Mój mąż zachowuje się jak dziecko: Jego obsesja na punkcie przeprowadzki na wieś rozbija naszą rodzinę
– Zobacz, Anka, tu nawet powietrze pachnie inaczej! – Tomek aż podskakiwał z radości, kiedy wysiadaliśmy z samochodu pod domem moich rodziców na obrzeżach Warszawy. Stałam obok niego z torbą w ręku, czując narastające napięcie. Wiedziałam, że ta wizyta nie skończy się zwyczajnie.
Mama już czekała w drzwiach. – Cześć, kochanie! – rzuciła w moją stronę, ale jej wzrok przesunął się na Tomka, który już biegł przez ogród jak dziecko. – Ojej, jaki tu ogród! Pani Zosiu, jak pani to robi? – wołał, nie czekając na zaproszenie.
Weszliśmy do środka. Tata siedział przy stole, czytał gazetę. – Dzień dobry, panie Andrzeju! – Tomek aż się wyprostował. – Wie pan, ja to bym mógł tu zamieszkać od razu!
Spojrzałam na mamę. Jej mina mówiła wszystko: „Znowu zaczyna”. Ostatnie miesiące były dla mnie coraz trudniejsze. Tomek nieustannie mówił o przeprowadzce na wieś. W mieście wszystko mu przeszkadzało: hałas, korki, sąsiedzi. W domu narzekał na brak przestrzeni, a kiedy tylko mogliśmy wyjechać za miasto, zamieniał się w rozemocjonowanego chłopca.
– Anka, zobacz! – krzyczał przez okno. – Tu można by mieć własne pomidory! I kury! Wyobrażasz sobie świeże jajka co rano?
– Tomek, przestań… – syknęłam przez zęby. – Jesteśmy u moich rodziców.
– Ale ja mówię poważnie! – nie ustępował.
Wieczorem przy kolacji temat powrócił. Mama próbowała rozładować atmosferę: – Tomku, a ty umiałbyś się odnaleźć na wsi? To nie tylko spacery po lesie i grillowanie.
Tomek się uśmiechnął szeroko: – Pani Zosiu, ja jestem gotowy! Nawet kosiarkę już oglądałem w internecie!
Tata odłożył gazetę i spojrzał na mnie znacząco. Wiedziałam, że zaraz zacznie się rozmowa, której tak bardzo się bałam.
– Aniu, a ty co o tym myślisz? – zapytał spokojnie.
Zamilkłam. Czułam gulę w gardle. Przecież wiedzieli, że całe życie mieszkałam w Warszawie. Tu miałam pracę, przyjaciółki, ulubioną kawiarnię pod domem. Nie wyobrażałam sobie życia bez miejskiego zgiełku.
Tomek nie dawał za wygraną:
– Anka też chce! Tylko się boi spróbować!
Poczułam narastającą złość.
– Nie mów za mnie! – wybuchłam. – To nie jest takie proste!
Zapadła cisza. Mama spojrzała na mnie z troską.
– Kochanie, to wasza decyzja… Ale pamiętajcie, że wieś to nie bajka.
Po kolacji wyszliśmy na spacer po ogrodzie. Tomek był podekscytowany jak nigdy.
– Wyobraź sobie: domek z werandą, pies biegający po podwórku…
Przerwałam mu:
– Tomek, ja nie chcę tego życia! Ja chcę być blisko rodziców, mieć swoją pracę…
– Ale przecież będziemy szczęśliwi! – przekonywał mnie z uporem maniaka.
Wróciliśmy do domu w milczeniu. Całą noc nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie jego słowa: „Będziemy szczęśliwi”. Ale czyje szczęście miał na myśli?
Następnego dnia wróciliśmy do Warszawy. Tomek przez całą drogę opowiadał o ogłoszeniach domów na sprzedaż pod miastem. Ja milczałam.
W pracy nie mogłam się skupić. Moja przyjaciółka Kasia zauważyła od razu:
– Coś się stało?
Opowiedziałam jej wszystko. Kasia pokiwała głową:
– Anka, on chyba nie rozumie, że to nie jest zabawa…
Wieczorem Tomek przyszedł do mnie z laptopem.
– Zobacz! Znalazłem cudowny dom! Tylko 40 minut od miasta!
– Tomek… – zaczęłam ostrożnie. – Ja nie chcę się przeprowadzać.
Spojrzał na mnie jak zbity pies.
– Ale dlaczego? Przecież tam będziemy mieli wszystko!
– Ja już mam wszystko! – krzyknęłam nagle. – Mam tu życie! Ty chcesz je ze mną dzielić czy urządzać po swojemu?
Tomek zamknął laptopa bez słowa i wyszedł do drugiego pokoju.
Przez kolejne dni unikaliśmy się nawzajem. W domu panowała cisza jak makiem zasiał. Czułam się coraz bardziej samotna i zagubiona.
W końcu zadzwoniła mama:
– Aniu, co u was?
Nie wytrzymałam i się rozpłakałam.
– Mamo, on mnie nie słucha… On chce żyć jak dziecko na wakacjach!
Mama westchnęła:
– Kochanie, czasem trzeba postawić granice…
Wieczorem usiedliśmy z Tomkiem przy stole.
– Musimy porozmawiać – zaczęłam drżącym głosem.
– Tomek… Ja cię kocham, ale nie mogę żyć twoim marzeniem kosztem siebie. Jeśli chcesz mieszkać na wsi – jedź sam. Ja zostaję tutaj.
Patrzył na mnie długo w milczeniu.
– Myślałem, że chcesz być szczęśliwa…
– Chcę być szczęśliwa razem z tobą, a nie dla ciebie – odpowiedziałam cicho.
Następne tygodnie były pełne łez i rozmów bez końca. Tomek próbował mnie przekonać jeszcze kilka razy, ale widziałam już w jego oczach rezygnację.
Dziś mieszkamy razem w Warszawie, ale coś się zmieniło. Tomek jest cichszy, zamyślony. Ja czuję ulgę i smutek jednocześnie. Czy można kochać kogoś i jednocześnie tak bardzo różnić się w marzeniach?
Czasem patrzę przez okno na miejskie światła i pytam siebie: czy naprawdę musimy rezygnować z siebie dla drugiej osoby? Czy kompromis zawsze oznacza szczęście?