Gdzie odnajdziesz spokój? Tam, gdzie mieszka cisza

Tej nocy obudziłam się o czwartej nad ranem — jakby od gwałtownego szarpnięcia, jakby ktoś wyrwał mnie ze snu. W pokoju panowała cisza. Nienaturalna, przerażająca cisza. Nie słychać było ruchu ulicznego za oknem, nie bulgotała stara lodówka, sąsiedzi z góry nie tupali, a nawet kot nie domagał się jedzenia. Przez chwilę leżałam nieruchomo, z szeroko otwartymi oczami, próbując zrozumieć, co mnie obudziło. Może to był tylko zły sen? A może coś więcej?

Weronika, mówiłam do siebie w myślach, uspokój się. Ale serce waliło mi jak oszalałe. W tej ciszy czułam się jak intruz we własnym mieszkaniu. Przypomniałam sobie rozmowę z matką sprzed kilku godzin. Znowu się pokłóciłyśmy. O nic i o wszystko naraz. O to, że nie wracam do domu na święta, że nie chcę rozmawiać o przyszłości, że nie mam jeszcze dzieci ani nawet porządnej pracy. „Weronika, kiedy ty w końcu dorośniesz?” — jej głos dźwięczał mi w uszach jak echo.

Wstałam i podeszłam do okna. Ulica była pusta, latarnie rzucały blade światło na mokry asfalt. Warszawa spała, a ja czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek. Z kuchni dobiegał ledwo słyszalny szum — jednak lodówka żyła swoim życiem. Usiadłam przy stole i zaczęłam bawić się kubkiem po herbacie. W tej ciszy każda myśl stawała się głośniejsza, każda emocja wyraźniejsza.

Telefon leżał na stole. Przez chwilę miałam ochotę zadzwonić do Pawła, mojego byłego chłopaka. Ale wiedziałam, że to nic nie zmieni. On już dawno odszedł, zostawiając po sobie tylko kilka zdjęć i wspomnienie ciepłych dłoni na mojej twarzy. „Nie potrafisz być szczęśliwa” — powiedział mi kiedyś podczas jednej z naszych kłótni. Może miał rację?

Nagle usłyszałam cichy szelest za drzwiami. To tylko kot, pomyślałam z ulgą, ale serce nadal biło mi mocno. Otworzyłam drzwi do przedpokoju i zobaczyłam Felka, który patrzył na mnie wielkimi oczami. „Chodź tutaj, głuptasie” — szepnęłam i pogłaskałam go po łbie. Przynajmniej on był przy mnie zawsze.

Wróciłam do kuchni i nalałam sobie wody. Spojrzałam na swoje odbicie w oknie — zmęczone oczy, rozczochrane włosy, blada twarz. Czy tak wygląda dorosłość? Czy tak miało być? Przypomniałam sobie dzieciństwo w małym miasteczku pod Lublinem — tam też była cisza, ale inna. Tam cisza była spokojem, tutaj była pustką.

Zadzwonił telefon. Spojrzałam na ekran — mama. O czwartej rano? Odebrałam niepewnie.

— Weronika? — jej głos był cichy i drżący.
— Mamo? Co się stało?
— Nie mogę spać… Myślałam o tobie. Przepraszam za wszystko, co powiedziałam wieczorem.

Zamilkłyśmy na chwilę. Po drugiej stronie słyszałam jej oddech.

— Ja też przepraszam — wyszeptałam.

Cisza między nami była inna niż ta nocna cisza w mieszkaniu. Była pełna niewypowiedzianych słów i żalu.

— Wiesz… czasem mam wrażenie, że wszystko robię źle — powiedziałam nagle.
— Ja też tak czasem myślę — odpowiedziała mama cicho.

Rozłączyłyśmy się po kilku minutach rozmowy o niczym i o wszystkim naraz. Położyłam telefon na stole i poczułam łzy pod powiekami. Dlaczego tak trudno nam się dogadać? Dlaczego każda rozmowa kończy się kłótnią?

Wróciłam do łóżka, ale sen nie przychodził. Myśli krążyły wokół pracy — kolejny dzień w biurze pełnym ludzi udających, że wszystko jest w porządku. Szefowa, pani Malinowska, znów będzie narzekać na moje spóźnienia i brak zaangażowania. „Weronika, musisz bardziej się starać” — powtarzała jak mantrę.

A ja nie miałam już siły się starać. Czułam się jakbym dryfowała przez życie bez celu i sensu.

Rano zadzwonił domofon. Listonosz przyniósł list polecony od ojca. Otworzyłam kopertę z drżącymi dłońmi — ojciec rzadko pisał do mnie od rozwodu z mamą. „Weroniko, wiem, że nie było miłości między mną a twoją matką, ale zawsze cię kochałem” — czytałam powoli każde słowo. „Nie pozwól, żeby przeszłość odebrała ci przyszłość”.

Usiadłam na podłodze i płakałam długo. Może właśnie dlatego tej nocy obudziła mnie cisza? Może to był znak, żeby coś zmienić?

Wieczorem zadzwoniła przyjaciółka Magda.

— Werka, co u ciebie? Słyszę w głosie, że coś jest nie tak.
— Nic nowego… Po prostu czuję się pusta.
— Chodź jutro na spacer nad Wisłę. Pogadamy.

Zgodziłam się bez wahania. Potrzebowałam kogoś bliskiego bardziej niż kiedykolwiek.

Następnego dnia siedziałyśmy na ławce nad rzeką i patrzyłyśmy na przepływające barki.

— Wiesz co? — zaczęła Magda — Może ta cisza to nie kara, tylko szansa? Może właśnie tam odnajdziesz spokój?

Patrzyłam na wodę i myślałam o tym wszystkim: o matce, ojcu, Pawle, pracy… Może rzeczywiście czas przestać uciekać przed sobą?

Dziś wieczorem znów siedzę przy oknie i patrzę na miasto pogrążone w ciszy. Już się jej nie boję. Może to właśnie tu mieszka spokój? A może dopiero muszę nauczyć się go słuchać?

Czy wy też czasem budzicie się w środku nocy i czujecie tę przerażającą ciszę? Co wtedy robicie?