Kiedy Paweł odszedł, zostawiając mnie w rozpaczy. Dwa lata później stanął w moich drzwiach…
— Laura, ile razy mam ci powtarzać, że nie dam rady tak dłużej? — głos Pawła odbijał się echem w mojej głowie, choć minęły już dwa lata od tamtej rozmowy. Stałam wtedy w kuchni, z rękami zanurzonymi w pianie, próbując zmyć talerze po kolacji. On stał w progu, z walizką w ręku, a ja czułam, jak świat mi się wali.
Dziś znów siedzę na ławce w parku, śnieg pada mi na ramiona, a ja nie czuję zimna. Wpatruję się w białą pustkę przed sobą i próbuję zrozumieć, jak to się stało, że zostałam sama z trójką dzieci. Najstarszy — Gabryś — kończy właśnie trening piłki nożnej. Muszę zaraz po niego pójść, potem zawieźć najmłodszego — Kacpra — do żłobka, a potem wrócić do domu do malutkiej Julki. Każdy dzień to walka z czasem i własnymi myślami.
Dwa lata temu Paweł po prostu wyszedł. Bez słowa wyjaśnienia. Zostawił mnie z długami, nieopłaconym czynszem i trójką dzieci. Przez pierwsze miesiące żyłam jak w amoku. Mama powtarzała: „Musisz być silna dla dzieci”. Ale jak być silną, kiedy serce pęka na tysiąc kawałków?
Pamiętam tamten dzień, kiedy Gabryś zapytał: — Mamo, czy tata już nas nie kocha?
Nie umiałam odpowiedzieć. Przytuliłam go tylko mocno i płakałam razem z nim.
Przez te dwa lata nauczyłam się wszystkiego od nowa. Jak naprawić cieknący kran, jak rozmawiać z nauczycielką Gabrysia o jego problemach w szkole, jak tłumaczyć Julce, dlaczego tata nie przychodzi na jej urodziny. Każda noc była walką z samotnością i lękiem o jutro.
Pracowałam na dwa etaty: rano w sklepie spożywczym u pana Zbyszka, wieczorami sprzątałam biura. Czasem nie miałam siły nawet się uśmiechnąć do dzieci. Ale one były moją motywacją.
Najgorsze były święta. Wszyscy razem przy stole, a obok puste miejsce po Pawle. Mama patrzyła na mnie ze smutkiem, tata milczał. Brat próbował żartować, ale atmosfera była ciężka jak ołów.
— Laura, musisz mu wybaczyć — powiedziała kiedyś mama. — Ludzie popełniają błędy.
Ale ja nie potrafiłam. Każde wspomnienie bolało jak świeża rana.
Aż do dzisiaj.
Wróciłam do domu po długim dniu. Dzieci bawiły się w pokoju, a ja próbowałam ogarnąć bałagan w kuchni. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam przez wizjer i… serce mi stanęło.
Paweł.
Stał tam, jakby czas się zatrzymał. Trochę starszy, z siwymi pasmami we włosach, ale ten sam wyraz twarzy — mieszanka skruchy i nadziei.
— Laura… — zaczął cicho. — Mogę wejść?
Zamarłam. Przez chwilę chciałam zamknąć drzwi przed jego nosem. Ale dzieci usłyszały jego głos i wybiegły do przedpokoju.
— Tata! — krzyknęła Julka i rzuciła mu się na szyję.
Gabryś stał z boku, patrząc na niego nieufnie. Kacper schował się za moją nogą.
Wpuściłam go do środka. Usiadł na kanapie i przez chwilę panowała niezręczna cisza.
— Wiem, że nie zasługuję na drugą szansę — powiedział w końcu Paweł. — Ale musiałem wrócić. Przez te dwa lata myślałem tylko o was.
— Myślałeś? — przerwałam mu ostro. — A kiedy płakałam po nocach? Kiedy Gabryś miał gorączkę i nie wiedziałam, co robić? Kiedy nie miałam za co kupić jedzenia?
Paweł spuścił głowę.
— Laura… Zawaliłem wszystko. Byłem tchórzem. Uciekłem przed odpowiedzialnością, bo bałem się, że sobie nie poradzę. Ale teraz wiem, że bez was nie mam nic.
Dzieci patrzyły na nas szeroko otwartymi oczami. Czułam ich napięcie i nadzieję jednocześnie.
— Chcę naprawić to, co zepsułem — mówił dalej Paweł. — Wiem, że to nie będzie łatwe. Ale proszę cię… pozwól mi być ojcem dla naszych dzieci.
Milczałam długo. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: jego zdrada, samotność, łzy Gabrysia… Ale też chwile szczęścia sprzed lat: wspólne wakacje nad morzem, wieczory przy herbacie, śmiech dzieci.
— Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć — powiedziałam w końcu cicho. — Ale dzieci zasługują na ojca.
Paweł skinął głową ze łzami w oczach.
Od tamtego dnia minęło kilka tygodni. Paweł przychodzi codziennie po pracy, pomaga przy dzieciach, naprawił cieknący kran i pierwszy raz od dawna widziałam uśmiech na twarzy Gabrysia.
Ale we mnie wciąż jest lęk i żal. Boję się zaufać ponownie. Boję się znów zostać sama.
Czasem patrzę na Pawła i pytam siebie: czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy warto dać drugą szansę komuś, kto raz już zawiódł?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy serce matki potrafi zapomnieć o bólu dla dobra dzieci?