Kiedy siostra staje się wrogiem: Moja walka o godność i rodzinę
– Nie wierzę, że to mówisz, Anka! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Przecież jesteśmy rodziną!
Anka stała w progu naszego mieszkania na Pradze, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Jej twarz była zimna, obca. Takiej jej nie znałam. – Rodzina rodziną, ale ja już nie mogę dłużej ciągnąć tego wszystkiego sama. Albo się dokładasz do czynszu, albo się wyprowadzasz. Proste.
Pamiętam, jak wtedy świat mi się zawalił. Wychowałyśmy się razem w małym mieszkaniu na czwartym piętrze bez windy. Nasza mama, Teresa, sprzątała klatki schodowe, a ojciec, zanim odszedł do innej kobiety, pracował na budowie. Było biednie, ale zawsze byliśmy razem. Nawet kiedy nie było na nowe buty czy podręczniki, dzieliłyśmy się wszystkim – nawet ostatnią kromką chleba.
Ale teraz wszystko się zmieniło. Anka dostała pracę w banku i nagle zaczęła patrzeć na mnie z góry. Ja po studiach nie mogłam znaleźć pracy – wszędzie słyszałam: „brak doświadczenia”. Pracowałam dorywczo w sklepie spożywczym na kasie, czasem dorabiałam korepetycjami z polskiego. Ledwo starczało mi na bilet miesięczny i jedzenie.
– Przecież wiesz, że szukam pracy! – próbowałam się bronić. – Nie wyrzucaj mnie…
– To nie jest wyrzucenie – przerwała mi chłodno. – Po prostu musisz zacząć żyć na własny rachunek. Ja już nie dam rady.
Wyszłam wtedy z mieszkania z jedną torbą ubrań i książkami. Siedziałam na ławce pod blokiem i płakałam jak dziecko. Zadzwoniłam do mamy, ale odebrał jej nowy partner, pan Zbyszek. „Teresa jest zajęta, nie może teraz rozmawiać” – usłyszałam i poczułam się jeszcze bardziej samotna.
Przez kilka tygodni tułałam się po znajomych. Spałam na kanapach, czasem w kuchni na podłodze. Nikt nie miał miejsca na dłużej. Czułam się jak intruz, ciężar dla innych. Wstydziłam się swojej sytuacji – jeszcze niedawno miałam marzenia o własnym mieszkaniu, pracy w wydawnictwie, a teraz byłam nikim.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie Magda – koleżanka ze studiów. – Słuchaj, mam pokój do wynajęcia na Ochocie. Wiem, że masz ciężko… Możesz się wprowadzić od zaraz. Zapłacisz za miesiąc, jak tylko będziesz mogła.
To był promyk nadziei. Przeprowadziłam się do Magdy i jej chłopaka Pawła. Byli dla mnie jak rodzina – gotowali razem obiady, rozmawiali ze mną wieczorami o wszystkim i o niczym. Ale ja wciąż czułam pustkę po Ance. Każdego dnia zadawałam sobie pytanie: jak mogła mnie tak potraktować?
Próbowałam znaleźć pracę wszędzie – rozsyłałam CV do szkół, wydawnictw, nawet do kawiarni i call center. W końcu dostałam etat jako asystentka w małej agencji reklamowej. Nie była to praca marzeń, ale pozwoliła mi stanąć na nogi.
Minęły miesiące. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia – pierwsze bez rodziny. Magda zaprosiła mnie do siebie na Wigilię, ale serce rwało mnie do domu. Zadzwoniłam do mamy.
– Mamo… czy mogę przyjść na Wigilię?
– Wiesz… Anka nie chce cię widzieć – powiedziała cicho mama. – Może spotkamy się po świętach?
Zamarłam. Nawet mama bała się sprzeciwić mojej siostrze.
W Wigilię siedziałam przy stole z Magdą i Pawłem, patrząc na ich szczęście i czułość. Czułam się wdzięczna za ich obecność, ale jednocześnie bolało mnie serce na myśl o tym, że własna rodzina mnie odrzuciła.
Po świętach postanowiłam napisać list do Anki:
„Anka,
Nie rozumiem twojej decyzji i bardzo mnie ona boli. Zawsze byłyśmy razem – nawet kiedy było ciężko. Teraz czuję się zdradzona i opuszczona przez najbliższą osobę. Chciałabym wiedzieć: co się stało? Czy naprawdę pieniądze są ważniejsze od siostry?”
Nie odpowiedziała.
Mijały kolejne miesiące. Zaczęłam układać sobie życie na nowo – dostałam awans w pracy, poznałam Michała, który był czuły i wyrozumiały. Powoli odzyskiwałam poczucie własnej wartości.
Pewnego dnia spotkałam Ankę przypadkiem w tramwaju. Wyglądała inaczej – zmęczona, przygarbiona.
– Cześć – powiedziałam niepewnie.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
– Cześć…
Przez chwilę milczałyśmy.
– Jak sobie radzisz? – zapytała cicho.
– Lepiej niż myślałam – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Patrzyła przez okno tramwaju.
– Przepraszam… Może nie powinnam była tak postąpić… Ale wtedy wszystko mnie przerosło…
Nie wiedziałam co powiedzieć. Chciałam ją przytulić i jednocześnie krzyczeć z bólu.
– Może kiedyś będziemy mogły o tym porozmawiać? – zapytałam cicho.
Skinęła głową i wysiadła na następnym przystanku.
Od tamtej pory minęły dwa lata. Czasem wymieniamy krótkie wiadomości na Messengerze – życzenia urodzinowe czy świąteczne pozdrowienia. Ale to już nie jest ta sama siostrzana więź co kiedyś.
Często wracam myślami do tamtych dni i pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy rodzina naprawdę jest najważniejsza? A może czasem trzeba pozwolić odejść tym, którzy nas ranią?
Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między rodziną a własnym szczęściem? Co byście zrobili na moim miejscu?