Mam 30 lat i wciąż mieszkam z rodzicami – Moja mama zrobi wszystko, bym nie wyszła za Pawła
– Marta, nie rozumiesz? On nie jest dla ciebie! – głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, ścierając dłonie o ręcznik, i czułam, jak moje serce wali mi w piersi. Tata milczał, udając, że czyta gazetę, ale widziałam, jak drżą mu palce.
– Mamo, mam trzydzieści lat. Chcę sama decydować o swoim życiu – odpowiedziałam cicho, choć w środku aż kipiałam ze złości i bezsilności.
– Trzydzieści lat i dalej mieszkasz z nami! – syknęła. – Gdybyś była taka dorosła, już dawno byś się wyprowadziła. Ale nie, bo kto ci ugotuje obiad? Kto ci wypierze? Paweł? On nawet nie ma stałej pracy!
Zacisnęłam pięści. To był ten sam argument od miesięcy. Paweł pracował na umowie zlecenie w firmie kurierskiej, ale był dobrym człowiekiem. Kochał mnie. Tylko to się liczyło. Ale dla mamy liczyło się coś innego – stabilizacja, opinia sąsiadów, jej własny lęk przed samotnością.
Wyszłam z kuchni, trzaskając drzwiami. W moim pokoju czekał na mnie telefon od Pawła. „Jak było?” – napisał. „Jak zwykle…” – odpisałam, a łzy napłynęły mi do oczu.
Nie wiem, kiedy zaczęłam się wstydzić swojego życia. Może wtedy, gdy koleżanki zaczęły wrzucać zdjęcia z własnych mieszkań na Facebooka? Albo gdy ciotka Basia na rodzinnej imprezie zapytała: „A ty, Martuś, kiedy się w końcu ustatkujesz?”. Zawsze odpowiadałam półżartem, ale w środku czułam się jak dziecko zamknięte w dorosłym ciele.
Mama była wszędzie. W mojej szafie, bo „nie umiem dobrze składać ubrań”. W mojej lodówce, bo „nie potrafię zrobić zakupów na cały tydzień”. W moich myślach – bo nawet gdy byłam z Pawłem, słyszałam jej głos: „On cię zostawi. Zostaniesz sama jak palec”.
Pewnego wieczoru Paweł zaproponował:
– Marta, zamieszkajmy razem. Wynajmiemy coś małego. Damy radę.
Poczułam radość i strach jednocześnie. Przez chwilę widziałam siebie w jego ramionach, w naszym mieszkaniu pachnącym kawą i świeżym chlebem. Ale potem pojawił się głos mamy: „A co z nami? Zostawisz nas na starość?”.
– Nie wiem… Muszę pomyśleć – powiedziałam Pawłowi.
Wróciłam do domu późno. Mama czekała w kuchni.
– Gdzie byłaś?
– Z Pawłem.
– Znowu on… Marta, on cię wykorzystuje! Chce cię zabrać ode mnie!
– Mamo, ja nie jestem twoją własnością! – krzyknęłam pierwszy raz w życiu.
Tata podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.
– Daj jej spokój, Haniu. Marta musi żyć po swojemu.
Mama rozpłakała się. Patrzyłam na nią i czułam się winna. Przecież ona całe życie poświęciła dla mnie i taty. Nigdy nie miała przyjaciółek, nie chodziła do kina. Jej świat kończył się na naszym bloku i ogródku działkowym.
Ale czy to znaczyło, że ja też mam tak żyć?
Kolejne dni były pełne napięcia. Mama przestała ze mną rozmawiać. W domu panowała cisza, którą przerywało tylko stukanie garnków i szuranie kapci taty po korytarzu.
Pewnej nocy usłyszałam rozmowę rodziców przez cienką ścianę:
– Haniu, puść ją. Inaczej ją stracisz na zawsze.
– Nie rozumiesz? Ona jest wszystkim, co mam…
Zasypiałam ze ściśniętym gardłem.
W pracy też nie było łatwo. Koleżanki rozmawiały o kredytach hipotecznych i remontach łazienek. Ja milczałam. Bałam się przyznać, że wciąż śpię w pokoju z tapetą w misie Uszatki.
W końcu Paweł postawił sprawę jasno:
– Albo zaczniemy żyć razem, albo… nie dam rady dłużej czekać.
Bałam się stracić go tak samo jak bałam się zostawić mamę samą z jej lękami.
W sobotę spakowałam walizkę. Mama patrzyła na mnie bez słowa.
– Wrócę jutro po resztę rzeczy – powiedziałam drżącym głosem.
Nie odpowiedziała. Tylko łzy spływały jej po policzkach.
U Pawła było inaczej – cicho, spokojnie, bez ciągłego oceniania. Ale nocą nie mogłam zasnąć. Myślałam o mamie siedzącej samotnie przy stole.
Następnego dnia wróciłam po resztę rzeczy. Mama siedziała w kuchni z kubkiem herbaty.
– Marta… – zaczęła cicho – Ja tylko chciałam dla ciebie dobrze. Bałam się… że jeśli odejdziesz, już nigdy nie wrócisz.
Usiadłam obok niej i złapałam ją za rękę.
– Mamo, kocham cię. Ale muszę spróbować żyć po swojemu.
Przez chwilę milczałyśmy razem. Potem mama przytuliła mnie mocno jak wtedy, gdy byłam mała i bałam się burzy.
Dziś mieszkam z Pawłem w małym mieszkaniu na Pradze. Czasem odwiedzam rodziców – mama powoli uczy się puszczać mnie wolno. Ja uczę się być dorosła i nie wstydzić się tego, kim jestem.
Czy naprawdę można być szczęśliwym tylko wtedy, gdy spełnia się oczekiwania innych? A może prawdziwe szczęście to odwaga do życia na własnych zasadach?