Kiedy teściowa wprowadza się na zawsze: Historia Kingi

– Kinga, musimy porozmawiać – głos Jakuba był cichy, ale stanowczy. Stał w kuchni, opierając się o blat, a ja już wiedziałam, że coś jest nie tak. W powietrzu wisiało napięcie, którego nie potrafiłam rozładować od kilku tygodni. Nasze mieszkanie pod Poznaniem zawsze wydawało mi się azylem, miejscem, gdzie mogę być sobą. Teraz czułam się jak intruz we własnym domu.

– Mama będzie z nami mieszkać – powiedział nagle, unikając mojego wzroku. – Nie ma innego wyjścia. Po śmierci taty jest sama, a jej zdrowie się pogarsza.

Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. – Jakub, przecież rozmawialiśmy o tym… Miała zamieszkać bliżej nas, ale nie z nami! – głos mi zadrżał.

– Nie przesadzaj – wtrąciła Halina, która właśnie weszła do kuchni. – Przecież jestem twoją rodziną. Nie będę wam przeszkadzać.

Spojrzałam na nią. Jej oczy błyszczały triumfem. Wiedziałam, że od dawna chciała mieć większy wpływ na nasze życie. Zawsze komentowała moje gotowanie, sposób wychowania Amelki, nawet to, jak układam ręczniki w łazience. Ale teraz miała być tu codziennie. W każdej chwili.

Pierwsze dni były koszmarem. Halina przejęła kuchnię, przestawiała meble i narzekała na wszystko: „Kinga, dlaczego Amelka tak późno chodzi spać?”, „Nie powinnaś tyle pracować”, „Jakub wygląda na zmęczonego, może powinnaś lepiej gotować?”. Czułam się coraz bardziej osaczona.

Wieczorami płakałam po cichu w łazience. Jakub nie zauważał moich łez. Wracał późno z pracy i od razu siadał z mamą przed telewizorem. Coraz częściej słyszałam ich szepty za moimi plecami. Pewnego dnia usłyszałam przez przypadek rozmowę:

– Kinga nie radzi sobie z domem – mówiła Halina. – Może powinniście pomyśleć o kimś innym dla Amelki.

Zamarłam. Jakub milczał przez chwilę, potem westchnął: – Mama, nie przesadzaj…

Ale już wiedziałam, że coś się zmieniło. Przestałam być partnerką, stałam się problemem.

W pracy też nie było łatwo. Szefowa coraz częściej dawała mi do zrozumienia, że powinnam zostawać po godzinach. Nie miałam już siły walczyć o siebie w domu i w biurze jednocześnie. Amelka zaczęła się jąkać i bała się spać sama w pokoju. Halina mówiła jej przed snem: „Mama jest zmęczona, lepiej nie przeszkadzaj”.

Pewnego wieczoru wróciłam do domu i zobaczyłam Halinę przeglądającą moje prywatne rzeczy w sypialni. – Co ty robisz?! – krzyknęłam.

– Szukam dokumentów Jakuba – odpowiedziała spokojnie. – Powinnaś lepiej pilnować porządku.

Wybiegłam z pokoju i zadzwoniłam do mamy. – Mamo, nie wytrzymam dłużej…

Następnego dnia spakowałam siebie i Amelkę. Jakub nawet nie próbował mnie zatrzymać.

– Musisz zrozumieć mamę – powiedział tylko cicho.

Patrzyłam na niego przez łzy. – A ty kiedy zrozumiesz mnie?

Wróciłam do rodziców z poczuciem porażki i wstydu. Mama przytuliła mnie mocno i powiedziała: – Czasem trzeba odejść, żeby ktoś docenił twoją obecność.

Amelka szybko odżyła w nowym miejscu. Ja długo nie mogłam spać po nocach, analizując każdą rozmowę z Jakubem i Haliną. Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była walczyć bardziej o nasze małżeństwo? A może to on powinien był stanąć po mojej stronie?

Czasami zastanawiam się, czy dom to tylko ściany i meble, czy przede wszystkim ludzie, którzy potrafią cię wysłuchać i wesprzeć. Czy można odbudować zaufanie po tym wszystkim? Czy warto wracać tam, gdzie już raz zostało się zdradzonym?

Może ktoś z was był w podobnej sytuacji? Co byście zrobili na moim miejscu?