Między młotem a kowadłem: Historia teściowej oskarżonej o rozbicie małżeństwa
– Naprawdę myślisz, że nie wiem, co robisz za moimi plecami? – głos Magdy drżał od złości, kiedy zadzwoniła do mnie w środku zwykłego, szarego popołudnia. Stałam wtedy przy kuchennym blacie, obierając ziemniaki na obiad dla Pawła, mojego syna, który miał wpaść po pracy. Telefon zadzwonił nagle, a jej słowa uderzyły mnie jak zimny prysznic.
– Magda, o czym ty mówisz? – zapytałam, starając się zachować spokój, choć serce waliło mi jak młot. – Niczego nie robię za twoimi plecami.
– Nie udawaj! – przerwała mi ostro. – Wiem, że próbujesz nastawić Pawła przeciwko mnie. Myślisz, że nie słyszałam, jak mówił ci o naszych problemach? Jak mu doradzasz, żeby się mną nie przejmował? Że lepiej by było, gdyby wrócił do ciebie?
Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Przecież nigdy nie powiedziałam czegoś takiego! Owszem, Paweł czasem zwierzał mi się z kłopotów w małżeństwie, ale zawsze starałam się być neutralna. Nigdy nie chciałam rozbijać ich związku. Ale Magda nie dawała mi dojść do słowa.
– Wiesz co? – syknęła. – Przestań się wtrącać w nasze życie! To moje małżeństwo, a nie twoje! Jeśli jeszcze raz usłyszę, że próbujesz go przekonać do czegokolwiek za moimi plecami, przysięgam…
Rozłączyła się. Stałam przez dłuższą chwilę z telefonem przy uchu, czując jak łzy napływają mi do oczu. Zawsze starałam się być dobrą matką i teściową. Nigdy nie chciałam być tą „złą”, o której opowiadają dowcipy. Ale Magda od początku naszej znajomości dawała mi do zrozumienia, że jestem tu tylko dodatkiem – kimś zbędnym, kimś, kto przeszkadza.
Pamiętam dzień ich ślubu. Paweł był taki szczęśliwy, a ja czułam dumę i wzruszenie. Magda wydawała się wtedy inna – uśmiechnięta, otwarta. Ale już podczas wesela zauważyłam pierwsze sygnały: chłodne spojrzenia, wymuszone uśmiechy w moją stronę. Z czasem było tylko gorzej.
Każda wizyta u nich kończyła się spięciem. Magda zawsze znajdowała powód do pretensji: a to źle poukładałam naczynia w zmywarce, a to za długo rozmawiałam z Pawłem o jego pracy. Czułam się jak intruz we własnej rodzinie.
Najgorsze było to, że Paweł o wszystkim wiedział. Widziałam jego zmieszanie, kiedy Magda rzucała kąśliwe uwagi przy stole. Czasem próbował ją uciszyć, ale najczęściej milczał. Po jednej z takich kolacji zadzwonił do mnie późnym wieczorem.
– Mamo… przepraszam za Magdę. Ona po prostu… jest ostatnio bardzo spięta.
– Pawełku, ja rozumiem – odpowiedziałam cicho. – Ale może powinniście porozmawiać? Ja naprawdę nie chcę być powodem waszych kłótni.
– To nie twoja wina – zapewnił mnie syn. – Po prostu… Magda uważa, że za bardzo się wtrącasz.
Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać. Przecież nigdy nie dawałam im rad bez pytania! Zawsze starałam się być pomocna tylko wtedy, gdy mnie o to prosili.
Z czasem sytuacja zaczęła się pogarszać. Magda coraz częściej unikała kontaktu ze mną. Przestała odbierać telefony, nie zapraszała mnie na rodzinne uroczystości. Paweł próbował to tłumaczyć jej zmęczeniem i stresem w pracy, ale ja czułam, że chodzi o coś więcej.
Pewnego dnia przyszła do mnie sąsiadka, pani Zofia.
– Słyszałam od Magdy… – zaczęła ostrożnie – że podobno namawiasz Pawła do rozwodu.
Zatkało mnie. Jak można było wymyślić coś takiego? Przecież kocham mojego syna i chcę dla niego szczęścia! Nigdy nie powiedziałam niczego podobnego.
Wieczorem zadzwoniłam do Pawła.
– Synku… czy ty naprawdę myślisz, że chciałabym cię namawiać do rozwodu?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Mamo… ja wiem, że nie chcesz źle – odpowiedział w końcu zmęczonym głosem. – Ale Magda jest przekonana, że próbujesz nas poróżnić. Ona… ona nawet mówiła mi ostatnio, że jeśli jeszcze raz usłyszy od ciebie jakieś „dobre rady”, to wyprowadzi się na jakiś czas do matki.
Poczułam się bezradna jak nigdy dotąd. Przecież nie mogłam przestać być matką! Nie mogłam udawać, że nie obchodzi mnie życie mojego syna. Ale z drugiej strony… czy naprawdę powinnam się wycofać? Czy to znaczyło, że muszę zniknąć z ich życia?
Przez kolejne tygodnie unikałam kontaktu z Magdą. Ograniczyłam rozmowy z Pawłem do minimum. Czułam się samotna i odrzucona we własnej rodzinie. Każde spotkanie było napięte jak struna; każde słowo mogło wywołać kolejną awanturę.
W końcu postanowiłam porozmawiać z Magdą twarzą w twarz. Zaprosiłam ją na kawę pod pretekstem omówienia spraw rodzinnych.
Przyszła niechętnie, z zamkniętą miną.
– Magdo… proszę cię tylko o jedno: powiedz mi szczerze, co ci tak bardzo przeszkadza we mnie? Co zrobiłam źle?
Spojrzała na mnie zimno.
– Wszystko robisz źle – powiedziała bez ogródek. – Od początku próbujesz być ważniejsza ode mnie w życiu Pawła. On zawsze najpierw dzwoni do ciebie, a dopiero potem do mnie! Ty zawsze masz gotowe rozwiązania na każdy nasz problem! Nawet kiedy milczysz… czuję się oceniana!
Zabrakło mi słów. Czy naprawdę bycie matką oznaczało dla niej zagrożenie? Czy każda moja troska była odbierana jako atak?
– Magdo… ja tylko chcę dla was dobrze – wyszeptałam drżącym głosem.
– To przestań się wtrącać! – rzuciła i wyszła bez pożegnania.
Siedziałam długo przy stole, patrząc na pusty kubek po kawie i zastanawiając się, gdzie popełniłam błąd. Czy naprawdę jestem winna temu wszystkiemu? Czy można być jednocześnie dobrą matką i teściową? A może muszę wybrać?
Od tamtej pory nasze relacje są jeszcze bardziej napięte. Paweł coraz rzadziej dzwoni; Magda unika mnie jak ognia. Czasem budzę się w nocy i pytam samą siebie: czy naprawdę zasłużyłam na taką nienawiść? Czy można naprawić coś, co pękło już dawno temu?
Może ktoś z was zna odpowiedź na te pytania? Może ktoś był w podobnej sytuacji i wie, jak odbudować zaufanie tam, gdzie zostały już tylko żal i niedopowiedzenia?