Zgubiony numer telefonu – historia o matce, córce i tym, co naprawdę tracimy

Znowu to samo… — Mamo, ile można?! — krzyknęłam, rzucając telefon na stół tak mocno, że ekran zamigotał i zgasł. — Codziennie to samo! Każdego cholernie dnia!

Mama spojrzała na mnie zaskoczona, jakby nie rozumiała, o co mi chodzi. Zacisnęła dłoń na swoim starym telefonie z przyciskami, z których zdążyły się już zetrzeć cyfry. — Kinguś, kochanie, ja nie specjalnie… — zaczęła cicho, ale już nie słuchałam. W mojej głowie kłębiły się myśli: ile jeszcze razy będę musiała tłumaczyć jej te same rzeczy? Ile razy będę szukać dla niej kontaktów, które gubi w swoim archaicznym telefonie?

— Przecież tłumaczyłam ci już sto razy! — wrzasnęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. — Wystarczy zapisać numer w książce telefonicznej! Albo chociaż na kartce! Ale nie, ty zawsze wszystko gubisz!

Mama spuściła wzrok. Przez chwilę w kuchni panowała cisza, którą przerywało tylko tykanie zegara i cichy szum lodówki. — Przepraszam, Kinga. Ja po prostu… czasem zapominam — powiedziała w końcu.

Wtedy poczułam wyrzuty sumienia. Przecież wiem, że mama się stara. Wiem też, że odkąd tata odszedł dwa lata temu, wszystko jest dla niej trudniejsze. Ale ja też mam swoje życie! Praca w agencji reklamowej, wieczne nadgodziny, wieczorne kursy angielskiego… Nie mam czasu być jej osobistą asystentką.

— Kogo tym razem zgubiłaś? — zapytałam już ciszej.

— Panią Wiesię z przychodni… Miała zadzwonić z wynikami badań. A ja… przez przypadek usunęłam numer…

Westchnęłam ciężko. Znowu to samo. Mama od kilku miesięcy choruje na serce. Każda wizyta u lekarza to dla niej stres, a dla mnie kolejne godziny spędzone na załatwianiu spraw, które powinna ogarniać sama.

— Daj ten telefon — powiedziałam chłodno. Wzięłam jej aparat do ręki i zaczęłam przeszukiwać listę kontaktów. Nic. Pustka.

— Może masz gdzieś zapisane na kartce? — spytałam z nadzieją.

Mama pokręciła głową. — Chyba wyrzuciłam przez przypadek…

Poczułam, jak narasta we mnie frustracja. — Mamo, ja naprawdę nie mam czasu na takie rzeczy! Muszę zaraz wracać do pracy!

— Wiem… Przepraszam…

Wtedy zadzwonił mój telefon. To był Bartek, mój chłopak. Odrzuciłam połączenie. Nie miałam siły rozmawiać z nim o niczym innym niż o tej cholernej sytuacji.

Mama usiadła przy stole i zaczęła nerwowo skubać brzeg obrusu. — Kinga… ja wiem, że ci przeszkadzam… Może powinnam sobie radzić sama…

— Nie o to chodzi! — wybuchłam znowu. — Po prostu… czemu nie możesz zapamiętać tych numerów? Albo nauczyć się obsługi nowego telefonu?

Mama spojrzała na mnie smutno. — Boję się tych nowych rzeczy… Wszystko jest takie trudne…

Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. W jej oczach zobaczyłam łzy.

— Kiedyś wszystko było prostsze — szepnęła mama. — Miałam zeszyt z numerami, pamiętałam wszystko… Teraz wszystko mi ucieka z głowy…

Poczułam ukłucie w sercu. Przypomniałam sobie dzieciństwo: mama zawsze wiedziała, gdzie są moje ulubione kredki, znała na pamięć numery do wszystkich moich koleżanek ze szkoły. Teraz to ja powinnam być tą odpowiedzialną.

— Przepraszam, mamo — powiedziałam cicho. — Nie chciałam krzyczeć.

Mama uśmiechnęła się blado. — Wiem, że masz dużo na głowie… Ja po prostu czasem się boję…

Wzięłam ją za rękę. Jej dłoń była sucha i chłodna. — Znajdziemy ten numer razem, dobrze?

Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy. Potem zaczęłyśmy przeszukiwać szuflady w kuchni, stare notesy i kartki porozrzucane po całym mieszkaniu. W końcu znalazłyśmy wizytówkę pani Wiesi wetkniętą między rachunki za prąd.

— Jest! — krzyknęłam triumfalnie.

Mama uśmiechnęła się szeroko pierwszy raz tego dnia. — Dziękuję ci, Kinguś…

Przez moment poczułam ulgę i coś jeszcze – ciepło, które pamiętałam z dzieciństwa.

Wieczorem wróciłam do siebie do mieszkania na Mokotowie. Bartek czekał już na mnie z kolacją i pytającym spojrzeniem.

— Znowu kłótnia z mamą? — zapytał delikatnie.

Pokiwałam głową i opowiedziałam mu wszystko od początku do końca.

— Może twoja mama po prostu się boi? Może czuje się samotna? — zapytał.

Zastanowiłam się nad tym długo tej nocy. Czy naprawdę jestem aż tak zajęta własnym życiem, że nie widzę jej lęków? Czy potrafię jeszcze być dla niej wsparciem?

Następnego dnia zadzwoniłam do mamy bez powodu – tylko po to, żeby zapytać jak się czuje i czy czegoś nie potrzebuje.

— Wszystko dobrze, Kinguś — odpowiedziała spokojnie. — Dziękuję, że zadzwoniłaś.

Odłożyłam słuchawkę i poczułam łzy pod powiekami.

Czasem myślę: ile jeszcze razy zgubię coś ważnego przez własną złość i pośpiech? Czy kiedyś nauczę się słuchać naprawdę – zanim będzie za późno?