Niespodziewane odwiedziny: Jak jedna wizyta u krewnych zamieniła się w prawdziwy skandal
— Zuzanna, nie przesadzaj, to tylko rodzinna kolacja — powiedział Krzysiek, kiedy próbowałam znaleźć wymówkę, by nie jechać do jego ciotki Haliny. Ale ja już czułam w kościach, że ten wieczór nie skończy się dobrze. Może to przez to, że ostatnio między mną a Krzyśkiem było coraz więcej cichych dni, a może przez to, że Halina zawsze patrzyła na mnie z góry, jakbym była nieproszonym gościem w ich rodzinie.
Weszliśmy do mieszkania na Pradze, gdzie już od progu uderzył mnie zapach bigosu i dymu papierosowego. W salonie siedzieli wszyscy: Halina z mężem Zdzisławem, kuzynka Marta z narzeczonym i nawet babcia Stefania, która rzadko opuszczała swoje mieszkanie. — No wreszcie! — zawołała Halina. — Myślałam, że już nie przyjdziecie. — Przepraszamy za spóźnienie — odpowiedział Krzysiek, ale ona już odwróciła się na pięcie i poszła do kuchni.
Usiedliśmy przy stole. Rozmowy były sztywne, pełne uprzejmych uśmiechów i ukradkowych spojrzeń. Czułam się jak intruz. W pewnym momencie Halina zaczęła wypytywać mnie o pracę. — No i co tam w tej twojej korporacji? — zapytała z przekąsem. — Dobrze, dziękuję. Ostatnio awansowałam na kierownika działu — odpowiedziałam spokojnie. — Ooo, kierowniczka! — zaśmiała się Marta. — To teraz pewnie nie masz czasu na dzieci? — dodała z fałszywą troską.
Poczułam, jak Krzysiek ściska moją dłoń pod stołem. Wiedziałam, że temat dzieci to drażliwa sprawa. Od lat staraliśmy się o dziecko i nic z tego nie wychodziło. Wszyscy o tym wiedzieli, ale nikt nie miał odwagi powiedzieć tego wprost. — Może kiedyś… — wymamrotałam.
Wtedy babcia Stefania nagle odezwała się głośno: — A może to Krzysiek powinien się przebadać? U nas w rodzinie nigdy nie było takich problemów! Zapadła cisza. Krzysiek spuścił głowę, a ja poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Halina próbowała ratować sytuację: — Mamo, daj spokój! Ale było już za późno.
— Może lepiej zmieńmy temat — powiedział Zdzisław i nalał sobie kolejny kieliszek wódki. Ale atmosfera była już napięta jak struna. Marta zaczęła opowiadać o swoim ślubie, a ja czułam się coraz bardziej zbędna.
Po kolacji Halina zaproponowała kawę. W kuchni zostałyśmy tylko we dwie. — Wiesz, Zuzanna, ja ci powiem szczerze… Krzysiek to dobry chłopak, ale ty chyba za bardzo skupiasz się na karierze. Może powinnaś trochę odpuścić? — powiedziała cicho, ale z wyraźnym wyrzutem.
Nie wytrzymałam. — To nie jest takie proste! — wybuchłam. — Nie masz pojęcia, ile nas to kosztuje! Codziennie budzę się z nadzieją i codziennie zasypiam z rozczarowaniem! Myślisz, że nie chciałabym mieć dziecka? Że nie próbujemy wszystkiego?
Halina spojrzała na mnie zaskoczona moją reakcją. Przez chwilę milczała, po czym wyszeptała: — Ja też miałam problemy… Ale wtedy nikt o tym nie mówił.
Wróciłyśmy do salonu. Krzysiek siedział sztywno na kanapie, a Marta właśnie pokazywała zdjęcia z USG swojego dziecka. — Zobaczcie, jaki nosek! — zachwycała się cała rodzina. Poczułam ukłucie zazdrości i żalu.
Nagle drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem. Do mieszkania wbiegł Paweł, brat Krzyśka, którego nie widzieliśmy od lat. Był blady jak ściana i wyraźnie zdenerwowany.
— Muszę wam coś powiedzieć! — krzyknął. Wszyscy zamarli.
— Co się stało? — zapytała Halina drżącym głosem.
— To ja… Ja mam dziecko! I to nie jedno! — wykrztusił Paweł.
Zapadła cisza tak głęboka, że słychać było tylko tykanie zegara na ścianie.
— Jak to? Z kim? Kiedy? — zasypała go pytaniami Marta.
— Z Anką… I jeszcze z Magdą… Nie wiedziałem jak wam powiedzieć… Bałem się… — Paweł spuścił głowę.
Halina złapała się za głowę. — Boże drogi! Co my teraz powiemy sąsiadom? Jak ty mogłeś nam to zrobić?
Zdzisław wstał gwałtownie od stołu i zaczął krzyczeć: — Ty zawsze byłeś czarną owcą tej rodziny! Zawsze musiałeś wszystko zepsuć!
Krzyśka ogarnął szał. — A może przestaniemy udawać idealną rodzinę?! Każdy ma swoje tajemnice! Każdy coś ukrywa!
Wszyscy zaczęli mówić naraz: babcia płakała, Halina krzyczała na Pawła, Marta próbowała uspokoić sytuację, a Zdzisław groził synowi wydziedziczeniem.
Patrzyłam na ten chaos i nagle poczułam ulgę. Przez lata czułam się gorsza przez brak dziecka, przez wieczne porównania i docinki rodziny Krzyśka. Teraz zobaczyłam ich prawdziwe twarze: pełne lęku, żalu i niespełnionych oczekiwań.
Wyszliśmy z Krzyśkiem bez słowa. Na klatce schodowej zatrzymał mnie za rękę.
— Przepraszam cię za nich… Za wszystko… — powiedział cicho.
— To nie twoja wina — odpowiedziałam i pierwszy raz od dawna poczułam spokój.
Dziś patrzę na tamten wieczór inaczej. Może czasem trzeba przeżyć skandal, żeby zobaczyć prawdę o sobie i innych? Czy naprawdę warto udawać przed światem kogoś innego tylko po to, by spełnić cudze oczekiwania?