Wczoraj znów przyszły razem: matka i teściowa – ich prośby rozdzierają mi serce. Moja walka o siebie w małym polskim mieście
— Aniu, błagam cię, nie rób tego dzieciom! — głos mojej matki drżał, a jej dłonie ściskały moją kurtkę tak mocno, że aż poczułam ból.
— A co z moim synem? — wtrąciła się teściowa, pani Halina, z oczami pełnymi łez i wyrzutu. — Przecież on cię kocha, tylko się pogubił…
Stałam w korytarzu naszego mieszkania na trzecim piętrze bloku z wielkiej płyty w Piotrkowie Trybunalskim. Za drzwiami słychać było ciche szlochy moich dzieci, które od tygodnia nie rozumiały, dlaczego tata śpi gdzie indziej. Przede mną dwie kobiety – każda z nich chciała dla mnie dobrze, ale każda ciągnęła mnie w swoją stronę. A ja? Ja już nie wiedziałam, kim jestem.
Mój świat rozpadł się miesiąc temu. Znalazłam w telefonie Pawła wiadomości do jakiejś Magdy. Najpierw myślałam, że to koleżanka z pracy, ale potem zobaczyłam zdjęcia. Intymne, pełne czułości, których od dawna nie widziałam w naszym domu. Zamarłam. Przez tydzień chodziłam jak cień, aż w końcu wybuchłam. Krzyczałam, płakałam, rzucałam talerzami. Paweł milczał. Potem spakował torbę i wyszedł.
W małym mieście wszystko szybko wychodzi na jaw. Sąsiadka z naprzeciwka już następnego dnia pytała mnie szeptem na klatce schodowej: — Aniu, wszystko w porządku? Bo widziałam Pawła z walizką…
Nie spałam nocami. Dzieci pytały: — Mamo, kiedy tata wróci? — a ja nie umiałam odpowiedzieć. Matka przyjechała z Tomaszowa specjalnie do mnie. Siedziała przy stole i powtarzała: — Musisz mu wybaczyć. Takie rzeczy się zdarzają. Najważniejsze są dzieci.
Teściowa dzwoniła codziennie: — Aniu, Paweł żałuje. On jest tylko człowiekiem. Nie rozbijaj rodziny przez jeden błąd.
Ale czy to był jeden błąd? Czy można zdradzać miesiącami i potem powiedzieć: „To tylko chwila słabości”? W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanki patrzyły na mnie ze współczuciem albo ciekawością. W sklepie czułam na sobie spojrzenia sąsiadek. Wszyscy wiedzieli.
Wczoraj przyszły razem. Matka i teściowa. Usiadły naprzeciwko mnie przy kuchennym stole, jakby były jedną drużyną przeciwko mnie.
— Aniu, życie nie jest bajką — zaczęła matka. — Twój ojciec też miał swoje grzeszki, ale nigdy nie pomyślałam o rozwodzie. Bo co by ludzie powiedzieli?
— A dzieci? — dodała teściowa. — Przecież one potrzebują ojca.
Patrzyłam na nie i czułam się jak mała dziewczynka, która znów musi być grzeczna i posłuszna. Ale we mnie coś pękało.
— A co ze mną? — zapytałam cicho. — Czy ja się jeszcze liczę?
Matka spojrzała na mnie z wyrzutem:
— Aniu, nie bądź egoistką. Kobieta musi czasem zacisnąć zęby.
Teściowa zaczęła płakać:
— Ja też nie miałam łatwo z moim mężem… Ale rodzina to świętość.
Chciałam krzyczeć. Chciałam im powiedzieć, że już nie mam siły udawać, że wszystko jest dobrze. Że boję się zasypiać sama w łóżku, bo wtedy najbardziej czuję pustkę. Że nienawidzę siebie za to, że czasem marzę o tym, żeby po prostu wyjechać i zacząć od nowa gdzieś daleko.
Ale nie powiedziałam nic. Siedziałam tylko i słuchałam ich próśb, ich łez, ich strachu przed tym, co powiedzą ludzie.
Wieczorem zadzwonił Paweł:
— Aniu… możemy porozmawiać?
Nie odpowiedziałam od razu. W słuchawce słyszałam jego oddech.
— Daj mi czas — wyszeptałam w końcu i rozłączyłam się.
Dzieci zasnęły wtulone we mnie mocniej niż zwykle. Głaskałam je po głowach i myślałam o tym wszystkim, co straciłam i o tym, co jeszcze mogę stracić.
Czy kobieta naprawdę musi zawsze wybierać innych zamiast siebie? Czy mam prawo być szczęśliwa nawet wtedy, gdy wszyscy wokół mówią mi, że jestem samolubna?
Może powinnam zapytać: czy ktoś z was też kiedyś musiał wybierać między sobą a rodziną? Co wy byście zrobili na moim miejscu?