć siebie oraz innych ludzi z podobnymi historiami. Czasem spotykam się z Bartkiem – jest już dorosły i zdrowy, ale między nami pozostał mur milczenia.
Mama nigdy mi nie wybaczyła. Czasem myślę, że ja sama też sobie nie wybaczyłam.
Czy naprawdę mogłam zrobić więcej? Czy bycie dobrą córką oznacza rezygnację z siebie?
Może ktoś z was zna ten ból? Jak poradzić sobie z ciężarem winy narzuconym przez najbliższych?