Cień powrotu: Historia Wandy Nowakowej

— Gdzie oni są? — powtarzałam w myślach, patrząc przez okno na ciemniejące niebo. Deszcz bębnił o parapet, a ja już od godziny nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Telefon milczał uparcie, choć powinni byli być już dawno w domu. Mój mąż, Andrzej, i nasz syn Stanisław wyjechali do sąsiedniego województwa, żeby otworzyć nową filię naszej rodzinnej firmy. Wszystko szło świetnie — przynajmniej tak mi mówili przez telefon. Ale dziś miałam im coś ważnego do powiedzenia. Coś, co usłyszałam przypadkiem od sąsiadki, pani Zofii, która zawsze wiedziała wszystko o wszystkich.

— Wanda, musisz mi uwierzyć, widziałam twojego Andrzeja z jakąś kobietą w kawiarni na rynku. Nie wyglądało to na spotkanie biznesowe — powiedziała mi rano, ściskając moją dłoń tak mocno, że aż zabolało.

Nie chciałam wierzyć. Andrzej był moim mężem od ponad dwudziestu lat. Przeszliśmy razem przez niejedną burzę — kryzys finansowy, chorobę mojej matki, buntownicze lata Stasia. Ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że mógłby mnie zdradzić. A jednak słowa Zofii nie dawały mi spokoju. Próbowałam sobie tłumaczyć: może to była klientka? Może coś źle zrozumiała? Ale im dłużej czekałam na ich powrót, tym bardziej narastał we mnie niepokój.

W końcu usłyszałam znajomy dźwięk klucza w zamku. Serce podskoczyło mi do gardła. Stanisław wszedł pierwszy — zmęczony, z podkrążonymi oczami, ale uśmiechnięty.

— Cześć, mamo! Ale się działo! — rzucił plecak na podłogę i od razu pobiegł do kuchni po coś do picia.

Andrzej wszedł za nim, jakby trochę przygarbiony. Unikał mojego wzroku.

— Jak było? — zapytałam, starając się mówić spokojnie.

— Dobrze… wszystko załatwione — odpowiedział krótko Andrzej i poszedł do łazienki.

Zostaliśmy ze Stasiem sami. Chciałam go przytulić, zapytać o wszystko, ale w głowie miałam tylko jedno pytanie: czy to prawda?

Wieczorem, kiedy Stanisław poszedł do swojego pokoju, usiadłam z Andrzejem przy stole. Milczenie ciążyło między nami jak kamień.

— Muszę cię o coś zapytać — zaczęłam drżącym głosem. — Pani Zofia widziała cię dziś w kawiarni z jakąś kobietą…

Andrzej spojrzał na mnie zaskoczony, ale zaraz potem jego twarz stężała.

— Wanda, to nie było tak…

— To jak? — przerwałam mu ostro. — Powiedz mi prawdę!

Przez chwilę patrzył na mnie bez słowa. W końcu westchnął ciężko.

— To była klientka. Chciała porozmawiać o inwestycji. Ale… — zawahał się — …przyznam się, że ostatnio czuję się bardzo samotny. Ty ciągle zajęta domem, firmą… Ja też mam swoje słabości.

Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody.

— Czyli co? Szukasz pocieszenia gdzie indziej? — wyszeptałam.

— Nie… Przysięgam ci, nic się nie stało. Ale czasem mam wrażenie, że już nas nic nie łączy poza firmą i Stasiem.

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Przez tyle lat starałam się być dobrą żoną i matką. Poświęciłam karierę dla rodziny, wspierałam Andrzeja w każdym kryzysie. A teraz słyszę, że jestem niewidzialna?

W nocy długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam przez ścianę cichy płacz Stasia. Poszłam do jego pokoju i usiadłam na brzegu łóżka.

— Co się stało, synku?

Stanisław odwrócił się do mnie plecami.

— Nic… Po prostu… Mam dość tej firmy. Mam dość tego wszystkiego. Chciałem studiować muzykę w Krakowie, a wy ciągle tylko o biznesie!

Zatkało mnie. Myślałam, że Stanisław jest dumny z rodzinnej firmy i chce ją przejąć po nas. Nigdy nie mówił o swoich marzeniach tak otwarcie.

— Dlaczego nam nie powiedziałeś?

— Bo i tak byście mnie nie posłuchali! — wykrzyknął przez łzy.

Objęłam go mocno i poczułam, jak pęka we mnie coś ważnego. Przez lata żyliśmy obok siebie — razem, ale osobno. Każdy z nas miał swoje tajemnice i rozczarowania.

Następnego dnia postanowiłam działać. Zwołałam rodzinne spotkanie przy stole kuchennym.

— Musimy porozmawiać — zaczęłam stanowczo. — O wszystkim. O firmie, o naszych marzeniach i o tym, co dalej.

Andrzej spuścił wzrok. Stanisław patrzył na mnie z nadzieją i strachem jednocześnie.

— Jeśli chcesz studiować muzykę — powiedziałam do syna — będziemy cię wspierać. Firma to nie wszystko.

Andrzej spojrzał na mnie z wdzięcznością i smutkiem.

— Wanda… Ja też chciałem ci powiedzieć… Może powinniśmy trochę odpuścić? Może czas pomyśleć o sobie?

Przez chwilę milczeliśmy wszyscy. Potem poczułam ulgę — pierwszy raz od dawna rozmawialiśmy szczerze.

Nie wiem jeszcze, co będzie dalej z naszą rodziną ani z firmą. Ale wiem jedno: czasem trzeba przejść przez burzę, żeby zobaczyć słońce.

Czy naprawdę można odbudować zaufanie po tylu latach niedopowiedzeń? Czy rodzina to tylko wspólne interesy i obowiązki? A może coś więcej? Może warto czasem posłuchać własnego serca…