„Kasia, wpadnij na kawę!” – Gdy moja była teściowa znów pojawiła się w moim życiu, wszystko się zmieniło

– Kasia, wpadnij na kawę. Musimy porozmawiać – głos pani Haliny w słuchawce był zaskakująco łagodny, ale wyczuwałam w nim napięcie. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Ostatni raz rozmawiałyśmy ponad trzy lata temu, tuż po moim rozwodzie z jej synem, Tomkiem. Wtedy powiedziała mi rzeczy, które bolały bardziej niż same słowa Tomka. „Zniszczyłaś mu życie”, „Zawsze wiedziałam, że nie jesteś dla niego odpowiednia”. Te zdania wracały do mnie w snach, a teraz… teraz ona chce się spotkać?

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, analizując każde nasze dawne spotkanie, każdą kłótnię przy świątecznym stole, każde spojrzenie pełne rozczarowania. Zawsze czułam się przy niej jak intruz. Nawet kiedy byłam już żoną Tomka, nawet kiedy urodziłam jej wnuczkę, Zosię. Nigdy nie byłam „wystarczająco dobra”.

Rano długo patrzyłam w lustro. Czy powinnam tam iść? A jeśli to pułapka? Może chce mi powiedzieć coś jeszcze bardziej bolesnego? Ale z drugiej strony… może to szansa na zamknięcie tego rozdziału? Zosia od miesięcy dopytywała o babcię Halinę. „Czemu już nie przychodzi?” – pytała z dziecięcą szczerością. Nie umiałam jej odpowiedzieć.

W końcu ubrałam się i wyszłam. Po drodze serce waliło mi jak młot. Przed drzwiami jej mieszkania zawahałam się jeszcze raz. Zadzwoniłam. Otworzyła niemal natychmiast.

– Kasia… – powiedziała cicho i przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. Zmarszczki na jej twarzy wydawały się głębsze niż kiedyś, a oczy miała zaczerwienione.

Usiadłyśmy w kuchni. Zapach kawy był znajomy, ale atmosfera gęsta jak nigdy wcześniej.

– Dziękuję, że przyszłaś – zaczęła niepewnie. – Wiem, że nie mam prawa cię prosić o nic po tym wszystkim…

– Po tym wszystkim? – przerwałam jej ostrzej, niż zamierzałam. – Po tym, jak wyrzuciła mnie pani z domu? Po tym, jak powiedziała pani Tomkowi, żeby walczył o Zosię w sądzie?

Pani Halina spuściła wzrok.

– Wiem… Wiem, że byłam okropna. Ale… ja wtedy myślałam, że chronię syna. Że ty… że ty chcesz go skrzywdzić.

– Skrzywdzić? To on mnie zdradził! – głos mi zadrżał. – To on zostawił mnie dla tej swojej koleżanki z pracy! A pani… pani zamiast mnie wesprzeć, dobiła mnie jeszcze bardziej.

W kuchni zapadła cisza. Słychać było tylko tykanie zegara i szum czajnika.

– Kasia… ja przez te lata dużo myślałam – powiedziała cicho. – Straciłam syna, bo wyjechał do Niemiec i prawie nie dzwoni. Straciłam ciebie… i Zosię też. A ona jest moją jedyną wnuczką.

Poczułam łzy pod powiekami. Przez chwilę chciałam ją przytulić, ale wspomnienia były zbyt świeże.

– Dlaczego teraz? – zapytałam drżącym głosem.

– Bo jestem sama – odpowiedziała szczerze. – Bo boję się, że umrę i nikt nawet nie zauważy.

Siedziałyśmy tak długo w milczeniu. W końcu wyciągnęła do mnie rękę.

– Przepraszam cię, Kasiu. Za wszystko. Za to, że byłam ślepa i dumna. Za to, że nie widziałam twojego cierpienia.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przeprosiny były szczere, ale czy wystarczą? Czy można wybaczyć komuś lata upokorzeń i żalu?

– Zosia często o pani pyta – powiedziałam w końcu cicho.

Na twarzy pani Haliny pojawił się cień uśmiechu.

– Mogłabym ją zobaczyć? Choćby na chwilę?

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Zosia rzuciła mi się na szyję.

– Mamo! Byłaś u babci Haliny?

Pokiwałam głową.

– Chciałaby cię zobaczyć. Chcesz pójść?

Oczy Zosi rozbłysły radością.

Kilka dni później poszłyśmy razem do pani Haliny. Zosia od razu rzuciła jej się na szyję, jakby nigdy nie było tej długiej przerwy. Patrzyłam na nie i czułam mieszankę ulgi i strachu. Czy dobrze robię? Czy nie narażam siebie i córki na kolejne rozczarowanie?

Z czasem spotkania stały się regularne. Pani Halina starała się być inną babcią niż kiedyś teściową – ciepłą, troskliwą, cierpliwą wobec Zosi i wobec mnie. Ale przeszłość wracała czasem niespodziewanie: w rozmowach o Tomku, w świętach spędzanych osobno, w drobnych docinkach, które czasem wymykały jej się mimochodem.

Pewnego dnia podczas wspólnego obiadu Zosia zapytała:

– Babciu, dlaczego nie mieszkasz już z tatą?

Pani Halina spojrzała na mnie bezradnie.

– Bo czasem dorośli się kłócą i muszą żyć osobno – odpowiedziałam spokojnie.

Po obiedzie pani Halina podeszła do mnie do kuchni.

– Kasiu… ja naprawdę żałuję wszystkiego. Wiem, że nie naprawię przeszłości, ale… czy mogłabyś mi kiedyś wybaczyć?

Patrzyłam na nią długo.

– Nie wiem… Ale próbuję.

Wyszłam wtedy na balkon i długo patrzyłam na szare blokowisko mojego osiedla. Ile rodzin przechodzi przez podobne piekło? Ile matek i córek walczy o odrobinę zrozumienia?

Dziś wiem jedno: przebaczenie to proces, a nie decyzja z dnia na dzień. Ale czy można naprawdę zacząć od nowa po tylu ranach? Czy Wy bylibyście w stanie wybaczyć komuś tak bliskiemu tak wielką krzywdę?