„Zostałam sama z dzieckiem, bo on wybrał inną – Moja walka o godność i szczęście”
– „Kasia, musimy porozmawiać.”
Jego głos był cichy, jakby bał się, że ktoś nas podsłucha. Siedziałam na kanapie w naszym wynajmowanym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie, z kubkiem herbaty w dłoniach. Przez okno widziałam, jak śnieg powoli przykrywał chodnik. Byłam w piątym miesiącu ciąży i czułam, że coś jest nie tak. Adam od kilku tygodni był nieobecny – wracał późno, unikał rozmów, a jego telefon coraz częściej milczał.
– „O czym?” – zapytałam, choć przeczuwałam odpowiedź.
Adam spojrzał na mnie z bólem, ale i ulgą. – „To nie jest twoja wina. Po prostu… zakochałem się w kimś innym.”
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie pięścią w brzuch. Przez chwilę nie mogłam oddychać. – „W kim?”
– „W Magdzie. Poznałem ją w pracy. Przepraszam, Kasia. Naprawdę chciałem być dobrym ojcem, ale nie potrafię udawać.”
Wstał i podszedł do drzwi. Za oknem stała młoda kobieta – widziałam ją już wcześniej, czekała na niego kilka razy pod blokiem. Teraz wiedziałam, kim jest.
– „Zostawiasz mnie? Teraz? Kiedy noszę twoje dziecko?”
Adam spuścił głowę. – „Pomogę ci finansowo. Ale nie mogę tu zostać.”
Wyszedł, a ja zostałam sama z ciszą i własnym oddechem. Wtedy zaczęło się moje piekło.
Przez pierwsze tygodnie nie wychodziłam z domu. Mama dzwoniła codziennie z Otwocka, próbując mnie pocieszyć:
– „Kasiu, dasz radę. Jesteś silna.”
Ale ja nie czułam się silna. Czułam się zdradzona, upokorzona i przerażona. W pracy w urzędzie gminy wszyscy wiedzieli o mojej ciąży. Gdy wróciłam po zwolnieniu lekarskim, koleżanki patrzyły na mnie z litością.
– „Nie martw się, Kasia. Lepiej teraz niż później” – szeptała Anka przy kawie.
Ale ja nie chciałam współczucia. Chciałam tylko, żeby Adam wrócił.
Wieczorami płakałam do poduszki i rozmawiałam z nienarodzonym synkiem:
– „Przepraszam cię, Michałku. Chciałam dać ci rodzinę.”
Czułam się winna, choć wiedziałam, że nie mam za co siebie obwiniać. To Adam wybrał inną drogę.
W szóstym miesiącu ciąży pojechałam do mamy. Siedziałyśmy przy kuchennym stole, a ona głaskała mnie po dłoni:
– „Twój ojciec też kiedyś mnie zostawił. Ale zobacz – dałam radę sama ciebie wychować.”
Patrzyłam na nią z podziwem i żalem. Nie chciałam być samotną matką. Bałam się przyszłości.
Poród był trudny i długi. Adam przysłał SMS-a: „Trzymam kciuki.” Nie przyszedł do szpitala.
Gdy pierwszy raz zobaczyłam Michała, poczułam miłość tak wielką, że aż bolało. Obiecałam sobie wtedy:
– „Nie pozwolę, żebyś czuł się niekochany.”
Pierwsze miesiące były koszmarem – kolki, bezsenność, samotność. Mama pomagała jak mogła, ale musiała wracać do pracy w sklepie spożywczym.
Adam przysyłał pieniądze regularnie, ale nie dzwonił, nie pytał o syna. Magda czasem pisała do mnie na Facebooku:
– „Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.”
Nie odpisywałam.
W pracy musiałam udawać twardą. Szefowa patrzyła na mnie podejrzliwie:
– „Kasia, czy dasz radę pogodzić pracę z macierzyństwem?”
Nie miałam wyboru – musiałam dać radę.
Najgorsze były święta. Wszyscy pytali o Adama:
– „A gdzie tata Michałka?”
Kłamałam: „Wyjechał za granicę.”
Czułam się jak oszustka.
Minął rok. Michał zaczął chodzić i mówić pierwsze słowa. Pewnego dnia zobaczyłam Adama na ulicy – szedł z Magdą i ich noworodkiem. Zobaczyli mnie i spuścili wzrok.
Wieczorem zadzwonił:
– „Kasia… Przepraszam za wszystko.”
Nie odpowiedziałam.
Dziś wiem, że nie jestem już tą samą Kasią sprzed dwóch lat. Nauczyłam się żyć bez Adama. Mam syna, który daje mi siłę każdego dnia.
Czasem zastanawiam się: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy to ja zawiniłam? Ale wiem jedno – każdy wybiera swoją drogę.
Czy samotne macierzyństwo to wyrok? A może szansa na nowy początek? Co wy o tym myślicie?