Nie chcę trzech pokoi i tego koszmaru! – Moja walka o własny dom bez teściowej
— Nie kupujemy mieszkania po to, żeby mieszkać z moją teściową! — wykrzyknęłam, czując, jak głos mi drży. Stałam w kuchni, ściskając filiżankę kawy tak mocno, że aż bolały mnie palce. Michał patrzył na mnie zaskoczony, jakby nie rozumiał, skąd we mnie tyle emocji. Ale ja już nie mogłam dłużej udawać, że wszystko jest w porządku.
Od śmierci taty Michała jego mama, pani Halina, stała się częścią naszego życia bardziej niż kiedykolwiek. Rozumiem, że jest jej ciężko. Rozumiem też, że chce być blisko syna. Ale ja… ja już nie mogę oddychać. Każdego dnia czuję jej obecność nawet wtedy, gdy jej nie ma. Jej pytania: „A co dziś gotujesz?”, „A czy Michał zjadł śniadanie?”, „A może powinnam wam pomóc z praniem?” — wwiercają mi się w głowę jak wiertło.
Kiedy zdecydowaliśmy się z Michałem na zakup mieszkania, wiedziałam jedno: nie chcę trzech pokoi. Nie chcę nawet cienia możliwości, że pani Halina zamieszka z nami na stałe. Wiem, jak to brzmi. Wiem, że powinnam być wdzięczna za jej pomoc — pożyczyła nam przecież pieniądze na wkład własny do kredytu. Ale czy to znaczy, że muszę oddać jej swoje życie?
— Kochanie, ona tylko chce pomóc — próbował tłumaczyć Michał, ale widziałam w jego oczach zmęczenie. On też miał dość. Tylko nie potrafił tego powiedzieć na głos.
— Pomóc? — prychnęłam. — Pomóc to znaczy zapytać, czy czegoś potrzebujemy. A nie decydować za nas, jakie mieszkanie mamy kupić i ile pokoi powinno mieć!
Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Oczywiście — pani Halina. Przyszła „przypadkiem”, bo akurat była w okolicy i pomyślała, że może nam przynieść świeże bułki.
— Dzień dobry, dzieci! — weszła jak do siebie, rozglądając się po mieszkaniu z miną inspektora sanitarnego. — Ojej, znowu te firanki… Może powinniście kupić nowe? I te kwiatki na parapecie…
Zacisnęłam zęby. Michał spojrzał na mnie błagalnie, żebym nie wybuchła przy niej.
— Mamo, rozmawialiśmy właśnie o mieszkaniu — powiedział spokojnie. — Zdecydowaliśmy się na dwupokojowe.
Pani Halina aż przysiadła na krześle.
— Dwa pokoje? A gdzie miejsce dla gości? Albo… dla mnie? Przecież czasem mogłabym u was przenocować! — Jej głos był pełen wyrzutu.
Poczułam gulę w gardle. To był właśnie ten moment, którego się bałam.
— Mamo — zaczęłam ostrożnie — bardzo doceniamy twoją pomoc i wsparcie. Ale chcemy mieć swoje miejsce. Tylko dla nas.
Przez chwilę nikt się nie odzywał. Pani Halina patrzyła na mnie tak, jakby pierwszy raz widziała mnie naprawdę.
— Rozumiem… — powiedziała cicho, ale wiedziałam, że nie rozumie.
Wieczorem Michał siedział przy stole i patrzył w pustkę.
— Może przesadziliśmy? — zapytał niepewnie.
— Nie — odpowiedziałam stanowczo. — Musimy postawić granice. Inaczej nigdy nie będziemy mieli własnego życia.
Ale granice są trudne do postawienia, kiedy ktoś czuje się uprawniony do twojego świata. Pani Halina zaczęła dzwonić codziennie. Pytała o postępy w sprawie mieszkania, sugerowała inne lokalizacje („Bo tam jest bliżej do mnie!”), a nawet znalazła ogłoszenie o trzypokojowym mieszkaniu w naszej okolicy.
— Zobaczcie! To idealne! I tylko trochę droższe… Ale przecież ja wam pomogę! — mówiła z entuzjazmem przez telefon.
Czułam się jak w pułapce. Z jednej strony wdzięczność za pomoc finansową, z drugiej — narastająca frustracja i poczucie winy. Czy jestem złą synową? Czy jestem egoistką?
Któregoś dnia wróciłam do domu wcześniej z pracy i usłyszałam rozmowę Michała z mamą przez telefon:
— Mamo, proszę cię… Daj nam trochę przestrzeni. Asia też ma swoje granice… Tak, wiem, że chcesz dobrze… Tak, kocham cię… Ale muszę być też mężem dla Asi…
Poczułam łzy w oczach. Michał walczył o naszą rodzinę tak samo jak ja. Ale czy to wystarczy?
W końcu nadszedł dzień podpisania umowy kredytowej. Siedzieliśmy w banku spoceni ze stresu i zmęczeni całą sytuacją. Pani Halina zadzwoniła jeszcze raz:
— Dzieci, na pewno dwa pokoje? Przecież moglibyście mieć trzeci na biuro albo dla dziecka…
— Mamo — powiedział Michał stanowczo — to nasza decyzja.
Po wszystkim wróciliśmy do naszego wynajmowanego mieszkania i usiedliśmy na podłodze pośród kartonów.
— Zrobiliśmy dobrze? — zapytałam cicho.
Michał objął mnie ramieniem.
— Tak. W końcu będziemy mieli coś swojego.
Ale ja wciąż czułam niepokój. Czy pani Halina zaakceptuje nasze granice? Czy nasza relacja przetrwa tę próbę?
Czasem zastanawiam się: czy można być jednocześnie wdzięcznym i mieć prawo do własnego życia? Czy rodzinna bliskość zawsze musi oznaczać brak prywatności? Może każdy musi kiedyś postawić granicę – nawet jeśli boli.