Bicie Serca: Powrót do Starego Miasta
– Bolesław Arkadiusz, nie musisz sam jechać do naszej filii. Niech Jadwiga zawiezie dokumenty – powiedział dyrektor niechętnie, nawet nie podnosząc wzroku znad papierów. Przez chwilę miałem ochotę się zgodzić, ale coś we mnie zapulsowało. Może to było to stare bicie serca, które zawsze przyspieszało na myśl o powrocie do rodzinnego miasta.
– Przepraszam, ale chciałbym osobiście. To moje rodzinne miasto. Dawno tam nie byłem – odpowiedziałem cicho, czując jak dłonie mi się pocą.
Dyrektor spojrzał na mnie uważniej, jakby próbował odczytać coś z mojej twarzy.
– Czy rodzice tam mieszkają? – zapytał łagodniej.
– Nie. Mamę zabrałem tutaj, ale…
– Rozumiem – przerwał mi, kiwając głową. – Mała ojczyzna to świętość. Dobrze, jedź.
Wyszedłem z gabinetu, czując dziwną ulgę i niepokój jednocześnie. Od lat unikałem tego miasta. Odkąd ojciec odszedł, a mama zachorowała, wszystko się posypało. Zabrałem ją do siebie do Warszawy, próbując zacząć od nowa. Ale przeszłość nie daje o sobie zapomnieć.
W drodze na dworzec czułem narastające napięcie. W głowie słyszałem głos ojca: „Bolek, nie uciekaj przed problemami!”. Ale przecież uciekłem. Zostawiłem wszystko za sobą – dom, przyjaciół, nawet Magdę…
Pociąg sunął przez znajome krajobrazy. Pola, lasy, stare przystanki – wszystko wyglądało tak samo jak kiedyś, a jednak inaczej. Wysiadłem na peronie i poczułem zapach wilgotnej ziemi. Serce zaczęło bić szybciej.
Pierwsze kroki skierowałem do hotelu. Nie miałem odwagi wrócić do naszego domu na ulicy Lipowej. Wynająłem pokój z widokiem na rynek. Przez okno widziałem ludzi spieszących się do pracy, dzieci bawiące się na placu zabaw. Wszystko wydawało się takie zwyczajne, a ja czułem się jak intruz.
Następnego dnia rano poszedłem do filii firmy. Formalności zajęły mi godzinę. Wszyscy byli uprzejmi, ale czułem ich ciekawskie spojrzenia. „To ten Arkadiusz? Syn tego Arkadiusza?” – szeptali za moimi plecami.
Po południu postanowiłem przejść się po mieście. Mijając stary dom kultury, usłyszałem znajomy głos:
– Bolek? To naprawdę ty?
Odwróciłem się i zobaczyłem Magdę. Stała z córką za rękę – jej córką, nie moją…
– Magda… – wyszeptałem.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. W jej oczach widziałem żal i coś jeszcze – może cień dawnej miłości?
– Myślałam, że już nigdy tu nie wrócisz – powiedziała cicho.
– Musiałem… Załatwiam sprawy służbowe…
– Służbowe… – powtórzyła z goryczą. – Zawsze miałeś wymówkę.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Chciałem ją przeprosić za wszystko – za to, że wyjechałem bez słowa, że zostawiłem ją samą z naszymi planami i marzeniami.
– Magda… Przepraszam…
– Nie musisz – przerwała mi ostro. – Już dawno przestałam czekać.
Odwróciła się i odeszła z córką. Patrzyłem za nimi długo, aż zniknęły za rogiem ulicy.
Wieczorem poszedłem pod nasz stary dom. Stał pusty, z wybitymi szybami i odpadającym tynkiem. Przypomniałem sobie dzieciństwo – śmiech mamy w kuchni, krzyki ojca w salonie…
Nagle usłyszałem za sobą kroki.
– Bolek? To ty?
To był mój młodszy brat, Marek. Nie widzieliśmy się od lat.
– Marek…
– Myślałem, że już nigdy tu nie wrócisz – powiedział z wyrzutem.
– Musiałem… Mama prosiła…
Marek spojrzał na mnie z gniewem.
– Mama prosiła cię o wiele rzeczy! A ty zawsze miałeś ważniejsze sprawy!
Zamilkliśmy obaj. W powietrzu wisiało napięcie lat rozłąki i niewypowiedzianych pretensji.
– Marek… Przepraszam…
– Przeprosiny niczego nie zmienią! – krzyknął i odszedł w ciemność.
Zostałem sam pod starym domem. Poczułem się jak dziecko, które zgubiło drogę do domu.
Następnego dnia odwiedziłem grób ojca na cmentarzu za miastem. Stałem długo w milczeniu, próbując znaleźć w sobie siłę do przebaczenia – jemu i sobie samemu.
Wieczorem zadzwoniła mama.
– Bolek? Wszystko w porządku?
– Tak, mamo… Wszystko dobrze…
Ale to nie była prawda. Nic nie było dobrze.
Ostatniego dnia przed wyjazdem spotkałem Magdę jeszcze raz – przypadkiem, w sklepie spożywczym.
– Bolek…
– Magda…
Tym razem rozmawialiśmy spokojniej. Opowiedziała mi o swoim życiu, o córce, o tym jak trudno było jej pogodzić się z moim odejściem.
– Wiesz… Czasem myślę, że gdybyś został… wszystko byłoby inaczej – powiedziała cicho.
– Ja też tak myślę – odpowiedziałem szczerze.
Pożegnaliśmy się bez słów. Wiedziałem, że już nigdy nie będziemy razem, ale poczułem ulgę – jakby jakiś ciężar spadł mi z serca.
W pociągu powrotnym patrzyłem przez okno na znikające za horyzontem miasteczko. Zastanawiałem się: czy można naprawdę wrócić do domu? Czy da się naprawić to, co zostało złamane?
Może każdy z nas nosi w sobie takie bicie serca – tęsknotę za miejscem, którego już nie ma? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy warto wracać do przeszłości?