Po pięćdziesiątce myślałam, że to już niemożliwe. A jednak mój mąż zakochał się… w koleżance z pracy
— Co to za zapach? — zapytałam, kiedy tylko przekroczył próg. Stałam w kuchni, mieszając zupę, a on jak zwykle rzucił torbę na krzesło i przeszedł obok mnie bez słowa. Pachniał inaczej. Nie jak zawsze, nie jak nasz dom, nie jak on. Ten zapach był świeży, lekko słodki, z nutą czegoś obcego.
— W łazience stała, pewnie przypadkiem psiknąłem — rzucił przez ramię, nawet na mnie nie patrząc. Uśmiechnęłam się wtedy, bo przecież mój Andrzej nigdy nie używał perfum. Mówił, że nie znosi pachnieć jak reklama z telewizji. Uznałam to za przypadek. Dziś wiem, że to był początek końca.
Przez kolejne tygodnie coraz częściej wracał później z pracy. Znikał na dłużej, tłumacząc się nadgodzinami albo spotkaniami służbowymi. Zawsze miał jakieś wytłumaczenie. Ja zostawałam sama w naszym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie, patrząc przez okno na szare bloki i zastanawiając się, kiedy ostatni raz naprawdę rozmawialiśmy.
Pewnego wieczoru, kiedy wrócił wyjątkowo późno, postanowiłam nie udawać, że wszystko jest w porządku.
— Andrzej, co się dzieje? — zapytałam cicho, kiedy usiadł naprzeciwko mnie przy stole. — Ostatnio jesteś inny. Nie rozmawiamy już tak jak kiedyś.
Spojrzał na mnie z irytacją.
— Przesadzasz, Hania. Mam dużo pracy. Ty zawsze musisz coś wymyślać.
Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, czując narastający niepokój. Rano znalazłam w jego marynarce paragon z drogerii — damskie perfumy i szminka. Wtedy po raz pierwszy poczułam lodowaty strach.
Zaczęłam obserwować go uważniej. Zauważyłam, że częściej zerka w telefon, uśmiecha się do siebie podczas pisania wiadomości. Kiedy próbowałam zaglądać mu przez ramię, odsuwał się nerwowo.
W pracy koleżanki mówiły mi: „Hania, może przesadzasz? Może to kryzys wieku średniego?” Ale ja czułam pod skórą, że to coś więcej.
W końcu nie wytrzymałam. Pewnego popołudnia pojechałam pod jego biuro. Stałam w samochodzie i patrzyłam, jak wychodzi razem z nią — Magdą z księgowości. Uśmiechali się do siebie, szli blisko siebie, a potem… ona poprawiła mu szalik i dotknęła jego ramienia tak, jak ja kiedyś dotykałam.
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Cały wieczór czekałam na niego w milczeniu. Kiedy wszedł do mieszkania, spojrzałam mu prosto w oczy.
— Wiem o wszystkim — powiedziałam cicho.
Zamarł. Przez chwilę miałam nadzieję, że zaprzeczy, powie, że to nieprawda. Ale on tylko spuścił głowę.
— Hania… Ja… Nie wiem, co powiedzieć.
— To powiedz prawdę — wyszeptałam.
Usiadł ciężko na krześle.
— Nie planowałem tego. Po prostu… Magda mnie rozumie. Przy niej czuję się młodszy. Ty ciągle jesteś smutna, zamknięta w sobie…
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz.
— A może jestem smutna właśnie przez ciebie? — wybuchłam nagle. — Może dlatego, że od miesięcy czuję się niewidzialna?
Nie odpowiedział. Wyszedł do drugiego pokoju i zamknął drzwi.
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Andrzej coraz częściej nocował poza domem. Nasza córka Ola zadzwoniła pewnego wieczoru:
— Mamo, co się dzieje? Tata nie odbiera ode mnie telefonu…
Nie wiedziałam, co jej powiedzieć. Nie chciałam burzyć jej świata.
W końcu Andrzej przyszedł do mnie z walizką.
— Hania… Muszę odejść. Potrzebuję czasu dla siebie.
Patrzyłam na niego bez słowa. Po tylu latach wspólnego życia zostałam sama w pustym mieszkaniu pełnym wspomnień.
Pierwsze tygodnie były najgorsze. Nie mogłam spać, nie miałam siły jeść ani rozmawiać z ludźmi. Ola przyjechała do mnie kilka razy, próbowała mnie pocieszyć:
— Mamo, jesteś silna. Przetrwasz to.
Ale ja czułam się jak cień samej siebie.
Z czasem zaczęłam wychodzić na spacery po Kabatach. Spotkałam starą znajomą ze szkoły — Grażynę. Zaprosiła mnie na kawę.
— Hania, życie nie kończy się po pięćdziesiątce! — śmiała się serdecznie. — Może czas pomyśleć o sobie?
Jej słowa długo dźwięczały mi w głowie. Zaczęłam chodzić na zajęcia jogi dla seniorów, zapisałam się na kurs fotografii. Powoli odzyskiwałam siebie.
Andrzej czasem dzwonił — pytał o Olę albo o sprawy urzędowe. Nigdy nie zapytał: „Jak się czujesz?”
Pewnego dnia spotkałam go przypadkiem w sklepie spożywczym. Stał przy kasie z Magdą u boku. Spojrzał na mnie niepewnie.
— Hania…
Uśmiechnęłam się lekko.
— Wszystko w porządku — powiedziałam spokojnie i minęłam ich bez żalu.
Dziś wiem, że życie potrafi zaskoczyć nawet wtedy, gdy wydaje nam się, że już nic dobrego nas nie czeka. Nadal boli mnie zdrada Andrzeja, ale nauczyłam się żyć dla siebie i doceniać małe rzeczy: poranną kawę na balkonie, rozmowy z Olą, śmiech Grażyny.
Czasem zastanawiam się: czy można jeszcze zaufać drugiemu człowiekowi? Czy po tylu latach budowania wspólnego życia można zacząć od nowa? Może wy też macie podobne doświadczenia? Jak sobie z tym poradziliście?